Rozdział 13: Dzień Sądu Ostatecznego

14 1 1
                                    


          Wszyscy zebrali się w określonym przez Anioły miejscu, czyli tam, gdzie niebo było najbardziej czerwone. I oczywiście musiało paść na tą przeklętą polanę, wokół której roiło się od nieumarłych. -Świetnie, innego miejsca nie mogli sobie znaleźć? -Violet cicho westchnęła, przypominając sobie tamtą noc, gdzie przy blasku księżyca w pełni, Kouyou prawie pocałował ją po raz pierwszy. Prawie, bo przecież zaatakowali ich nieumarli właśnie. -Zrobili to specjalnie, by niby przypadkiem zwiększyć swoje siły. Wiedzą, że nieumarli wyczują najmniejszą kroplę krwi i zaraz się tu zjawią, a z nimi nie mamy szans. -Odpowiedział Lord Helvetti, patrząc przed siebie na ogromną Armię Aniołów. -Nie tego się spodziewaliśmy. -Rzucił Mistrz Takashima, niezadowolony z zaistniałem sytuacji. -Nikt nie był na to przygotowany, że przyjdzie nam jeszcze walczyć z nieumarłymi. -Lord Helvetti również nie należał do zadowolonych. Violet spojrzała kątem oka w stronę Kouyou, stojącego obok swojego ojca. -To już nie ważne. Kouyou, Violet, pamiętajcie, by nie dać im się nawet zranić. Broń części z nich jest zatruta, a trucizna przy najmniejszym zadrapaniu dostanie się do waszego organizmu, zabijając was w kilka najbliższych godzin. -Odrzekł Lucyfer, zamykając oczy, a wspomniana dwójka kiwnęła jedynie głowami. Nagle jakby na rozkaz demony wzniosły się w niebo w swych prawdziwych formach, gdy tylko anioły ruszyły w ich stronę, a Violet jedynie żałowała, że nie może podziwiać widoku tysiąca demonów wznoszących się ku czerwonemu niebu.
           Tak jak zaplanowali, czekała na odpowiedni moment, by się włączyć. Kouyou dobrze przewidział, że Anioły najpierw będą chciały pokonać jak największą liczbę przeciwników, by nikt im nie przeszkadzał w polowaniu na Violet i właśnie dlatego miała stać wraz z rezerwą i czekać, a przemienić się nie mogła, ponieważ byłaby zbyt łatwym celem. Jej plan natomiast był taki, że nie miała spuszczać wzroku z Kouyou, miała go pilnować i wejść w razie potrzeby. I wszystko szło zgodnie z planami ich obojga. Armii Piekieł udawało się odsuwać Anioły od czekającej na sygnał rezerwy, a Violet cały czas podążała wzrokiem za Kouyou. No... Aż do momentu, gdy szelest wydobywający się z lasu odwrócił jej uwagę, a wszystko zaczęło wyglądać jak w wizji. Spanikowana szukała wzrokiem Kouyou, klnąc pod nosem z własnej głupoty i nagle go dostrzegła, a jej serce na chwilę zamarło. Prawokrwisty walczył z aniołem, którego otaczało jasne światło, a jego skrzydła były większe i bardziej okazałe od pozostałych Aniołów. -Archanioł... -Szepnęła pod nosem, dostrzegając Vincenta biegnącego w stronę walczącej dwójki. -" Cholera, czyli ten pieprzony Anioł miał tam jednak być." -Demonica usłyszała w myślach głos tej drugiej i nagle miała wrażenie, jakby zatrzymał się czas, a Ona zaraz znalazła się w białym pomieszczeniu, w swojej podświadomości. -Co ty robisz! Musimy tam iść, teraz! -Krzyknęła Violet, biegnąc w stronę białej ściany, mając nadzieję, że uda jej się ją zburzyć. Druga szybko chwyciła ją za rękę, przyciągając ją do siebie, tak by stanęły twarzą w twarz. -Nie Vi. Musimy w