Wen Ning rozejrzał się za członkami sekty Lan. Od wieków pielęgnowali zdolności przesyłania energii życiowej, tylko oni byli w stanie pomóc tej kobiecie.
Przyłożył do rany tkaninę z wnętrza rezydencji, próbując zahamować krwawienie choćby na moment, i wybiegł w kierunku wejścia do sekty. Zazwyczaj znajdowali się przy niej strażnicy, przynajmniej tak zapamiętał swoją ostatnią wizytę i jedyną w sekcie Lan sprzed dwóch tysięcy laty...
— Ranna — ogłosił słabym głosem.
Minął pierwszy posterunek, nie znalazł przy nim żadnego z młodzieńców. Przy drugim tereny sekty broniła tarcza ochronna. Skręcił gwałtownie, odbił się od schodów i skoczył w dół schodów, ku wejściu z drewna, na którym wyryto świętą inskrypcję sekty Lan. Z oddali ujrzał dwie sylwetki ubrane w białe szaty. Bez chwili zawahania pochwycił oboje chłopaków.
— Co?
— Kto...?
Zamarli ze zdziwienia.
Wen Ning odwrócił się gwałtownie, demoniczna energia buzowała w jego żyłach, jakby ponownie napełniła go niechcianym życiem. To z niej czerpał całą swoją moc, poza nią nie pozostało już nic więcej. Pragnął po raz ostatni użyć jej dla czynienia dobra, zła już wystarczająco przyniosła.
Zacisnął ramiona w pasie chłopaków i przyspieszył, skoczył na budynki i odbił się od dachów, pędząc w kierunku rezydencji mistrza. Uczniowie oniemieli. Nawet krzyk zamarł w ich gardle, wszystko wydarzyło się dla nich za szybko, nie zdążyli pomyśleć o wyciągnięciu jakiegokolwiek zaklęcia.
W mgnieniu oka znaleźli przed wejściem do rezydencji. Wen Ning puścił chłopców. Z przerażenia oddali się kilka kroków od dzikiego trupa, sięgnęli w kierunku swoich kieszeni, gdzie trzymali talizmany stworzone przez Nieśmiertelnego Mistrza.
Usłyszeli jęk.
Odruchowo zwrócili się w kierunku, z którego dobiegał. Na ziemi leżała półprzytomna Cao Baozhai, nieświadoma swojego otoczenia i tego, co się wokół niej dzieje. Młodszy z uczniów podbiegł do kobiety i wziął w swoje objęcia. Przesłał przez dłoń małą wiązkę energii, więcej nie potrafił, ograniczał go wiek i zdobyte dotąd umiejętności. Nie umiał jej pomóc.
— Zadzwoń po karetkę! — krzyknął do przyjaciela.
— Ja... Już biegnę! — zadeklarował, po czym pobiegł w stronę rezydencji. Na moment zatrzymał się i zwrócił w kierunku Wen Ninga: — Wezwij mistrza!
Wen Ning skisnął głową. Ostatni raz rozmawiali z mistrzem Wei o Kopcach Pogrzebowych. Nie pamiętał trasy między Zaciszem Obłoków a swoim dawnym domem, ale to bez znaczenia. Sługa zawsze znajdzie drogę do mistrza...
— Do...brze — wyszeptał. — Ochroń ją — poprosił ucznia, który bez przerwy przesyłał Cao Baozhai energię.
— Nie marnuj czasu! — skarcił dzikiego trupa. — Inaczej ona zginie. Ta rana jest głęboka, jakby... — w jego oczach pojawił się strach — została przebita mieczem — uświadomił sobie. — Dlaczego? Tylko drugi mistrz...
— Nie myśl za dużo — odparł Wen Ning. — Wszystko będzie dobrze...
Z rezydencji wybiegł drugi uczeń, krzycząc:
— Karetka nie przyjedzie! Nie chcą nam pomóc!
Był zalany łzami. Rzucił się w stronę Cao Baozhai, przyklęknął na ziemi, maczając świętą szatę sekty Lan w błocie. Przycisnął obie ręce do piersi kobiety i przelał prosto do jej serca wiązkę życiodajnej energii. Wystarczyła na krótko, osłabła po pięciu sekundach od pierwszego przelania, ale każda chwila się teraz liczyła.
YOU ARE READING
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanfictionPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...
Forgetting envies ~ Rozdział 37
Start from the beginning
![[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi](https://img.wattpad.com/cover/252878826-64-k883908.jpg)