Rezydencja rodziny Wei nagle stała się pożogą. Wspomnienie jakby ożyło, żywiąc się duszą Nieśmiertelnego Mistrza. Domy płonęły. Jęki i krzyki uwięzionych dzieci niosły się między bitewnymi rykami nawołującymi do walki. W tym czasie niewielu pamiętało o najsłabszych, najmłodszych. Sam Lan Wangji, niesiony ferworem walki, brnął ku przeciwnikowi, nie zważając, że w domu, który zniszczył, została uwięziona trójka dzieci.
Nigdy sobie nie wybaczył. Nawet jeśli dusze zmarłych dawno w melodii guqina przyniosły sobie ukojenie, to Lan Wangji nie odpokutował za swoje winy. Krwawe ślady nieustannie brudziły jego białe szaty. Nie potrafił zmyć z siebie poczucia winy, żalu i świadomości, że kiedyś podjął podobne, a nie inne decyzje.
Szum w jego głowie narastał. Wraz z uderzeniami bitewnych bębnów, jakby za moment miała nadejść kolejna batalia. Dudnienie w uszach nie ustawało. To znowu do niego wracało, choć wydawało mu się, że dawno oddalił złe wspomnienia.
Ale wtedy ponownie pojawił się Wei Wuxian, a jego dom niefortunnie przypominał Przystań Lotosu. W jeden przypadek był skłonny uwierzyć, ale nie w tak wiele.
Starszy Wei również miał swoje własne podejrzenia. Staruszek zmarszczył czoło, pogrążony w myślach oddalonych o dwa tysiące lat, aby samemu lepiej zrozumieć człowieka, którego nazywał wnukiem, którego wychował i którego szczerze kochał.
— Czy w otoczeniu chłopca wydarzyło się coś szczególnego? — zapytał Lan Wangji, aby kontynuować rozmowę.
— Nie — zaprzeczył starszy Wei, ku zaskoczeniu Nieśmiertelnego Mistrza. — Szczerze mówiąc, sam się spodziewałem, że dziecko przyniesie tylko nieszczęścia. Myliłem się. Dorastał w spokoju, o ile tak można określić otoczenie tego dzieciaka. Pięć sekund nie usiedzi w miejscu, a jęzor mu klapie momentami tak, że sam mam mu ochotę go wyrwać!
Lan Wangji znów przywołał obraz Wei Wuxiana — ten, który zachował w swoim sercu.
— To on — odpowiedział prostymi słowami, za którymi kryły się głębsze uczucia, aniżeli te, które faktycznie okazywał. Jego stoicka postawa ukrywała wiele, ale nawet ona nie zdołała zasłonić delikatnego uśmiechu na jego twarzy.
Na kultywatora wstąpiła nowa młodość, jakby wraz z opadającymi płatkami kwiatów, które wędrowały wraz z wiatrem, na nowo stał sie tym samym młodym, nieśmiałym chłopcem, który ukrył w sobie wszystkie uczucia.
"Lan Zhan" — usłyszał w głębi serca wołanie Wei Wuxiana.
— Nieśmiertelny Mistrzu? — zwrócił się ku niemu starszy Wei, trochę wstydliwie i nieśmiało. — Jakie... — Kaszlnął. — Jakie relacje łączyły Mistrza i Wei Wuxiana?
Przymknął oczy.
Lan Wangji przygotował dwie odpowiedzi. Ani jednej nie akceptował. Wydawały mu się dziwne, przykryte widmem wspomnień, które w żaden sposób nie ukazywały ich relacji.
Przyjaciele — echo kolejnego kłamstwa przemknęło przez myśli mężczyzny.
Wrogowie — żadne, inne słowo fałszywiej nie oddawało ich relacji. To okrutne, że nie potrafił wydobyć z ich stosunków czegoś, z czego byłby dumny.
Milczenie Lan Wangji zastanowiło starszego Wei. Po tym, co słyszał i widział, spodziewał się wyznania, które w końcu rzuci trochę światła na tajemnice sprzed lat. Sekrety piętrzyły się przez tysiąclecia i trudno było oddzielić prawdę od fałszu, szczególnie w środowisku tak podzielonym, jaki funkcjonował w ich kraju. A okoliczności śmierci pierwotnego Demonicznego Patriarchy wciąż pozostawały nieznane...
Dokąd zmierzał?
Jaki był dawniej?
Dlaczego wydarzenia z przeszłości doprowadziły do jego porażki i śmierci?
YOU ARE READING
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanfictionPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...
![[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi](https://img.wattpad.com/cover/252878826-64-k883908.jpg)