Rozdział 15: ...I żyli długo i szczęśliwie

12 1 1
                                    

          Cztery miesiące później:
Nagle otworzyła oczy, ale jasne światło ją raziło. Ciągłe pikanie z boku drażniło jej słuch i ten ból głowy, który na szczęście okazał się chwilowym. Zamrugała kilka razy, zanim mogła spokojnie się rozejrzeć, po pokoju. Nie rozumiała skąd to jasne światło, kiedy się obudziła, ponieważ wokół panował półmrok, a kiedy spojrzała w stronę okna, zorientowała się, że już był wieczór. Odpinając się od wszelkich kabelków przyczepionych do jej ciała, z trudem wstała podchodząc bliżej i od razu zauważyła spadający śnieg.
-Śnieg w piekle? -Zapytała sama siebie, mrużąc oczy.
-" Raczej to nie piekło. Stawiałabym, że jesteśmy gdzieś niedaleko Tokyo, ale przecież tutaj śnieg to też rzadkość." -Odezwała się ta druga w jej głowie i od razu sobie o niej przypomniała.
-Ale to nie jest moje mieszkanie, więc gdzie my do cholery jesteśmy? -Zapytała ponownie, zapominając o tym, że wystarczyło, żeby pomyślała, by ta druga ją usłyszała. Nagle znów oślepiło ją światło, które włączył ktoś wchodzący do pokoju.
-Panienka Violet... -Nagle usłyszała głos Nath. Z przerażeniem w oczach spojrzała za siebie, a widząc demonicę, przełknęła ślinę.
- "Co ta idiotka tu robi? "-Druga też brzmiała na spanikowaną.
-Gdzie ja jestem? -Zapytała Violet, patrząc na Nath, która zaczęła się dziwnie zachowywać.
-Mistrz Takashima wszystko panience wyjaśni. -Rzuciła demonica, wyłączając wszystkie pikające maszyny.
-Wolałabym rozmawiać z Kouyou. -Violet coraz mniej rozumiała z tego wszystkiego.
-Muszę powiadomić Mistrza. -Po tych słowach Nath nagle zniknęła, zostawiając zapalone światło.
-Co tu jest grane... -Violet nie zdążyła dokończyć, kiedy dotarł do niej ból każdego istniejącego mięśnia. Natychmiast usiadła na łóżku, patrząc przed siebie.

           Całą piątką siedzieli w studiu, chociaż Kouyou najchętniej by zwiał, żeby chociaż trochę odpocząć. -Uruha, mógłbyś się w końcu skupić! -Krzyknął Kai, podchodząc do niego. -Jakoś nie potrafię. Dobra chłopaki, możemy już sobie na dzisiaj darować? Od rana tu siedzimy. -Kouyou odłożył gitarę. -Hej, to że jesteś Wielkim Mistrzem, nie oznacza, że tutaj też rządzisz. -Warknął lider. -Kai, mógłbyś ze mnie zejść, chociaż na chwilę? -Brunet spojrzał na niego błagalnie. -Ja rozumiem, jesteś świeżo upieczonym demonem i nie ogarniasz tego wszystkiego, ale wyluzuj. -Powiedział ten ska... -Yutaka nagle przerwał, wiedząc, że lepiej nie poruszać tego tematu. Tak, Takanori obiecał Kouyou milczenie na temat jego krwi, jednak Cassidy szybko nauczyła perkusistę dyskretnego czytania w myślach, a jego pierwszą ofiarą był właśnie Takanori. -No powiedz to. -Warknął gitarzystka, którego oczy błysnęły czerwienią. -Ej, chłopaki, spokojnie. -Wtrącił Yuu, próbując ich rozdzielić. -Będę spokojny, jak Uruha nie przestanie zawalać całej roboty. -Kai zrobił krok w tył. -Ale Kou ma rację. Mieliśmy długą naradę w nocy i od rana siedzimy tutaj, mógłbyś trochę odpuścić. -Wtrącił Takanori. -Ale terminy... -Zajęknął lider. -Mistrzu, Violet. -Nagle za nimi pojawiła się Nath, wyglądająca na zdenerwowaną. -Co z Vi? -Kouyou od razu odwrócił się w jej stronę. -Obudziła się. -Na te słowa oczy wszystkich się rozszerzyły, a Kouyou od razu wybiegł razem z Nath. -No i tyle go widzieliśmy. -Akira przewrócił oczami. -Teraz to poważnie terminy szlag trafi. -Warknął Kai.

