Forgetting envies ~ Rozdział 30

Start from the beginning
                                        

— To ponad trzy tysiące zasad — przypomniał mistrzowi, jakby sądził, że ten zapomniał o wielkiej skale i wykutych na nich regułach sekty Lan.

— Skoro zapomniałeś o dokładnej liczbie zasad to warto, żebyś razem trzykrotnie je przepisał. Masz dużo czasu w związku z opuszczeniem lekcji, także...

— To nie fair! — krzyknął niespodziewanie. — Ten cały Wei Wuxian łamie zasady na prawo i lewo, a ani razu nie dostał takiej kary.

— W poprzednim życiu Wei Ying przepisał nasze zasady dziesiątki razy i nic się z nich nie nauczył. Oficjalnie jeszcze nie należy do naszej sekty, więc...

— „Oficjalnie jeszcze nie należy"? — przerwał mężczyźnie Lan Qiren, wyłapując z wypowiedzi mistrza najciekawszy fragment. — Mistrzu, wydaje mi się, że nie traktujesz go jak przyjaciela. Szczególnie po poranku — dodał ciszej.

— Chłopcze...

— Nie, nie, mistrzu, ja rozumiem, dwa tysiące lat samotności doprowadza ludzi do szaleństwa. Cieszę się, że w końcu poznałeś kogoś bliskiego. Nie życzyłem ci jego, ale... też nie jest zły...

— Wei Ying jest lepszy niż ludzie go postrzegają. Zasługuje na szczęście, nie na mnie, nie na... — urwał, świadomy, do czego prowadzą jego słowa. — W życiu nasze wybory prowadzą do rzeczywistości, którą dla siebie budujemy. Zawsze będę żałował swoich, kolejnych nie zamierzam popełnić...

Lan Qiren delikatnie się zarumienił. Niewiele mówiło się o prywatnym życiu jego mistrza, a nawet jeśli plotki schodziły do poziomu insynuacji, przyniesionych przez wiatr informacji i wyobraźni uczniów, którzy tworzyli własną wizję Nieśmiertelnego Mistrza. Lan Qiren doświadczył coś zupełnie odmiennego od tego, co zazwyczaj sobie wyobrażał, myśląc o uczuciach swojego nauczyciela. Nigdy nie podejrzewał, że Hanguang—jun kiedyś kochał i kiedyś utracił tę miłość.

— W takim razie życzę ci Nieśmiertelny Mistrzu szczęścia, obyś pewnego dnia zostawił śmiertelne troski i podążył drogą, którą zawsze pragnąłeś iść — pozdrowił mistrza tymi słowami, w milczeniu obiecując sobie, że uczyni, co w swojej mocy, by wspomóc mistrza w tej wędrówce.

— Dziękuję, a teraz wybacz mi chłopcze, muszę oddalić się do Wei Yinga...

Odszedł, ale nie w stronę, o której myślał Lan Qiren. Chwilę przed ucieczką na drzewo kątem oka przyuważył oddającego się Wei Wuxiana w drugą stronę ogrodów i rezydencji, w której dawniej przebywał dawny mistrz, Lan Xichen.

— Mistrzu, Wei Wuxian poszedł w kierunku stawów — zatrzymał na chwilę mistrza. — Pewnie znowu się tam obija...

Lan Wangji zawrócił w milczeniu. Nie widział sensu w oddaleniu się Wei Wuxiana w tamto miejsce, nawet jeśli zechciał uciec od problemów i na kilka godzin pozostać w samotności. Nie rozumiał go czasem i to bolało Nieśmiertelnego Mistrza najbardziej. Po dwóch tysiącach lat, kiedy w końcu otrzymał szansę, aby coś zmienić, zrealizować chowane w sobie pragnienia, to chował się w swoim własnym świecie i znów pozwalał, aby Wei Wuxian wyrwał się z jego uścisku.

— Nie mam prawa...

Przystanął. Jedny machnięciem ręki zmiótł jeden rząd kwiatów, posyłając je w powietrze wraz z nasilającym się w górach wiatrem. Wściekłość buzowała w nim. Gdyby nie miejsce, nie znajdujący się niedaleko Lan Qiren, złamałby najchętniej wszystkie zasady, aby dać ujściu tym emocjom.

Nic nie dawało mu prawa do tych czynów.

Nagle piorun trzasnął z nieba. Błysk oświecił całą okolicę, rozległ się huk, a chwilę później jedno z pobliskich drzew spadło na drogę, blokując jedyne przejście do Zacisza Obłoków. Rozpętała się burza. Deszcz opadł gwałtownie z jeszcze do niedawna czystego nieba.

