23. Umów się ze mną.

106 9 7
                                    

Promienie słoneczne wpadały przez moje okno i byłam pewna, że budzik jeszcze nie dzwonił. Nigdy nie byłam tak podekscytowana jak każdego ranka od kilku dni. Praca dobrze mi robiła, wyjście do innych ludzi chyba najbardziej. Zmiana otoczenia była czymś czego potrzebowałam.

Rafael dzielnie znosił moje nieobecności nawet wtedy kiedy musiałam zostać dłużej w pracy. Czasami zostawał z Alex'em a innym razem przychodziła do niego Liz. I chociaż początkowo obawiałam się jak to połączę wszystko wyjaśniło się jeszcze pierwszego dnia gdy wróciłam do domu.

Alex bardzo mnie wspierał i byłam mu za to wdzięczna. Był zawsze kiedy go o to poprosiłam i nigdy nie usłyszałam słowa sprzeciwu. Chociaż czasami myślałam, że powinnam traktować to jako coś normalnego. W końcu to było nasze wspólne dziecko. Nie odpowiadałam za nie sama.

Z niespodziewanym przypływem energii wyskoczyłam z łóżka kierując się w stronę kuchni. Wypełniłam kubek do pełna kawą i nie mogłam nie skorzystać z tak pięknej pogody. Owinięta szlafrokiem wyszłam na taras zgarniając jedynie paczkę papierosów i zapalniczkę.

Słońce przyjemnie otulało moją twarz kiedy raz po raz zaciągałam się papierosem. Było to tak dobre, że nie zamierzałam przestać. Chwila w której mogłam być sama ze sobą i swoimi myślami, które stawały się coraz lepsze. Rafael był szczęśliwy, William był szefem o którym każdy mógł marzyć a Alex po prostu był obok jak tego potrzebowałam. Moi przyjaciele również mnie wspierali na każdym kroku. Wszystko kierowało się w dobrą stronę.

I prawie pogodziłam się z faktem, że Alex za niedługo mial mieć żonę. Dopuściłam do siebie myśl, że między nami nigdy nic nie będzie oprócz kilku przelotnych nocy w ukryciu. Codziennie budziłam się i zasypiałam z myślą, że mieliśmy swój czas i muszę ruszyć do przodu.

-Zmarzniesz. - usłyszałam za sobą jego głos.

-Świeci słońce. - zaśmiałam się cicho ale tak naprawdę z tego, że potrafiłam ściągnąć go myślami. - Myślałam, że dziś przyjdzie Liz.

-Wziąłem wolne. - usiadł po drugiej stronie upijając łyka mojej kawy.

-Mhm. - mruknęłam pod nosem - Gdzie tak naprawdę pracujesz?

-Niewielka firma. Nie będziesz kojarzyć. - wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów a ja doskonale wiedziałam, że po raz kolejny jestem okłamywana. Nie wiedziałam tylko po co były te wszystkie jego gierki.

-Wiem kiedy kłamiesz. I przykro mi z tym, że potrafisz to robić patrząc mi prosto w oczy. Ale rozumiem. Już nigdy więcej o to nie zapytam. - odsunęłam krzesło wstając na równe nogi.

-Noelle. - zawołał za mną ale nie odwróciłam się. Zniknęłam w swojej garderobie mając nadzieje, że mnie tam nie znajdzie.

Przeszukiwałam szafę aż w końcu natrafiłam na swój ulubiony czarny garnitur. Nieskromnie twierdziłam, że leżał na mnie lepiej niż wszystko inne. Wciągnęłam na siebie spodnie zapinając dwa guziki. Wpuściłam w nie kremową koszule a mój humor odrazu się poprawił.

Pofalowalam delikatnie swoje długie włosy i puściłam je luźno. Przejrzałam się w lustrze, w którym codziennie rano widziałam inną osobę. Wszystko leżało tak jak chciałam. Wyglądałam idealnie i przez ułamek sekundy pomyslałam o tym czy Williamowi się to spodoba. Chwile później karciłam sama siebie za to co zrobiłam ale ten mężczyzna był usposobieniem ideału. Kulturalny, zabawny, kiedy musiał umiał zachować powagę i zdrowy rozsądek. Zawsze był dla mnie pomocny i w dodatku ten jego uśmiech pod którym się rozpływałam.

-To Twój szef. - powiedziałam cicho sama do siebie i potrząsnęłam głową.

Wzięłam głęboki oddech patrząc na zegarek a przerażenie zawładnęło moim ciałem. Spóźnię się. Biegiem wpadłam do kuchni chwytając gryz jabłka, które leżało na stole. Alex robił śniadanie dla Rafael'a a kiedy spojrzał na mnie ujrzałam w jego oku mocny błysk.

Straciłam CięWhere stories live. Discover now