          Violet siedziała na łóżku, rozglądając się po pokoju. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest w sypialni Kouyou, w sumie nigdy wcześniej u niego nie była. I ciągle dręczyła ją myśl, dlaczego Nath miała powiadomić Ojca Kouyou jako pierwszego o tym, że się obudziła. Nagle jej rozmyślania przerwał ryk silnika samochodu wjeżdżającego do garażu. Nie minęło nawet pół minuty, gdy prawokrwisty wbiegł do pokoju. -Vi... -Kouyou zaraz podszedł do niej, przytulając demonice. Uwagę Violet przykuł jeden szczegół, a dokładnie sygnet zdobiący kciuk wampira. - „O Ciebie chodziło z tym Mistrzem." -Pomyślała Violet. - „Tak! Nasz boski wampirek przeżył! Tak!" -Zaczęła radośnie krzyczeć druga, niemal nie doprowadzając tym Violet do szaleństwa. -Kouyou. -Violet niepewnie ułożyła dłoń na jego ramieniu. -Myślałam, że ty... Nath mówiła... -Demonica nie potrafiła nawet zebrać myśli. -Wiem, przepraszam. -Kouyou słabo się uśmiechnął, patrząc w te piękne, fioletowe oczy brunetki. -Mogłem jej wspomnieć, żeby nie mianowała mnie Mistrzem, zanim Ci nie powiem. Przez te pół roku wiele się zmieniło, kochanie. -Przejąłeś władzę... -Cztery miesiące temu, ale to jest najmniej istotne. -Wampir cicho się zaśmiał, siadając obok niej. -Nie było mnie pół roku? -W tym momencie Violet spojrzała w stronę kalendarza, który widziała już wcześniej. -Dzisiaj jest osiemnasty? -Tak, osiemnasty grudnia. -Kouyou spojrzał na nią pytającym wzrokiem i potrzebował kilku sekund, żeby zrozumieć, co Violet ma na myśli. -Dzisiaj mija rok. -Vi cicho się zaśmiała. -Od kiedy pierwszy raz Cię uratowałem. -Wampir również się zaśmiał, obejmując ją ramieniem. -A tak swoją drogą, co tu robi Nath? -To jej kara. Lucyfer wymazał jej pamięć, ale wcześniej pozbył ją jej mocy, no i wraz z twoim ojcem i Lucyferem postanowiliśmy, że odpowiednim wynagrodzeniem za swoje „grzechy" będzie służenie mi, no i do dzisiaj pomoc przy tobie. A... - Kouyou nagle sobie o czymś przypomniał. -Nie zdziw się, jeżeli zobaczysz Linde, dobrze? W piekle też się trochę pozmieniało. -Wampir uśmiechnął się głupkowato. O swojej krwi i problemach z przejęciem tronu postanowił jednak jej nie wspominać, przynajmniej jak na razie. -Violet! W końcu się obudziłaś! -Nagle przerwał im głos Cassidy, która tak po prostu wparowała do pokoju, a za nią wszedł Lucyfer i Lord Helvetti. Cass od razu podbiegła do młodszej, łapiąc ją w swoje ramiona. -Tak za tobą tęskniłam, ty mała cholero! Co Ci odbiło, żeby lecieć za Gabrielem? W ogóle co Ci odbiło, żeby się przemieniać. -Już, spokojnie Cassidy. -Przerwał jej Lucyfer, kładąc dłoń na ramieniu ciemnowłosej. -Cieszę się, że jesteś cała, córeczko, ale Cass ma rację, to było nieodpowiedzialne. -Rzucił Marcus, podchodząc bliżej. -Wiem, ale... -Violet nagle posmutniała. Nie chciała nikomu mówić o wizji, nie chciała nikomu wspominać nawet o tym, że miała swój własny plan, który w sumie to się udał. Uciekła wzrokiem w bok, starając się nie wybuchać emocjami, które były w niej cały czas od tych sześciu miesięcy i które z tak potężną siłą do niej teraz wracały. -Dobra, nie męczcie ją już wyrzutami sumienia. W końcu, gdyby nie Ona, nie wygralibyśmy. A teraz jak możecie, zostawcie nas samych. -Powiedział spokojnie Lucyfer, a wszyscy zebrani zgodnie kiwnęli głowami i wyszli z pokoju.

