23. Cała prawda

138 27 4
                                    

Po kłótni z Jacobem, ukryłam się w bibliotece. Siedziałam tam do pory kolacji, nie czując głodu. Bardziej przejmowałam się tym, że brat mógł się już do mnie nie odezwać. I miałby ku temu powody.

Poza tym naprawdę nie chciałam ponownie czuć tego samego uczucia. Jacob był moim bratem a nie kimś wyżej postawionym ode mnie. Nawet sobie obiecaliśmy, że nasza relacja nigdy się nie zmieni na tą między szefem a asystentem lub służącym. Jednak tak właśnie się czułam, gdy pokazywałam bratu dowody zbrodni królowej. Zaś on nie starał się tego zmienić. Co więcej, zaraz po przejrzeniu dokumentów, wyszedł z nimi bez słowa czy też pozwolenia ich zabrania.

Oparłam głowę o książki, zamykając oczy. Spodziewałam się bardziej, że będzie wściekły, będzie krzyczeć lub rzucać czymś. Ale zamiast tego jedynie krzyczał i mocno trzymał mój nadgarstek, by na koniec porzucić mnie, milcząc. Jak gdybym nie była godna usłyszeć od niego więcej.

Spojrzałam na lewą dłoń. Na skórze dalej było widać odciski palców, które zaczynały wyglądać jak siniaki. Nie pozwoliłam pokojówkom obandażować ręki, bo też nie chciałam by było to aż tak widoczne.

Westchnęłam.

Co teraz powinnam zrobić? Błagać Jacoba o wybaczenie?

Ale czy na pewno ponosiłam jakąś winę?

Odsunęłam się od regału i zaczęłam iść w prawo dotykając wierzchów książek. W ten sposób chciałam zastanowić się co zrobić. Byłam od jutra pod nadzorem, a także wtedy zacznie się dochodzenie w sprawie królowej.

Każdy nasz ruch będzie później przekazywany dziadkowi. A więc dowie się również o zmianie naszej relacji z Jacobem. Tego nie chciałam. Wolałabym to jakoś naprawić nim się dowie.

Jednak wina była po obu stronach i wybaczenie należało przyjąć lub odrzucić. Wobec czego nie mogłam być pewna, czy Jacob zdecyduje się zaakceptować moje przeprosiny. A także zrobić to samo - przeprosić mnie za ten jego wybuch. Zwłaszcza, że nie chciałam źle. Pragnęłam go tylko chronić.

Ruszyłam między regałami, zaraz potem zamierając w bezruchu. W cieniu stał mężczyzna, idealnie ukryty przed zachodzącym słońcem. Ale ja znałam tę sylwetkę i rozpoznałabym ją wszędzie, nawet w takim świetle.

Albert.

Jak długo tam stał? Z tamtego miejsca musiał widzieć co robiłam, w końcu znajdował się na półpiętrze. Zapewne schodził z antresoli i postanowił tam zostać, gdy zobaczył, że chodziłam po bibliotece. Żeby nie zostać wykrytym, musiał tam się zatrzymać i wpatrywać co takiego wyczyniam.

Jednak Albert nie wyglądał, jak gdyby zamierzał wyjść. Raczej czekał aż go odkryją, bo inaczej nie wykonałby swojego kolejnego ruchu. Mężczyzna zszedł, dalej ukrywając się w cieniu, tak abym nie dostrzegła wyrazu jego twarzy. Jakbym nie powinna go teraz widzieć, co było dziwne.

Spokojnie zaczęłam przeglądać książki na regale obok mnie. Były to głównie opisy historycznych wizyt rodzin królewskich z innych królestw. Takie coś było tu zawsze, tak aby móc przygotować się na wizytę kogoś z danej rodziny.

Tym samym pokazałam Albertowi, że może albo do mnie podejść, albo wyjść. Dałam mu wybór, odrobinę licząc, że zostanie. Przestałam pragnąć być sama w tym olbrzymim miejscu. A nikt nie odważy się wejść do środka, gdy dowie się (od rycerzy pilnujących od zewnątrz), że księżniczka była w środku. Zwłaszcza po tym, co zrobiłam. W dodatku nawet moje pokojówki uznawały tę zasadę.

- Nie sądziłem, że cię tu znajdę, księżniczko - rzucił Albert opierając się ramieniem o regał dość blisko mnie. - Z tego, co wiem, przeczytałaś wszystkie książki z tej sekcji. Bibliotekarz cię zdradził.

Zabiorę wam wszystkoWhere stories live. Discover now