końcu stać się jednością! Wiem, miałyśmy tego teraz nie robić, ale musisz mi zaufać. W ludzkiej formie nie mamy szans z Archaniołem! -Druga wyglądała na poważną, bez grama wątpliwości. -Jak sama zauważyłaś, miałyśmy tego nie robić. To nie jest dobry moment na przemianę! -Chcesz by Kouyou zginął?! -Oczy drugiej jakby błysnęły, a Violet nagle w głowie miała tylko jego, wszystkie wspomnienia z nim związane, to jak się pojawił, jak się z nim zakochała i jak się nią opiekował. -Wygrałaś. -Warknęła, otwierając oczy. W tej chwili dla Violet wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. W biegu wysunęła kły, czując jak ogarnia ją wściekłość i pustka zarazem, a jej skóra pobladła. Oczy nabrały charakterystycznego wyglądu- Czarne białka z czerwonymi tęczówkami. Najgorsze jednak były boleśnie wyrastające z jej pleców ogromne, czarne skrzydła, sprawiając, że prawie upadła. Jednak udało jej się utrzymać równowagę i biec dalej prosto na Archanioła. Czas zwolnił jeszcze bardziej, tak by Violet zdążyła odepchnąć Anioła i Vincenta w przeciwne kierunki, jak najdalej od Kouyou. Dopiero teraz Violet zrozumiała, skąd to zwolnione tempo, po prostu poruszała się na tyle szybko, że nikt nawet nie zauważył, kiedy się przemieniła, a co dopiero, kiedy pojawiła się przed Kouyou. I właśnie wtedy czas wrócił do normy, a demonica zauważyła, jak wzrok wszystkich Aniołów skupił się na niej. -Cholera. -Warknęła, od razu wznosząc się w górę. -Chwila... Ja latam... Ja latam! -Zawołała radośnie sama do siebie, nawet nie zwracając uwagi, że jej głos brzmiał podwójnie. -" Świetnie, ale nacieszysz się tym później. Ten biały dupek gdzieś ucieka." -Druga brzmiała w jej głowie, jakby właśnie przewracała oczami, a Violet od razu zauważyła biegnącego, a za chwilę lecącego Archanioła, od razu udając się w pościg za nim. -" Em... Moje alter ego, czy coś, bo nie wiem, jak Cię nazywać w sumie... My mamy jakąś broń?" -Odezwała się w myślach do drugiej. -" O tym, jak nas rozróżnić w twoich myślach porozmawiamy później. I nie, nie żadnej mamy broni." -" Czy Ciebie pogięło! Każesz mi ścigać Archanioła, a nie mamy się czym bronić?!" -" Spokojnie, coś wymyślimy, jak go dopadniemy."
           Już myślał, że jest po nim, gdy Archanioł mierzył w niego, ale w ułamku ktoś go odepchnął, na tyle mocno, że wylądował kilkadziesiąt metrów od niego. Nie widział kto, widział tylko ogromne, czarne skrzydła, ponieważ postać stała do niego tyłem, dopiero kiedy poleciała w górę, zorientował się, kto właśnie go uratował. -Violet... -Szepnął patrząc w niebo, wręcz był pod wrażeniem... Ale chwila... Nie taki był plan! -Żyjesz? -Jakby znikąd pojawił się Vincent, który wyciągając do niego rękę, by pomóc mu wstać. Kouyou chętnie skorzystał z pomocy, by jak najszybciej wrócić do walki, ale prawie znów upadł z bólu. Vincent szybko go chwycił, oglądając jego rękę. -Na szczęście tylko złamana. -Mruknął staruszek, prowadząc go do rezerw, gdzie Mistrz Takashima wraz z Cassidy opatrywali właśnie krwawiące ramie przerażonego demona. -Tylko mi nie mów, że Cię drasnęli! -Krzyknął Mistrz, patrząc z przerażeniem na syna. -Nie, tylko upadłem na rękę i ją złamałem, ale dam radę, naprawdę. Chociaż nie wiem jakim cudem w ogóle żyję. -Kouyou pokręcił głową. -Biegłem, żeby Ci pomóc, ale coś nagle mnie odrzuciło, a raczej ktoś mnie odepchnął... -Vincent chciał jeszcze coś powiedzieć, ale podszedł do nich Takanori blady jak ściana. -Słuchajcie, mamy problem, Violet zniknęła. Nie mam nawet pojęcia, kiedy. -Powiedział Takanori, a Kouyou spojrzał w niebo, ale Violet już tam nie było. "Cholera" pomyślał szybko. -Co?! -Wrzasnął Lucyfer, który cały czas stał przy nich. -Miałeś do cholery jedno zadanie, pilnować Violet! Nie spuszczać jej z oka, żeby się nie przemieniła! -Lucyfer poczerwieniał jeszcze bardziej ze złości, a z jego uszu zaczął lecieć dym. -Lucyferze, to nie czas na nerwy i panikę. -Komei próbował jakoś go uspokoić na marne, ale Władca Piekieł dopiero miał się wściec naprawdę. -Słuchajcie! Gabriel zwiał. -Zdyszany Akira niemalże nie padł na ziemię, kiedy do nich przybiegł. -Ktoś z nim? -Zapytał Mistrz Takashima, starając się utrzymać równowagę psychiczną. -Za nim leciał jakiś demon, tylko, że te skrzydła... Te skrzydła były ogromne! -Odpowiedział Akira, próbując złapać oddech. -Violet. -Rzucił Kouyou, a jego oczy się rozszerzyły. -Jak to Violet... Leciała? -Mistrz Takashima nagle pobladł, niemalże jak Takanori. -O, oł. -Wydusiła z siebie Cassidy. -Walczyłem z Gabrielem, kiedy to się stało. Nawet nie wiem, kiedy się przy mnie znalazła, nawet nie wiedziałem, że to Ona, bo ją całą zasłaniały skrzydła. -Powiedział Kouyou, nagle chwytając się za bolącą rękę, sycząc z bólu. -To było do przewidzenia, że pierwszy się na Ciebie rzuci. -Wtrącił Takanori. -Violet się przemieniła... I poleciała za Gabrielem... Za Archaniołem Gabrielem... -Wydusił z siebie niby spokojnie Lucyfer. -Nosz kur!! Czy wy zawsze musicie wszystko spieprzyć?! -No i Lucyfer wybuchnął, emanując z siebie czerwoną poświatą. Był cały czerwony, a z rogami na głowie wyglądał jak prawdziwy, książkowy diabeł. Jego złote tęczówki powiodły po wszystkich zebranych, którzy z przerażeniem patrzyli, jak z jego uszu i nosa wydobywa się dym, gdy dyszał ze złości. -Lucyferze... -Vincent próbował jakoś go uspokoić, ale skończył na drzewie kilka metrów za nimi. -No weź! -Takanori... Miałeś jedno zadanie- pilnować Violet. Ty Kouyou, miałeś tylko wraz z Marcusem poprowadzić wojska, by odgonić Anioły daleko stąd w głąb lasu. A Violet miała się tylko nie przemieniać!!!!! Czy to było tak trudne do wykonania??!!!!! -Wybuch Lucyfera słyszeli chyba wszyscy, ponieważ odgłosy walki na kilka sekund ustały. -Musimy ją znaleźć, natychmiast! Nie pozwolę, by podzieliła los Maksymiliana... -Lucyfer nadal dyszał. -Idę z wami. -Stwierdził Kouyou. -Nie, ty zostajesz. Trzeba zająć się tą ręką jak najszybciej, bo nie wiadomo, co będzie za chwilę. Takanori, Akira, idziecie z Lucyferem. -Rozkazał Mistrz Takashima, a wymienieni przełknęli głośno śliny. -Nie zostaje, idę! Nie zmusisz mnie, nie teraz. -Odrzekł ostro Kouyou. -Synu, dobrze Ci radzę. Ty zostajesz, Oni sobie poradzą, chyba... -Komei nagle zwątpił, przypominając sobie wojnę o Piekło. -Idę. Tu chodzi o Violet, której obiecałem, że nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić, nawet, jeżeli chodzi o samego Gabriela! -Krzyknął Kouyou, stawiając na swoim.
          W trakcie gonitwy, z jakiegoś powodu drugie ja Violet zaczęło jej skrótowo opowiadać o Wojnie o Piekło, w którym jej dziadek zginął z rąk jakiegoś ważnego Archanioła. Głównie chodziło o to, że Anioły pod dowództwem tego ważnego jegomościa, którego imienia nie potrafiła sobie przypomnieć, jakimś cudem przedarły się przez barierę dzielącą Niebo od Piekła. Armie Aniołów niemalże natychmiast zajęły większość terytorium Piekła, ale demonom i prawokrwistym udawało się odwracać Anielskie wojska, do czasu bitwy pod Nieskończoną Jaskinią, wtedy jeszcze po prostu przejściem. Anioły, by powtrzymać piekielnych przed ucieczką na ziemię chciały zniszczyć ich jedyne przejście między piekłem, a światem ludzi. Wtedy właśnie Lord Maksymilian Helvetti, ówczesny Władca Demonów samodzielnie, stanął do walki twarzą w twarz z tym ważnym Archaniołem, niestety ponosząc klęskę. Po utracie Władcy zapał demonów do walki osłabł, mimo, że miejsce Lorda Maksymiliana od razu przejął sam Lucyfer. Wiele lat zajęło mu, by wypędzić Anioły z Piekła wygrywając wojnę, a do pewności umocnił barierę i stworzył zabezpieczenia w jaskini, które miały nigdy nie przepuścić niepożądanych w Piekle gości, sprawiając, że była dla nich nieskończenie długą drogą w męczarniach, której pilnować miała wiedźma Clee. I stąd właśnie wzięła się jej nazwa "Nieskończona Jaskinia". -" Ale po co mi to przypominasz?" -Violet powoli wylądowała na jakieś małej łące, z dala od pola bitwy. -" Bo wydaje mi się, że mamy kłopoty. Padnij!" -Ciało Violet od razu wykonało rozkaz tej drugiej, schylając się akurat w momencie, w którym Archanioł przeleciał nad jej głową. Kiedy się wyprostowała, wróg stał już z nią twarzą w twarz. Wtedy miała okazję, by mu się przyjrzeć. Wysoki, długowłosy blondyn o anielskiej urodzie, wręcz perfekcyjnej, gdyby nie głęboka blizna zdobiąca całą długość jego lewego policzka, aż do skroni. Ubrany w idealnie biały garnitur, okryty równie białą szatą, mającą imitować coś w rodzaju peleryny. No i te błękitne oczy niczym bezchmurne niebo w słoneczny, letni dzień. Ale uwagę demonicy przykuła jego blizna. - "Hej, a czy mój dziadek nie zafundował właśnie takiej blizny, właśnie tamtemu jegomościowi, który go zabił?" -" Że to Archanioł to chuj..." -Archanioł Gabriel. -Szepnęła Violet tym swoim podwójnym głosem, gdy obie przypomniały sobie jego imię. -We własnej osobie. -Odpowiedział ów jegomość z szerokim uśmiechem na twarzy. -A ty to zapewne Violet Elisabeth Helvetti, wampirzy demon, a zarazem zakała wszystkiego co mogło by wyjść z piekła. -Violet nagle musiała zrobić unik, gdy Archanioł w nią wymierzył. Ponownie postanowiła wykorzystać swoją szybkość, by przejąć jego miecz. -" Dobra, mamy broń, co teraz?" -" Teraz? Przecież Cassidy nas szkoliła, wiesz co robić!" -Zakałą to jesteś ty. -Powiedziała, odwracając się do niego. Gabriel stał przez chwilę zaskoczony. -No, no, szybka jesteś. -Uśmiech z jego twarzy nie znikał, wręcz się powiększył, kiedy zza swojej szaty wyjął drugi miecz. -" Ups, tego nie przewidziałam, że On... "- Druga nie zdążyła dokończyć, kiedy Archanioł zaatakował Violet.           Walka była wyrównana, a Violet w końcu doceniła lata treningów z ojcem, Lucyferem i Cassidy. Jednak za każdym razem Gabriel jej umykał, gdy była gotowa zadać ostateczny cios, tak, jakby specjalnie się podkładał, by na sam koniec jej uciec. Demonica starała się mimo tego zachowywać dystans, by mieć czas na nagłe uniki, które były koniecznie, gdy Archnioł nagle pojawiał się za jej plecami. Akurat walczyli w powietrzu, gdy Violet zaczęła tracić kontrolę, a wszystko przez głosy w oddali, które wywoływały jej imię, a szczególnie rozpraszał ją głos Kouyou. W dodatku będąc na górze, zauważyła jak na pole bitwy wbiegły setki nieumarłych i to rozproszenie, to był jej największy błąd. Nagle poczuła niewyobrażalny ból w okolicach łopatki, gdy Gabriel ponownie zaatakował ją od tyłu i zaczęła z niewyjaśnionych dla siebie powodów spadać w dół...
          -Marcus, co robimy? -Zapytał Komei, obserwując, jak nieumarli dołączali się do bitwy. -Drugi raz w życiu nie mam bladego pojęcia, przyjacielu. -Marcus starał się jakoś na szybko przeanalizować sytuację, ale wiedział, że w starciu z nieumarłymi nie mają szans. -Cholera, znamy tylko jednego prawokrwistego, który przeżył starcie z nimi i jest nim mój syn, który pobiegł szukać twojej córki. -Tak, to prawda, ich brak tutaj bardzo nas osłabia. -Marcus podniósł głowę patrząc w niebo, Kiedy w głowie Takashimy zrodził się jednak pewien pomysł, głupi, ale zawsze pomysł. -Posłuchaj, wy jako demony macie skrzydła i możecie latać, tak jak anioły, więc niech twoi ludzie skupią się na nich. Ja wezmę część swoich, może uda nam się odciągnąć tych nieszczęsnych nieumarłych od bitwy. -Wyjaśnił Komei. -Wiesz, że możesz nie przeżyć. -Z ust Marcusa padło nawet niepytanie, a stwierdzenie. -Wiem, ale warto spróbować. -W odpowiedzi Lord Helvetti tylko kiwnął głową i zaraz zniknął by wydać nowe rozkazy. -No Komei, twój Kouyou jakoś dał sobie radę, fakt, cudem uszedł z życiem, ale to oznacza, że się da. -Mistrz Takashima spróbował sam sobie dodać otuchy przed tą niemożliwą do wykonania misją.
          Violet z impetem uderzyła o ziemię, ale na szczęście udało jej się utrzymać kontrolę nad demoniczną formą, co było nie lada wyzwaniem w trakcie spadania, gdy ból przeszywał jej całe ciało. Dopiero kiedy zobaczyła obok siebie odcięte skrzydło, zrozumiała co się stało. -Musze przyznać, że równie trudny z Ciebie przeciwnik, co z twojego dziadka, Violet. -Gabriel widząc, jak Violet próbuje się podnieść, przyłożył ostrze do jej podbródka, podnosząc jej głowę. -Ale widzę, że mogę zaliczyć kolejnego Helvettiego do kolekcji. Żałuję, że twój dziadek nie błagał mnie o darowanie życia, tylko postanowił zginąć z honorem nadziewając się na ten o to właśnie miecz. W sumie to został mi już tylko twój ojciec, bo twoją matkę sam wykończył. -Słuchając Archanioła, brunetka, mimo paraliżującego bólu powoli się podniosła od razu się od niego odsuwając. Oczywiście Gabryś, bo tak go pieszczotliwie nazwała ze swoim drugim ja, zniknął, znów pojawiając się za nią. -Słuchaj Gabryś, to już się nudne robi. -Rzuciła jakoś bez przekonania, znudzona ciągle tymi samymi zagrywkami Aniołka. I to znudzenie to był jej drugi błąd, ponieważ jak się okazało, ten śliczny, śnieżnobiały Aniołek robił to specjalnie. Nawet nie zdążyła zareagować, gdy Gabriel ją chwycił w mocnym uścisku od tyłu, przykładając ostrze do jej szyi. -To koniec Violet, pożegnaj się ze swoim ukochanym Kouyou. Może się spotkacie po drugiej stronie, ale no tak... -Gabryś złośliwie się zaśmiał. -Przecież druga strona, to my, dla nas Ona nie istnieje, więc nasza śmierć jest ostateczna. -Demonicy wystarczyło, że Archanioł wspomniał o Kouyou, a ponownie dopadła ją ta sama złość, jak w momencie przemiany. Wiedziała tylko, że nadal trzyma miecz i że ma jedną szansę, jeżeli się jej to nie uda, przegrali. Violet skrzydłem odepchnęła go od siebie i miała po prostu się odwrócić i zaatakować od razu, ale zamachnęła się już w trakcie obrotu, ścinając Archanioła o głowę. Kiedy bezgłowe ciało najsilniejszego z armii samego Stwórcy opadło bezwładnie na ziemię, Violet spojrzała na jego miecz, a później na swój. Mimo, że normalnie żadnej różnicy nie było, demonica coś zauważyła, chociaż dopiero, kiedy się przyjrzała. Jej ostrze było po prostu srebrne, ale ostrze poległego Anioła było lekko zielonkawe. Wtedy Violet z przerażeniem w oczach, powoli odwróciła głowę w stronę swojego, uciętego przez Gabriela skrzydła. - "To koniec..." -Brunetka była bliska rozpaczy. -" Posłuchaj, weź tą jego głowę jako trofeum, że wygraliśmy i wracajmy, może jest jeszcze jakaś szansa! Nie możemy tak umrzeć!" -Druga również spanikowała po odkryciu, że to właśnie Gabriel dzierżył zatruty miecz. -" Stąd ten paraliżujący ból, trucizna rozchodzi się po krwi, nie mamy szans, nie pamiętasz co mówił Mistrz Takashima? Kilka godzin i po nas." -" Vi, tylko, że to nie może się tak skończyć."

          Mistrz Takashima nawet nie zdążył zebrać odpowiednich prawokrwistych do niewykonalnego zadania, a Lord Helvetti nie dokończył wydawania nowych rozkazów, gdy wszystkich oślepiło ostre, białe światło, w którym nieumarli zaczęli się palić i które ogarnęło całe pole bitwy, a anioły zaczęły się wycofywać. Nawet Lucyfer wraz ze swoją brygadą ratunkową dla Violet pojawili się tam, jakby przeteleportowani. Zasłaniając oczy dłońmi, mogli zauważyć w tym świetle czarną postać, idącą w ich stronę, która trzymała coś w ręce, ale z daleka nikt nie mógł dostrzec co to takiego. Dopiero po dłuższym czasie mogli odkryć, że była to postać demona z jednym skrzydłem, trzymającym w ręku coś, co przypominało ludzką głowę. -Violet! -Krzyknął Marcus wraz z Kouyou i zaraz pobiegli w jej stronę, a za nimi Lucyfer, Komei oraz Cassidy. Ledwo zdążyli dobiec, gdy Violet opadła na ziemię, cały czas trzymając głowę Archanioła za te jego długie blond włosy. Widząc na jej plecach krew i brak skrzydła, Marcus spanikował, a całą piątką przykucnęli nad demonicą, obracając ją na plecy. -Violet, kochanie... -Kouyou zacisnął powieki, a po jego policzku spłynęła łza. -Kouyou, jest jeden sposób, ale musimy się pośpieszyć, jeżeli ma nam się udać. Nie wiemy, ile czasu dokładnie minęło, od kiedy ją zranił. -Komei próbował uspokoić syna, chociaż to co proponował, również należało do tych mało możliwych. -DOŚĆ!...
          Pełnokrwistych ogarnęła panika, gdy nagle w środku pięknego, słonecznego dnia, niebo nagle stało się czerwone. Zaczęli uciekać, chowając się, gdzie się tylko da, nie ważne czy to schron, czy piwnica, w obawie przed nadchodzącym końcem świata. Nawet media zamarły, nie podając żadnych informacji. Czerwone niebo sparaliżowało całą kulę ziemską i nikt nie miał pojęcia, że właśnie gdzieś w jednym miejscu piekielni walczą również o ich życie. Bo przecież, co by się stało, gdyby rządy Stwórcy całkowicie ogarnęły ziemie? Prawdziwy koniec świata. A Stwórca siedział na swym tronie w niebiosach, oglądając całą bitwę przez ogromne zwierciadło. Był zadowolony, że jego plan na wywołanie przemiany u tego przeklętego wampirzego demona się udał, a jego najlepszy sługa i żołnierz wykonał swoje zadanie perfekcyjnie. Z dumą oglądał dalej, jak Gabriel wykonywał kolejną część planu polegającego na usunięciu Violet Helvetti z tego świata. Już czuł smak zwycięstwa i napawał się chwilą, gdy pojmany Matsumoto Takanori, pomiot szatana stanie u jego stóp, błagając o litość. Już czuł tą władzę, którą Lucyfer miał mu oddać, za życie jego syna. Kiedy planował, co zrobi z piekielnymi, by pozbyć się ich z piekła, kiedy już ich tam wszystkich przegoni, stało się coś, czego się nie spodziewał, jeden dokładnie wymierzony cios skrócił o głowę jego najwspanialszego Archanioła Gabriela. W tej jednej, krótkiej chwili przegrał wszystko, nad czym pracował od setek lat. Postanowił nie zostawać temu obojętnym i osobiście stanąć twarzą w twarz z jego dawnym sługą.
__________
Blog: https://alternative-story-tg.blogspot.com/
Grupa FB: https://facebook.com/groups/2525968894379616

Undead HeartsWhere stories live. Discover now