Forgetting Envies ~ Rozdział 38

209 29 20
                                        

Liczyły się sekundy.

Lan Wangji wyczuł wiszącą nad Zaciszem Obłoków śmierć. Powietrze stało się ciężkie, a wraz z tym i jego serce zaczynało bić szybciej, choć pod pozorami ucisku w piersi wydawało się, że za moment stanie i nie zabije po raz kolejny. Przeżył coś podobnego wieki temu, kiedy armia zbliżała się do jego domu, siejąc po drodze zniszczenie i przynosząc tylko śmierć. Wtedy wiedział, że nadchodzi ostatnie spotkanie z wieloma członkami jego sekty, dziś próbował odrzucić to przeczucie i zawalczyć z całych sił o drogich mu ludzi.

Przemknął na mieczu nad całym Zaciszem Obłoków, udając się w kierunku swojej rezydencji. To z tego miejsca wydobywała się najsilniejsza energia. Do tego demoniczna i nie pochodziła od Wen Ninga. Umiał odróżnić źródło mocy, dwa tysiące lat temu nauczył się, jak odróżnić siłę Wei Wuxiana od innych, od tych, którzy spiskowali przeciw niemu i próbowali przypisać mu zbrodnie, których nie dokonał. Ta sama energia wkroczyła do jego domu.

Nie wybaczy.

Tym jednym stwierdzeniem odrzucił wszystkie nauki, leżące u podstaw sekty Lan. Nie zawsze te nauki były właściwe...

— Hanguang—jun! — zawołali dwaj uczniowie, klęczący nad Cao Baozhai.

Zeskoczył z miecza. Obrócił się w powietrzu i gładko wylądował na ziemi, dotykając powierzchni tylko lewą stoją. Odepchnął mocą dwójkę uczniów na bok i sam przystąpił do oddawania energii ten kobiecie. Jej stan był krytyczny, z trudem oddychała, chwyciła ją gorączka, a do tego krwawienie nie ustawało.

Lan Wangji widział nieliczne szanse na uratowanie jej życia starymi sposobami, ale czasem należało podjąć to ryzyko. Skupił w dwóch palcach wiązkę energii i cisnął ją prosto w ranę kobiety. Chwyciły nią konwulsje. Z obu stron wsparci mistrza uczniowie, przytrzymując kobietę za głowę i za nogi. Drgawki stawały się coraz silniejsze, nieprzytomny organizm reagował na ból regeneracyjny. Wiązka energii scalała uszkodzone komórki. Rana była zbyt głęboka, więc Lan Wangji postanowił odbudować najważniejsze organy.

Nagle ręka Cao Baozhai złapała Nieśmiertelnego Mistrza za szatę. Uczniowie nie zdołali zareagować. Otworzyli oczy ze zdumienia, nie wierząc, że w tym stanie była gotowa jeszcze się ruszyć. Oczy miała przymknięte, ale za to usta zaczęły się poruszać, jakby chciała ostatkiem sił przekazać wiadomość o porwanym chłopcu.

Lan Wangji uszanował jej poświęcenie.

Pochylił ucho nad jej twarzą i wsłuchał się w ostatnie pojękiwania.

— Lan Shizhui... zabrał... chłopca... — dotarły do Lan Wangji słowa.

Odsunął się i zagryzł wargę aż do krwi. Strużka pociekła po jego brodzie, skapując na leczoną ranę kobiety, którą zadał jego własny syn.

Czyżby był głupcem przez dwa tysiące lat?

Rozrysował znak w powietrzu, trzy linie od życia, trzy od spokoju i ostatnie trzy dla ducha. Cisnął je w tors kobiety, po czym rzekł:

— Zabierzcie ją do szpitala.

— Mistrzu, dzwoniłem, nie chcieli przybyć – przypomniał uczeń. Czuł się bezradny, jakakolwiek pomoc z jego strony kończyła się klęską, nie potrafił nawet wezwać karetki.

— Przyjmą ją, jeśli przyniesiecie ranną osobę na izbę przyjęć — wyjaśnił Lan Wangji, wstając. — Inaczej nie uratujemy jej życia. Wezwij taksówkę. Pojedź tam i uratuj ją.

Podał uczniowi parę banknotów, które wyciągnął zza szaty. Jego rola na tym się skończyła. Oddalił się w kierunku rezydencji, usiadł na trawie, nieopodal miejsca, na którym widniały ślady krwi. Gniew się w nim wezbrał. Gdyby nie wieki kultywacji, rozgromiłby całe to miejsce. Powoli zaczynał rozumieć, co oznaczały wyrzuty sumienia powstałe przez własne błędy, nawet jeśli pierwotnie niosły za sobą same dobre chęci.

[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shiWhere stories live. Discover now