24. Baw się dobrze.

125 11 18
                                    

Znużonym krokiem przekroczyłam próg domu i chociaż mój humor nie należał do najlepszych w środku mnie tliła się maleńka iskierka szczęścia. Ten dzień nie należał do najłatwiejszych a fakt, że po tylu latach spotkałam swojego ojca w tak niefortunnej sytuacji sprawiał, że zamierałam gdy tylko sobie o tym przypomniałam.

Wcale nie przypominał tego mężczyzny ze zdjęć, bo przecież tylko z tego miejsca go pamiętałam najbardziej. Mój umysł czasami płatał mi figle i zapominałam już prawie jak wyglądała jego twarz. Chociaż to może było wyparcie. Wyparcie kogoś kto nie chciał mnie w swoim życiu a teraz bo tylu latach na sekundę pojawił się w nim przez czysty przypadek.

Chociaż może to nie był przypadek. Może los miał dla nas taki plan. Może to przeznaczenie sprawiło, że to on a nie kto inny pojawił się w tej restauracji. Rozmyślałam nad tym bardzo długo, bo aż cały dzień i ciekawa byłam, w którym momencie zorientował się, że siedzi przed nim jego rodzone dziecko. O ile w ogóle się zorientował ale jego mowa ciała wskazywała na to, że tak było.

-Mama. - do moich nóg podbiegł szczęśliwy Rafael wtulają się w nie tak mocno jak tylko mógł.

-Byłeś grzeczny? - potargałam jego włosy by po sekundzie wziąć go na ręce i utulić mocno jego małe ciało. Moją oazę spokoju.

-Taaak. - wykrzyczał - Zrobiliśmy z tatą obiad.

-Świetnie. Umieram z głodu. - puściłam go wolno kierując się w stronę kuchni z której unosiły się przepiękne zapachy.

-Ciężki dzień? - Alex spojrzał na mnie spod przymrużonych rzęs a ja nie miałam pojęcia, że aż tak to było widać.

-Pełen niespodzianek. Niekoniecznie miłych. - mruknęłam przemywając dłonie.

-Co się stało? - jego dłoń zatrzymała się na mojej a ja wlepiałam w nią tępo wzrok. Z każdym dniem coraz bardziej wydawało mi się, że już nie chce czuć jego dotyku ale kiedy to robił nie równał się żadnemu innemu. Podniosłam głowę natrafiając na spojrzenie jego błękitnych oczu. Była w nich wypisana troska chociaż sama nie wiedziałam czy była szczera czy zwyczajnie udawana.

-Wyobraź sobie, że po tylu latach spotkałam dziś własnego ojca. - powiedziałam ściszonym głosem tak aby Rafael nie musiał uczestniczyć w tej rozmowie.

-Co? - spojrzał na mnie i potrząsnął głową. W tym samym momencie do kuchni wbiegło nasze dziecko a  rozmowa stanęła na niczym. - Porozmawiamy o tym później. Pomyślałem, że może wybralibyśmy się do kina dziś wieczorem. Rafael pewnie by się ucieszył.

-Cóż... - zawahałam się przez chwile ale wiedziałam, że muszę poprosić go o pomoc. - Jeśli mam być szczera to umówiłam się dzisiaj na kolacje. Chciałam Cię prosić abyś został z Rafaelem. Nie powinnam wrócić późno. - spojrzał na mnie z dziwnym strachem w oczach, którego nigdy dotąd nie widziałam.

-Idziesz na randkę? - spojrzał na naszego syna i szepnął mi to praktycznie na ucho tak aby nie słyszał.

-Zwykłe spotkanie dwójki ludzi nie zawsze oznacza odrazu randkę. - odpowiedziałam mu tym samym z uśmiechem na ustach i uwielbiałam patrzeć na panikę w jego oczach.

Bo był jak ten wszystkim dobrze znany pies ogrodnika. Sam nie chciał mnie mieć ale gdy pojawiał się na moim horyzoncie inny facet dostawał wewnętrznego wylewu pomieszanego z atakiem paniki.

-Nie patrz tak na mnie. - rzuciłam chwytając z jego rąk talerz z gotowym daniem. Jego palce zacisnęły się na nim tak mocno, że ciężko było mi w jakikolwiek sposób go przechwycić.

-Nie rób mi tego, Noelle. - wyszeptał po raz kolejny - Nie łam mi serca.

-Mogłeś o tym pomyśleć zanim złamałeś moje. - posłałam mu najbardziej wredne spojrzenie jakie potrafiłam tylko zrobić a jego uścisk zelżał wypuszczając talerz wprost do moich dłoni.

Straciłam CięWhere stories live. Discover now