          Po badaniach przeprowadzonych przez Lucyfera, Violet ponownie zasnęła. Lucyfera nie zdziwiło to zmęczenie, w końcu jej organizm po takim czasie był osłabiony. Reszta czekała na parterze willi, w salonie. Siedząc w ciszy, oczekiwali, aż Władca piekieł skończy badanie demonicy i w końcu będą mogli wiedzieć, czy wszystko na pewno jest w porządku. Kiedy Lucyfer w końcu pojawił się obok nich, ciężko westchnął i usiadł. -Co z nią? Coś nie tak? -Zapytał zmartwiony Marcus. -Nie w tym rzecz. Violet śpi, powinna dużo odpoczywać, jednak coś innego mi nie odpowiada. -Odpowiedział Lucyfer, ślepo patrząc przed siebie. -Co takiego? -Cassidy spojrzała na Władcę, unosząc brew. -Jej demoniczna natura. Po przemianie powinna zniknąć, a z jakiś powodów została i nadal szaleje w jej głowie. Myślę, że to jakiś błąd wywołany przez truciznę, nie miały się jak „pożegnać", bo przecież Violet wróciła do swojej ludzkiej postaci w trakcie śpiączki. -Lucyfer wyglądał na zmartwionego owym faktem. -Czyli, że może zostać na stałe... -Marcus mruknął cicho pod nosem, zwracając na siebie uwagę reszty wybranych. -I co to niby oznacza? -Kouyou jako prawokrwisty, niezbyt rozumiał o co im chodzi, kiedy tak z przerażeniem w oczach spoglądali po sobie. -Po krótce, demoniczna natura przygotowuje demona do przemiany, jest jakby jego drugim ja, powoli wyłaniającym się z podświadomości. Po pierwszej przemianie, kiedy demon wraca do swojej ludzkiej postaci, demoniczna natura powinna zniknąć, chyba, że w trakcie tej przemiany pójdzie coś nie tak, jak w przypadku Violet, wtedy może zostać z demonem na zawsze. -Wyjaśniła Cassidy, przyzwyczajona już do tłumaczenia tego typu rzeczy. -Jeżeli jej demoniczna natura z nią została z to oznacza, że Violet będzie niestabilna do końca swoich dni. -Wtrącił Lucyfer, wychodząc jakby z jakiegoś transu. -Czyli, że już zawsze będzie zagrożeniem? -Zapytał Kouyou. -Dokładnie tak. W przypadku Violet jest zbyt wiele pokus, by jej natura chciała przejąć nad nią kontrolę. -Marcus wyglądał na naprawdę zmartwionego, a wszyscy doskonale wiedzieli, dlaczego.

