Rozdział XXIV.

467 45 71
                                    

    Roztrzęsiona, wcale nie duża sylwetka siedziała z podwiniętymi pod siebie kolanami.

Xiao czuł pulsujący ból, rozchodzący się po jego ciele. Słyszał szmer, który wywoływali rozmawiający ludzie, przechodzący po chodniku obok uliczki; jedyne, co jego umysł potrafił zarejestrować. Dzięki temu pozostawał w świadomości, że cokolwiek czuje i może odebrać inne bodźce.

Gdy nagle zrobiło się nieco ciemniej, Xiao gwałtownie podniósł głowę. Przez łzy zobaczył rozmazaną postać, która przyćmiła światło wpadające do uliczki.

— Tato...? — wyszeptał z trudem.

Mężczyzna przykucnął przed ciemnowłosym, otwierając ramiona, na co nastolatek zareagował stłumionym płaczem. Wpadł w uścisk szatyna, a kilka łez dostało się do jego ust.

— Tak, Xiao. Csii.. 

Niewielki procent ulgi zagościł w sercu chłopaka, gdy Zhongli szepnął do niego w uspokajający sposób. Zacisnął dłonie na ubraniu Zhongli'ego, starając się w niego mocniej wtulić.

— Hej, weź wdech — powiedział cicho szatyn, łapiąc turkusowowłosego za policzki swoimi ciepłymi dłońmi. Uniósł delikatnie głowę Xiao i starł jego łezki - które ostatecznie i tak wyleciały strumieniem ze złotych oczu.

— Chodź, auto jest zaraz przed tym wyjściem z uliczki. — oznajmił mężczyzna i założył ciemnowłosemu kaptur na głowę. Zhongli złapał nastolatka pod ramiona i podniósł go na ręce. Poklepał go delikatnie po głowie.

— Nie jestem dzieckiem. — szepnął słabo Xiao, mimo wszystko wtulając głowę w ramię opiekuna. Zamknął poczerwieniałe, bolące oczy.

— Kiedyś cię tak nosiłem, jak miałeś z 12 lat. — odpowiedział Zhongli, obracając głowę w stronę ucha Xiao, by ten mógł go usłyszeć.

— I tak wcześniej nie mogłeś. — wymamrotał chłopak, a po jego policzkach mimowolnie spłynęło więcej łez. Poczucie bezpieczeństwa i ulgi przy szatynie niekoniecznie sprawiało, że zapomniał o swoim cierpieniu.

Zhongli pogłaskał młodszego po głowie, nie zdejmując z niej po tym dłoni.
— Jesteś moim dzieckiem, Xiao. — mruknął, po czym został zagłuszony przez rozmawiający tłum przechodniów. Złotooki schował twarz w ramieniu mężczyzny, nie chcąc zostać rozpoznany przez innych.

Tak; był synem Zhongli'ego. Tak samo, jak Hu Tao była jego córką. I zbyt kochał swoją rodzinę, żeby myśleć inaczej.


    Kilka minut później Xiao wszedł do domu za wyższym, a do jego nosa dotarł aromat herbaty. Zielonej - tylko taką potrafiła zrobić Hu Tao.

Po dziwnej ciszy, ciemnowłosy mógł stwierdzić, że jego siostra dowiedziała się o wszystkim od Zhongli'ego i siedziała w pokoju, żeby nie przeszkadzać. Trudno było uwierzyć, że szkarłatnooka potrafiła się zamknąć, kiedy trzeba było.

Nagle Zhongli usiadł na dywanie, prawie sprawiając, że Xiao w niego wpadł. Chłopak spojrzał bolącymi oczami na złotookiego pytająco.

— Chodź. — zachęcił go Zhongli. Xiao, jakby opadł na ziemię, po czym ponownie wpadł w ramiona ojca. Zacisnął oczy, chcąc jakkolwiek zatamować ból. Jednak ostatecznie zapłakał cicho pod nosem, zakopując twarz w koszulce Zhongli'ego.

Łzy, które wydostawały się ze złotych oczek szybko zaczęły moczyć ubrania szatyna. Mężczyzna poklepał Xiao po plecach, a ten podniósł głowę, by na niego spojrzeć. Twarz turkusowowłosego była lekko zaczerwieniona.

— Jeśli będziesz się powstrzymywał, to ci nic nie pomoże. — oznajmił, delikatnie uśmiechając się do syna.

Xiao po kilku sekundach milczenia wybuchł głośnym płaczem, niczym dziecko; chociaż to Aether zawsze się tak zachowywał. 

