Wei Wuxian wyciągnął dłoń w kierunku kobiety — kiedyś pragnął, aby ktoś w ten sam sposób postąpił i z nim. Z wytęsknieniem czekał na odrobinę współczucia, zbliżając się każdego dnia do krawędzi załamania, którą w końcu przekroczył. Gdyby wtedy ktoś, ktokolwiek, napotkał na jego błagalne spojrzenie, to samo, którym obdarzyła go właśnie ta kobieta, może coś by się zmieniło. Wystarczył jeden krok w tył, aby nie doprowadzić do zakończenia, z którym ostatecznie się spotkał. Ale czy miał prawo wierzyć, że wtedy dało się jeszcze cokolwiek naprawić?
— Wei Ying... — wyszeptał ciepło imię chłopaka Lan Wangji.
Nieśmiertelny Mistrz zauważył błaganie kobiety, prośbę uwolnienia z niekończącego się cierpienia. To dla niej tu przyszli. Jednak w obliczu tej walki, nie spodziewał się napotkać na drugą udręczoną duszę, na Wei Wuxiana, który od nowa przeżywał ból poprzedniego życia.
— Lan Zhan. — Chwycił mężczyznę za rękaw. — Lan Zhan, dlaczego nikt mi nie pomógł? Dlaczego... — jego głos załamał się. Zacisnął usta w wąską linijkę i zamilknął.
— Nie zmienimy przeszłości, nie naprawimy błędów, które wtedy popełniliśmy, możemy jedynie czerpać naukę z przeszłości i nie pozwolić, żeby się powtórzyła.
— Ale co jeśli ona się powtórzy? — zapytał, wskazując na kobietę. — To znowu ma miejsce. Ktoś... Czy to Stygmat Tygrysa?
— Nie — Lan Wangji zapewnił. — Fragment mam nadal przy sobie.
— To dlaczego ona żyje? Wei Ning mógł powstać tylko dzięki... — znów przerwał.
Wei Ning.
Nie zapomniał imienia przyjaciela, a jednak zamilkło na długi czas, chowając się za ważniejszymi sprawami, za zabawą w poszukiwanie prawdy, za drugim życiem. Ciało przyjaciela dawno zamieniło się proch, porwany przez wiatr i zaniesiony na wszystkie strony świata wraz z prochami swojej siostry. Nic z nich mu nie pozostało oprócz niewyraźnych wspomnień.
— Xue Yang to dobry chłopak — babcia przerwała rozmyślania Wei Wuxiana. — Nigdy nie uczynił niczego złego.
Zamroczyła się w tej samym kłamstwie, ślepnąc, kiedy ujawniała się prawdziwa twarz Xue Yanga. Z drugiej strony może zasłaniała się wymówkami, w głębi będąc świadoma, do jakich czynów dopuścił się jej wnuk. Niezależnie od wszystkiego, kochała go. Drogie, matczyne spojrzenie objęło Wei Wuxiana w błaganiu, aby zostawił jej wnuka w spokoju.
Chłopak zacisnął usta w wąską linijkę.
Nagle zamknął dłonie w klaśnięciu. Demoniczna energia wydobyła się z jego dłoni, opadła na podłogę i objęła w całości mieszkanie.
Kobieta cofnęła się zlękniona, jednak jej ciało odmówiło posłuszeństwa, gdy zdała sobie sprawę, że nie żyje od dawna. Wizje jej śmierci pojawiły się w głowie gwałtownie. Rzeczywistość przebiła się przez sztuczne wspomnienia.
Złapała się za głowę. Szarpnęła za fragment skóry i wyrwała go z policzka. Krzyknęła ze strachu, po czym odrzuciła wyrwany kawałek skóry.
Wei Wuxian wyszeptał:
— Usłyszcie mnie. Złamcie prawo. Wydajcie.
Z demonicznej energii wydobyły się cztery dłonie sięgające w kierunku kobiety.
— Zostawcie mnie! — wrzasnęła, machając przed sobą bez opamiętania. Ręce przechodziły przez czystą energię, rozpraszając ją na chwilę, by powróciła w wzmocnionej formacji, która zaczęła ją pochłaniać.
Demoniczna siła najpierw złapała za jej nogi i pociągnęła ją w dół.
— Pomocy — wydobył się z niej słaby, gardłowy głos.
CZYTASZ
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanfictionPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...
![[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi](https://img.wattpad.com/cover/252878826-64-k883908.jpg)