— Wen Ying... — wypowiedział imię ukochanego. — Wen Ning! — wykrzyczał i ruszył w kierunku stawu.

Nie wyczuwał jego Qi, jakby zanikło pod wpływem nagłej dewastacji. Ostatni raz wydarzyło się podobnego dwa tysiące lat temu, chwilę przed śmiercią Wei Wuxiana...

Lan Wangji nie zamierzał ponownie stracić bliskiej mu osoby. Zdusił w sobie łzy i pognał w kierunku wskazanym przez Lan Qirena. Zastał tam pustkę.

Grzmoty waliły przez burzowe chmury, zapowiadając zbliżające się nieszczęście. W stawie woda podniosła się do poziomu trawnika, na który się wylała, pochłaniając drobne rośliny znajdujące się zbyt blisko ziemi.

— Wei Ying! — wypowiedział imię chłopaka jeszcze raz.

Zdawało się, że minęła wieczność. Dla serca Nieśmiertelnego Mistrza było to więcej niż potrafił zdzierżyć. W głębi jeszcze rościł sobie prawo do nadziei, że nieobecność Wei Wuxiana jest przypadkowa, ale myśli o jego odejściu nie przestawały zaprzątać głowy Lan Wangji. Już wcześniej próbował ucieczki. Kolejny raz nie powinien być zaskakujący, a mimo to...

— Lan Zhan! — dotarł do kultywatora głos Wei Wuxiana, uwięzione w tajemnym przejściu, do którego zaczęła przedostawać się woda.

Telefon chłopaka padł, z trudem zdążył przejść połowę schodów. Zaczął się po nich ślizgać. Woda obmyła zebrany przez laty brud, uwydatniając stare, starte panele, po których nie dało się chodzić. Każdy krok groził załamaniem. W swoim pierwotnym ciele nie za bardzo by się przejmował taką drobnostką, ale obecne pozostawało wiele do życia. Nie chciał zrobić sobie krzywdy i zostać kaleką do końca życia.

— Wei Ying. — Twarz Lan Wangji wychyliła się z otworu. Wyciągnął rękę ku chłopakowi.

Nie zastanawiał się dwa razy — skończył, łapiąc Nieśmiertelnego Mistrza w silnym uścisku. Pociągnął go i wystawił prosto na ulewę, która w moment zmoczyła ich obu. Wei Wuxian schował skrzynię z notatkami pod swoją szatę, nie mógł pozwolić na dalsze zniszczenie zapisków.

— Do środka! — rozkazał Lan Wangji.

Wziął Wei Wuxiana na ręce i bez gadania zaprowadził do wnętrza rezydencji. Rzucił chłopaka na łóżko. Wyciągnął z szafy dwa zestawy narzut, śnieżnobiałych, przeznaczonych tylko dla specjalnych gości. Chwycił za wierzchnią szatę Wei Wuxiana i zdarł ją z chłopaka, nie dając mu okazji do zaooponowania.

Wei Wuxian usiadł półnagi na brzegu łóżka. Jego twarz zapaliła się czerwienią z chwilowego wstydu. Nie umiał pozbyć się wrażenia, że ich relacje stają się za intymne.

— Lan Zhan, Lan Zhan, nie tak szybko. Za dużo w tobie wigoru.

Zignorował komentarz chłopaka i przystąpił do wycierania jego ciała. Po nim samym spływały krople, których nie otarł. Wyciągnął z szafy kilka czystych wierzchnich szat. Podał każdą z nich Wei Yingowi, czekając, aż wybierze jedną. Jednak Wei Wuxian rozsunął ręce Nieśmiertelnego Mistrza na bok, podskoczył i cmoknął mężczyznę w usta.

— Nic mi nie będzie, to tylko woda — zapewnił.

Lan Wangji odwrócił wzrok. Powoli osunął się na podłogę i na niej usiadł ze skrzyżowanymi nogami, a twarz próbował ukryć za włosami, niestety nieudolnie, bo nawet uszy zaczerwieniły mu się ze wstydu.

— Nie odszedłeś... — wymamrotał w końcu.

— Gdybym odszedł, to bym ci o tym powiedział. Spokojnie, tym razem nie ucieknę.

— To gdzie...! — podniósł głos. Emocje buzowały w nim, zdołał zdusić w sobie natłok gniewu i uspokoić szalejące serce.

Wow... Szybko opublikowałam i grzecznie informuje, że kolejny rozdział będzie z informacją "+18" xd

[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shiWhere stories live. Discover now