Uszczypnął policzek Lan Qirena.
— Mistrzu, ale... Skoro tak... To? — Opuścił głowę. — To dlaczego uciekła?
— Sekta przeżywała i przeżywa ciężkie czasy, ludzie potrzebują pomocy, ale często ludzie sprawiają, że ta pomoc jest potrzebna. Nienawiść szerzy się łatwo, a twoją mamę albo nienawidzono, albo kochano. Ona chciała z twoim ojcem dla ciebie jak najlepiej. Nie zatrzymałem ich...
—... i zginęli w wypadku? — dokończył za niego chłopiec.
Ten sam artykuł śnił mu się nocami — jedna wzmianka o wypadku, w którym zginęła młoda para pod kołami samochodu ciężarowego, a dziecko przeżyło cudem na tylnym siedzeniu, przykryte przez fotelik. Jedna z przypadkowych osób, ta sama która wezwała karetkę, zrobiła kilka zdjęć, sprzedając je później do pobliskiej gazety za grosze. Bezwładna ręka matki Lan Qirena wystawała zza rozwalonego okna, zakrwawiona, blada, ale ostatnimi siłami wskazująca na tyły — jako znak, że tam jest jej dziecko.
— Czy... Czy myślisz mistrzu, że uda mi się z nią kiedyś porozmawiać? Wiesz... Przez melodię? Mogę nawet się nauczyć...
— „Jestem z ciebie dumna. Wyrosłeś na wspaniałego chłopca. Cieszę się, że dostałam szansę, aby otrzymać tak wspaniałe dziecko" — to były, są i będą jej słowa, nie musisz zakłócać spokoju jej duszy, wiedząc, że innej odpowiedzi byś od niej nie otrzymał. Kochała cię. To jedyna prawda, jaką potrzebujesz znać, bo inna nie jest ci potrzebna.
Łzy napłynęły Lan Qirenowi do oczu. Otarł je rękawem od mundurka, ale za moment znów się rozpłakał. Odwrócił się w stronę mistrza i wtulił w jego szaty, obejmując go mocno, pierwszy raz odkąd był mały.
— Nie chcę nikogo więcej stracić! — wykrzyczał, choć dobrze znał zasady sekty. — Boję się, bardzo się boję. Czasami mi się wydaje, że niewiele trzeba do tragedii. Ten dziki trup w szkole... Czy kiedyś takie rzeczy były codziennością?
— W dawnych czasach byliśmy przyzwyczajeni do demonicznej energii, ale to wcale nie dawało nam prawa do spokojnych nocy. Każdy dzień mógł być dla nas ostatni. Wielu zmarło w obronie tych, którzy nie potrafili sami się obronić. Nie wierz chłopcze w złudne wyobrażenie świata, w którym wszyscy żyją w harmonii. Harmonia zawsze była utopijną wizją śniących na jawie.
— Ale to nie znaczy, że nie mogła być prawdziwa? — Widział na własne oczy potęgę Wei Wuxiana i swojego mistrza, którym nic nie potrafiło się równać. Jeśli dwóch ludzi dotarło do takiej potęgi, co innych wstrzymywało? — Jeśli byśmy stworzyli oddziały chroniące ludzi? Albo pozwolili rządowi mieszać się w sprawy sekty, może wtedy?
— Co wtedy by się wydarzyło?
— Spokój. Bezpieczeństwo? — rzucił luźno, choć jak tylko wypowiedział te słowa, coś w nim pękło. Czy właśnie tak nie funkcjonował ten świat, a niebezpieczeństwo nadal czaiło się na ulicach? — Przepraszam, to głupie...
Zawstydził się, kiedy w końcu do niego dotarło, jaką propozycję złożył.
— Nic, co prowadzi ku dobru, nie powinno być nazywane głupie. Jeśli sam włożysz energię w pracę, aby ten świat uczynić lepszym, to dlaczego twój mistrz miałby cię przed tym powstrzymywać? Dla mnie już za późno na życzenia, dla ciebie może troszkę za wcześnie, ale to nie oznacza, że masz zrezygnować.
— Mistrzu...
— Na wszystko potrzeba czasu i cierpliwości, a na razie za uciekanie z lekcji przepisz dwukrotnie wszystkie zasady naszej sekty.
Lan Qiren o mało nie zadławił się własną śliną. Otworzył szeroko oczy i posłał mistrzowi błagalne spojrzenie, licząc na zrozumienie i łaskę z jego strony. Poważna twarz Lan Wangji potwierdziła obawy chłopaka, że tym nikt razem nikt mu nie odpuści.
YOU ARE READING
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanfictionPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...
Forgetting envies ~ Rozdział 30
Start from the beginning
![[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi](https://img.wattpad.com/cover/252878826-64-k883908.jpg)