          Minęło kilka kolejnych dni, w trakcie których Violet dochodziła do siebie, pod czujnym okiem Kouyou i Lucyfera. Oczywiście Nath również sprawowała opiekę nad demonicą, ale ta opieka polegała raczej na usługiwaniu jej, pod nieobecność wampira. Tego ranka Violet udało się samej pokonać schody, w dodatku bez podtrzymywania się o poręcz, więc zadowolona z siebie zaszła do kuchni, gdzie Kouyou próbował coś pokroić. Od kilku dni próbował wymyślić coś nowego i akurat nucił coś pod nosem, próbując połączyć ze sobą strzępki melodii, które chodziły mu po głowie, kiedy nóż przejechał po jego palcu. -Ałć. -Syknął pod nosem. Wcześniej, kątem oka widział Violet w drzwiach do kuchni, jednak, kiedy tam spojrzał, jej już nie było, a za jego plecami usłyszał dobrze znane, charakterystyczne dla wampirów syknięcie. Powoli się odwrócił z przerażoną miną, a widząc zbliżającą się do jego szyi Violet z wysuniętymi kłami, chciał instynktownie zrobić krok w tył, by nie paść ofiarą jej szału, ale jedyne co mu z tego wyszło, to mocne kopnięcie w kuchenną szafkę. Na ten widok, Violet nagle się roześmiała. -Naprawdę się wystraszyłeś? -Zapytała brunetka, próbując opanować śmiech. -Trzymam pod dachem wygłodniałego wampirzego demona, któremu może coś odbić w każdym momencie... Tak. Myślałem, że się zaraz na mnie rzucisz w pogoni za krwią. -Wampir skrzyżował ręce, obserwując dokładnie demonice. -Ale... -Nagle się uśmiechnął. -Skoro teleportujesz się tak szybko i jesteś w tak dobrej kondycji, by robić sobie żarty z Mistrza, to pora, byś zeszła do piekła. Czekają tam na Ciebie. -Nie, tylko nie to... -Jęknęła z niezadowoleniem Violet, siadając przy stole. -Wiem, co mnie tam czeka, a nie chce mi się tego wszystkiego tłumaczyć. -Dodała, spoglądając na niego zza swoich włosów, które opadły jej na twarz. -Wiem o wizji. -Rzucił Kouyou, stojąc jakby niewzruszony, a Vi zrobiła duże oczy. Nadal nikomu się do tego nie przyznała i miała nigdy nie mówić prawdy o tym, dlaczego wtedy się przemieniła i co jej odbiło, by polecieć za Archaniołem Gabrielem. -Ale przecież... -Negative mi powiedziała, jak spałaś. Wiesz, czasami jak śpisz to... -Wiem, mówi za mnie. -Violet przewróciła oczami. Dokładnie tak, ze względu na to, że jej demoniczna natura miała zostać z nią na zawsze, postanowiła w końcu ją nazwać. Z racji tego, że od momentu przebudzenia, kiedy tylko przechodziła do swojej świadomości, widziała swoje drugie ja w negatywie, postanowiła również i tak ją nazwać. W sumie, to od początku była taką negatywną wersją Violet. -Za pierwszym razem nie wiedziałem o co chodzi, kiedy zaczęłaś mówić, w dodatku, że to nie było typowe mówienie przez sen, tylko normalna rozmowa. Ty spałaś, a Ona nadawała. -Kouyou cicho się zaśmiał. -Dziwne, że od tamtego momentu, wiesz... Jak się obudziłam, zaczęła mnie unikać. Czasami próbuje do niej dotrzeć, ale wtedy widzę tylko nieruchomy negatyw mojej osoby. Jeszcze trochę, a nie będę spać w ogóle, bo jak tylko zasnę, Ona się obudzi i zacznie kontrolować moim ciałem. Chwila... -Violet nagle przerwała, coś sobie uświadamiając. -Czyli już wiesz, że wtedy... -Że wtedy wszystko co się między nami zadziało, stało się, tylko dlatego, że to miał być ostatni raz. Mogłaś mi powiedzieć, zrozumiałbym. -Kouyou ciężko westchnął. Nie chciał poruszać tego tematu, a szczególnie nie chciał, żeby Violet poczuła, że ma jej to za złe, ponieważ wcale tak nie było. -Miałam Ci tak po prostu powiedzieć, że wielokrotnie widziałam, jak giniesz? Masz mnie, od początku naszego planu, miałam swój własny plan, żeby do tego nie dopuścić. Wtedy miałam po raz ostatni to zobaczyć, tyle, że na żywo i nie mogłam do tego dopuścić. Gdybym się nie przemieniła, mogłabym nie zdążyć, a wtedy tamta noc nie miała by znaczenia. -Violet odwróciła głowę, zaciskając mocno powieki. Kouyou przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, po prostu stał, patrząc na nią i milcząc. Negative przedstawiła mu tą sytuację trochę inaczej, a mimo tego wierzył w wersję Violet. W końcu powoli do niej podszedł i kucając przed nią, ujął jej twarz w dłonie. -Vi, kochanie... Przecież wiem, że gdybyś nie miała chociaż odrobiny nadziei, że tak się nie stanie, nie zrobiłabyś tego, prawda? -Kouyou, w tamtym momencie chodziło o to, że Ciebie już nie będzie, dopiero później dotarło do mnie, że naprawdę mogę temu zapobiec. -Po tych słowach Violet wstała i poszła do pokoju, zamykając się w nim. Wyrzuty sumienia niemalże zagryzały ją od środka, a Ona miała ochotę, by Negative przejęła nad nią pełną kontrolę i sama wzięła na barki swój bałagan.

          Nie wracali już do tego tematu, a Kouyou udało się przekonać Violet, by tego dnia zeszła razem z nim do piekła. Z racji tego, że prawokrwisty miał ważne spotkanie z Lordem Helvettim, oraz Lucyferem, Violet schowała się w swoim pokoju. Leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami, próbowała dostać się do milczącej Negative, jednak na marne. Owe próby przerwało jednak wtargnięcie Cassidy i Lindy do pokoju. Violet, chcąc już się na nie wydrzeć, że jej przeszkadzają, podniosła się, a wtedy po raz pierwszy od Dnia Sądu Ostatecznego zobaczyła blondynkę. -Linda, ty... -Vi usiadła na łóżku po turecku, próbując coś z siebie wydusić, widząc ciążowy brzuszek Lindy. -Osiemnasty tydzień i wybacz, że z twoim ojcem nie poczekaliśmy na Ciebie ze ślubem, ale sama rozumiesz. -Na te wieści z ust Lindy, Violet rozszerzyła oczy. -Będę miała rodzeństwo? No bez jaj, przyzwyczaiłam się do bycia jedynaczką. -Zażartowała młodsza. -A tak szczerze, to moje gratulacje, w końcu się wam udało. -Cieszysz się, że masz macochę? -Zapytała Cassidy, siadając obok niej. -I tak kiedyś by nią została, co nie? -Violet spojrzała kątem oka na blondynkę, z złośliwym uśmieszkiem na twarzy. -No dobra, ale my tutaj po coś innego. -Zaczęła Linda. -Przybyłaś do piekła, pierwszy raz po tym wszystkim, wszyscy czekają na swojego wybawcę, żeby podziękować, a ty zamykasz się w pokoju. Co jest grane? -Negative narozrabiała, a teraz mnie unika. No, ale od początku... -Violet głośno westchnęła i na spokojnie opowiedziała przyjaciółkom o wizji, oraz bardzo ogólnikowo o nocy przed Dniem Sądu Ostatecznego. Nie chciała zdradzać szczegółów, głównie dlatego, że to miała być tajemnica między nią, a wampirem. -Dobra, rozumiem, że wylądowaliście w łóżku, no norma. Ale ciągle ukrywasz to, co stało się przed tym, a to chyba o to chodzi. -Cassidy próbowała wyciągnąć od Violet jak najwięcej informacji. Linda natomiast zamyśliła się na chwilę. -Złożyliście przysięgę krwi, prawda? Dlatego to ukrywasz. -Blondynka powiedziała to z powagą wymalowaną na twarzy, a Violet znowu westchnęła. -Tak. -Zdurniałaś? Tego nawet przy ślubach się nie robi! -Linda wyglądała na zdenerwowaną. -Szczególnie, że was ślub czeka. -Ale... Co to ta przysięga krwi? -Zapytała Cassidy, a pozostałe demonice spojrzały na nią jakoś tak dziwnie. -Szkolisz demony, a nie znasz takiej podstawy? -Blondynka uniosła brew ku górze. -Nigdy mnie nie interesowały pakty, przysięgi i tym podobne. -Ciemnowłosa, jak gdyby nigdy nic wzruszyła ramionami, a Linda natomiast westchnęła i pośpieszyła z tłumaczeniem. -Przysięga krwi to coś w rodzaju przysięgi małżeńskiej, jeszcze kilka wieków temu łączono to ze ślubami, ale przez naszą długowieczność się od tego odeszło. No i jest taka mała różnica, że w przypadku ślubu istnieje rozwód, a w przypadku przysięgi krwi, słowa "póki śmierć nas nie rozłączy" są dosłowne. W skrócie, Violet i Kouyou nieoficjalnie są małżeństwem. -No dobra, a kiedy oficjalny ślub? -Zapytała ciemnowłosa, chcąc na chwilę odejść od tego tematu, widząc smutną Violet. -Planowaliśmy z tym poczekać, przynajmniej z dwa, trzy lata, ale teraz, jak Kouyou zna prawdę, nie wiem co będzie dalej. -Zrezygnowana brunetka opuściła wzrok. -A ja powtórzę, że nieoficjalnie już jesteście małżeństwem i Kouyou nie może sobie od tak po prostu od Ciebie odejść. Znaczy, ja rozumiem, że może nie być zadowolony z faktu, że zrobiłaś to, bardziej jako pożegnanie z nim, niż z miłości, ale wydaje mi się, że powinien zrozumieć. -Linda przytuliła Violet, chcąc dodać jej otuchy. -Linda, ale ja to zrobiłam z miłości. Nie chciałam go stracić, nie chciałam się z nim żegnać, chciałam, żeby chociaż przez tą chwilę był naprawdę mój, nic więcej, ale czy On to zrozumie... -Na pewno zrozumie. -Na twarzy Cassidy pojawił się dziwny uśmiech, a Violet na ten widok wręcz się zagotowała. -Wy wredne mendy! Nie mogłyście od razu powiedzieć, że to On was wysłał? -Nie, bo nic byś nam nie powiedziała, wiedząc, że Kouyou celowo teraz czyta mi w myślach. I to mnie poprosił, nie Cassidy. -Linda cicho się zaśmiała. -Wiedział, że ciężarnej nie zaatakujesz, no i że potrafię udawać jak nikt inny. -Od kiedy wiesz? -Brunetka lekko przechyliła głowę. -Od początku, akurat byłam u was, jak Negative przejęła kontrolę nad tobą, kiedy spałaś i o wszystkim mu powiedziała. Na początku nie wiedział, co ma z tym zrobić, ale postanowił poczekać, aż sama się zorientujesz, że twoje drugie ja mu powiedziało. Znaczy, Negative przedstawiła to zupełnie inaczej, że zgodziłaś się tylko dlatego, że następnego dnia miał zginąć i miałabyś tą przysięgę z głowy i znów miałabyś czystą kartę. Nie powiem, jak się o tym dowiedział był załamany, więc nie dziw się, że próbuje się dowiedzieć... -Wszystko przekręciła i ty się dziwisz, że tak ją nazwałam. Kocham go i nie wyobrażam sobie dalszej wieczności bez niego. To On był przy mnie, kiedy to się zaczęło, to On szukał odpowiedzi, co się ze mną dzieje, kiedy Ci, który wiedzieli, milczeli i nie odszedł, wiedząc, że jestem dla wszystkich zagrożeniem. Fakt, był moment, że zniknął bez słowa, ale zrobił to dla mojego bezpieczeństwa i cały czas kontrolował sytuację przez Takanoriego. A ja? Jedyne co mogłam dla niego zrobić, to przysiąść mu, że go nie opuszczę, aż do śmierci i do tej śmierci nie dopuścić...

          Od kiedy Lucyfer go zagadał, nie wiedział co działo się w pokoju Violet, ale zdołał się dowiedzieć tego, czego potrzebował, a teraz musiał już tylko stanąć twarzą w twarz z wściekłą Violet, po tym jak dowiedziała się o jego spisku z Lindą. Jednak, kiedy zajrzał do pokoju, nikogo tam nie było. Jako że posiadłość Helvettich była ogromna, nie uśmiechało mu się szukać Violet, która chyba celowo postanowiła go teraz unikać. Z racji tego, że nie mógł na ziemię wrócić sam, bo przecież miał mieć demonicę na oku, nogi poniosły go do ogrodu. W tym momencie żałował, że nie posiadał słuchu demonów, by znaleźć fioletowooką po chociażby najdrobniejszym szeleście, a jego wampirzy węch w tej sytuacji i tak na nic się zdawał. Ale kiedy tak szedł przed siebie, dotarł do niego znajomy głos. -No dawaj... -Poszedł za nim, znajdując Violet siedzącą nad jednym z oczek wodnych, których w tym miejscu było pełno. -Ty pieprzona dziwko! Nawet Cię przy tym nie było. -Dziewczyna rzuciła przed siebie kamieniem, po czym zacisnęła powieki, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Prawokrwisty bez słowa, podszedł do niej, siadając obok i od razu ją przytulił. Doskonale wiedział, dlaczego Violet wyzwała Negative w ten sposób i przy czym tej drugiej nie było, a nie było jej w momencie, kiedy się poznali, ani kiedy Violet się w nim zakochała. W tym wszystkim było coś jeszcze- emocje, które Violet przez śpiączkę nadal w sobie trzymała. Cały ten strach i obawy w końcu musiały znaleźć swoje ujście. Milczał, pozwalając jej się wtulić, słysząc jej szloch. Postanowił dać jej jeszcze chwilę, w końcu Negativ wystawiła ich związek na niemałą próbę. Kouyou był już pewien, że historia tej drugiej specjalnie była zabarwiona, jakby chciała sprawdzić, czy na pewno nigdy jej nie zostawi. A w jego głowie zaczęły się przewijać wszystkie wspomnienia związane z demonicą od dnia, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Każdy jej uśmiech, jak i każde jej przerażenie i to, jak powoli zmieniało się jej nastawienie do niego, a szczególnie to, jak uratowała mu życie i to nie raz. -Ona unika Cię specjalnie. Wie, że narozrabiała i wie, że ty już o tym wiesz i boi się konsekwencji. -Wampir odezwał się dopiero w momencie, w którym Violet powoli się od niego odsunęła. -Niby jakich konsekwencji? Przecież jej nie wyrzucę, nie mam jak, zostanie ze mną już na zawsze. -Violet ciężko odetchnęła, dłońmi ścierając łzy z policzków. -Z nami kochanie, z nami. -Kouyou cicho się zaśmiał, patrząc na nią. Następnie ujął palcami jej podbródek, by spojrzeć jej w oczy. -Ale to nie jest ważne, czy Ona jest, czy jej nie ma, ważne jest to, że ty jesteś. Wiem, to było niesprawiedliwe, wykorzystywać Lindę do tego, ale ja już od dawna wiem, że nie chcę nikogo innego w swoim życiu, a przecież to dopiero początek naszej wspólnej wieczności. -Po tych słowach złożył na jej ustach czuły pocałunek.
__________
Blog: https://alternative-story-tg.blogspot.com/
Grupa FB: https://facebook.com/groups/2525968894379616

Undead HeartsWhere stories live. Discover now