— Nienawidzę siebie za to... — wychrypiał, ocierając srebrzyste kropelki ze swojej twarzy, których miejsce i tak zajmowały nowe. — Cz-czemu w ogóle go zastąpiłem? Gdybym tego nie zrobił... w-wszystko by było w porządku! — wydukał, dostając czkawki (wcale mnie to nie śmieszy..) i zaciskając mocniej oczy.

— Pokłóciłeś się z Aether'rem. — w połowie stwierdził, w połowie zapytał mężczyzna. Xiao pokiwał głową, wycierając twarz w ubranie Zhongli'ego.

— Mhm. — mruknął, pociągając nosem. Ciemnowłosy czknął, po czym zakrztusił się własnymi łzami, jakkolwiek to brzmiało. Przetarł - tym razem swoim rękawem - oczy.

— Też kiedyś miałem kogoś, kogo kochałem. — szepnął szatyn, głaszcząc se synka po głowie. Xiao podniósł lekko wzrok, nieco zaskoczony nagłym wyznaniem mężczyzny.

— Childe? — wymamrotał, na co Zhongli pokręcił głową.

— Nie. Nawet go nie lubię. — westchnął, brzmiąc jak poirytowany. — Guizhong.
Ton szatyna stał się jakby miękkszy i wypowiedział nieznajome Xiao imię ciszej. Turkusowowłosy podniósł na ojca wzrok i uniósł zszokowany brwi.

W złotych, zaszklonych oczach mężczyzny odbijały się trudne do opisania emocje. Jakby nostalgia, szczęście i smutek za razem.

I miłość. To na pewno; tylko wyglądała na nieco inną, niż ta, którą Zhongli obdarzał go i Hu Tao.

Xiao wzdrygnął się niezauważalnie. Mógłby przysiądz, że nigdy nie widział takiego szatyna.

— Um... N-nie rozumiem po co mi to mówisz. — wydukał, próbując uspokoić swój oddech. Już delikatnie się zrelaksował.

— Bo straciłem Guzihong. — odparł, spoglądając ciepło na Xiao, co w jakiś sposób uspokajało umysł nastolatka.

— W sensie- mówisz mi to, bo ja też straciłem Aether'a? — zapytał cicho, czując znowu jakiś ciężar na sobie. Źle mu się o tym wspominało.

— Nie, nie. — zaprzeczył powoli Zhongli. — Guizhong umarła, dlatego ją straciłem. — wytłumaczył, chociaż w zrozumieniu wcale to Xiao nie pomogło. Młodszy spojrzał na niego, domagając się lepszych wyjaśnień.

Zhongli uśmiechnął się lekko i westchnął rozbawiony, co jakimś cudem zmieszało się. Takim też sposobem spojrzał na syna.
— Jeśli kogoś tracisz, to znaczy, że nie możesz go odzyskać, Xiao. — szepnął Zhongli. — Ja nie mogę odzyskać Guzhing, bo ona nie żyje. Nie mogę jej przywrócić do życia; dlatego ją straciłem. — powiedział tonem, który sprawił, że przez emocje Xiao przebijał się spokój.

— A... — westchnął turkusowowłosy, dostając jakiegoś olśnienia. — Aaaa.... Aether żyje. — wymamrotał, zerkając na szatyna.

— Dokładnie. —odpowiedział. — Ale pamiętaj, żeby się nie spieszyć. Masz czas. — poradził Zhongli.

Xiao uśmiechnął się dosyć niezdarnie - szczególnie, że nie wyglądał na szczęśliwego przez zapłakaną twarz. 
— Dzięki. — szepnął, wtulając się w opiekuna.

Zhongli zaśmiał się cicho i delikatnie przyłożył swoją głowę do głowy Xiao, odwzajemniając przytulaska. Po dłuższej chwili szatyn odsunął się od chłopaka i poczochrał jego włosy.

— Idź do Hu Tao. Martwi się. — polecił Zhongli, na co złotooki pokiwał głową. Wstał i ruszył w stronę schodów, wycierając twarz w rękaw.

— Guizhong była dla mnie, jak dla ciebie Aether. Zresztą, Aether strasznie ją przypomina.

Xiao obrócił się do Zhongli'ego. Powstrzymał się od odpowiedzi, gdy zobaczył, ze jego opiekun po prostu siedzi z zamkniętymi oczami (i często herbatą w ręku, w takim przypadku). Wiedział, co to znaczyło - Zhongli po prostu chciał się czymś podzielić i niekoniecznie czekał na odpowiedź.

Uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie wiedział czemu, ale jakoś ucieszyła go ta wiadomość.

"Our Favorite Song." (Genshin Impact, Xiaother ━ School/Skateboard au).Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora