Rozdział 6: Poza kontrolą

14 2 1
                                    

       -"Meredith była piękną, zawsze uśmiechniętą wampirzycą o niesamowitych zdolnościach, pochodzącą z wysoko postawionej rodziny. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy dzień przed ślubem, jej ukochany zmienił zdanie, wybierając sobie inną za żonę. Wydziedziczona przez rodzinę prawokrwista, nie wahała się ani chwili, od razu zgodziła się zostać kochanką swojego ukochanego. Nikt tego nawet nie ukrywał, każdy wiedział, kim jest, a Ona zrobiła to tylko dla zemsty... Dla zemsty, która nigdy się nie udała. Przez wiele lat planowała, przez wiele lat próbowała, jednak każdy jej pomysł umierał w zarodku. Przez te wszystkie lata udało jej się ponownie zakochać, jednak jej "związek" z Mistrzem był przeszkodą. Oboje zakochani, przy każdym dyskretnym spotkaniu planowali, jak wyjść z sytuacji, jak w końcu być razem, ukazując wszystkim miłość, która ich łączyła. Tyle, że to było niemożliwe.
W końcu Meredith postanowiła uciec i zniknąć wampirom z zasięgu. Wiedziała, że trudno będzie jej żyć w piekle, ale najważniejsze, że w końcu będzie mogła być z ukochanym. Pewnej nocy, kiedy wszyscy bawili się na jednym z wielu bankietów tego roku, po prostu opuściła wyspę Wampirów, przybierając imię Eveline..."
-Chochlik, wziąłbyś się w końcu do roboty, a nie czytał te brednie. -Warknął wściekły lord Helvetti.
-Ale to dopiero początek najlepszego...

          Kiedy Violet się obudziła, nikogo nie było obok, a wokół panowała całkowita cisza. Powoli wstała, podchodząc do lustra. Przeglądając się, zauważyła, że jej kły "wróciły na miejsce", przez co odetchnęła z ulgą. Szybko ogarnęła poranną toaletę i wesoło przeszła do kuchni, chcąc przekazać Kouyou, że kryzys zażegnany. Jednak wampira nigdzie nie było. Dopiero po chwili dotarło do niej, że z powodu swojego zadowolenia, nie zwróciła uwagi, że jego rzeczy nie było ani w łazience, ani w szafie. Ale przecież nie mógł jej zostawić tak bez słowa, tym bardziej teraz.
Ledwo co siadła na kanapie, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Myśląc, że za drzwiami zobaczy Kouyou, od razu je otworzyła, tyle, że po drugiej stronie stała Cassidy.
-Cass, co ty tu robisz? -Zapytała zaskoczona Violet.
-Jakby na to nie spojrzeć, to sprawdzam, czy jeszcze żyjesz. Mam za niedługo wizytę u twojego ojca, zapomniałaś? -Ciemnowłosa weszła do mieszkania.
-No tak, racja. -Fioletooka zamknęła drzwi i poszła za przyjaciółką do salonu.
-No. I nie wiem jaką historyjkę sprzedać mu teraz, szczególnie teraz. -Cassidy się rozejrzała. -A wampirek gdzie?
-W pracy. -Violet skłamała, uciekając od razu wzrokiem. Sama chciałaby wiedzieć, gdzie Uruha właśnie był i dlaczego zabrał swoje rzeczy. Przecież nie wspominał jej wcześniej, że wraca do siebie, a Ona nawet nie wiedziała, gdzie On mieszka.
-Yhym. -Mruknęła starsza, siadając w fotelu.
-Co do mojego ojca, po prostu powiedz mu to co zawsze, że dobrze sobie radzę, ale ścigają mnie wampiry i takie tam, co mu tam mówisz. I wiem, za niedługo trzeba będzie zmienić lokum. -Brunetka usiadła na kanapie, przyglądając się przyjaciółce. Cass wydawała się jakaś smutna, w dodatku nieobecna. -Coś się stało?
-Tak. Kai się stał. Zakochałam się, powiedziałam mu kim jestem, a On uciekł. Fakt, z rana pisał, żebyśmy się spotkali, ale nie wiem czy to dobry pomysł. -Cassidy cicho westchnęła.
-Spotkaj się z nim. W końcu go kochasz, przynajmniej dowiesz się czego chce i nie powinnaś się martwić, że Cię wyda, w końcu sam przyjaźni się z czwórką wampirów. -Violet słabo się uśmiechnęła.
-Masz rację, ale... Chwila, czy tu właśnie czytałaś mi w myślach?!- Cassidy otworzyła szeroko oczy.
-Przepraszam, widziałam, że coś Cię męczy. Ale chociaż teraz wiesz, jakie to wkurzające. -Młoda cicho się zaśmiała. Nagle poczuła znany już ból w dziąsłach. Szybko zasłoniła usta dłonią.
-Vi, co tobą? -Ciemnowłosa szybko się podniosła, podbiegając do Violet.
-Nie, to nic, ząb mnie boli. -Dziewczyna spojrzała na nią z przerażeniem w oczach.
-Ta jasne... -Cassidy odsunęła rękę Violet z jej twarzy. -Co to kurwa jest?! -Wrzasnęła, patrząc na kły młodszej.
-Cass, to nie tak jak myślisz. -Violet patrzyła jak ciemnowłosa odsunęła się od niej.
-Ja nawet nie wiem co myśleć! Jesteś demonem, nie mógł Cię przemienić, ale skąd te kły?! -Cassidy z przerażeniem patrzyła, jak oczy Violet stały się czerwone, ale tak dziwnie czerwone, nie jak u demona, a białka jej oczu lekko poszarzały. Nagle dziewczyna zerwała się z miejsca i pobiegła do kuchni. Mając nadzieję, że Kouyou zostawił coś ze swoich zapasów, otworzyła lodówkę. Na szczęście znalazła kilka torebek z krwią. Nie patrząc nawet na oznakowanie wzięła jedną od razu ją otwierając i jeszcze szybciej opróżniając.
Cassidy stanęła w drzwiach do kuchni, przyglądając się temu co robiła Violet. Gdy tylko dziewczyna odłożyła puste już opakowanie, jej kły wróciły na miejsce, a oczy wróciły do swojej barwy.
-Violet, musisz pogadać z ojcem. -Rzuciła ciemnowłosa, podchodząc do niej.
-Nie i ty też nic mu nie mów, błagam. Wiesz, że jeżeli zejdę do piekła, już nigdy mnie nie wypuści...
-I już nigdy nie zobaczysz Kouyou. -Gdy Cass przerwała jej tymi słowami, Violet cicho westchnęła. Już teraz nie była pewna, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy.
-Kouyou próbuje się dowiedzieć o co chodzi, ale żadne z nas nie potrafi nic znaleźć.
-Jesteś demonem, a żywisz się krwią. Masz wampirze kły, to nie jest normalne. -Po tych słowach Cassidy cicho westchnęła. -Ale dobra, nie powiem mu. Za to ty nie waż się opuszczać mieszkania, dopóki czegoś nie wymyślę.

Undead HeartsWhere stories live. Discover now