3. Ból był nieustający.

132 10 6
                                    

Nigdy nie sądziłam, że ciąża tak wykańcza człowieka. Byłam wrakiem psychicznym i fizycznym. W dalszym ciągu nie przyzwyczaiłam się do myśli, że zostanę matką a prawda była taka, że miało dojść do tego w ciągu najbliższych tygodni. Bałam się. To normalne. Chociaż nie bałam się samego porodu bałam się życia z dzieckiem, którego nigdy nie chciałam.

I kiedyś może będę karcić samą siebie za to co chciałam zrobić. Nie zliczę ile razy przez moje myśli przeszła adopcja. Szczerze mówiąc myślałam o tym na okrągło. Chciałam da niego lepszego życia bo co mogła mu zaoferować tak zniszczona osoba jak ja.

-Spóźnimy się. - usłyszałam warknięcie przyjaciela podczas gdy mozolnie mieszkałam łyżką w misce z płatkami. - Mogłabyś chociaż trochę zjeść. Wyglądasz kiepsko. - spojrzał na jedzenie, którego prawie nie tknęłam.

-Nie mam apetytu. - podsumowałam

-Nie masz apetytu? - przedrzeźniał mnie podpierając się pod boki - Jeżeli się mylę to mnie popraw okej? - spojrzałam na niego spod przymrużonych rzęs. - Jesteś matką i tego nie zmienisz. Swoim gówniarskim zachowaniem niszczysz nie tylko siebie ale też dziecko. Kiedy to do Ciebie dojdzie? Kiedy zrozumiesz, że nie możesz już być zarozumiałą gówniarą. - jego ton głosu podniósł się a w moich oczach stanęły łzy. - Nie odpowiadasz już tylko za siebie ale za kogoś innego. I w tym momencie to ktoś inny płaci za Twoje dziecinne błędy. - spojrzał w końcu na moją twarz a moje nogi zerwały się z miejsca.

-Jesteś dupkiem. - wysyczałam w jego stronę, kiedy wymijałam go w drzwiach.

-Noelle. - odwrócił się w moją stronę. - Przepraszam. Poniosło mnie. Po prostu chce żeby to dziecko urodziło się zdrowe, żebyś Ty była zdrowa. - kontynuował - Gdzie idziesz? Mieliśmy jechać do Sylvii.

-Poradzę sobie sama. - krzyknęłam otwierając drzwi - Nie musisz płacić za moje błędy. - zatrzasnęłam je za sobą a świeże powietrze obiło się o moją twarz.

Szlam przed siebie a po moich polikach płynęły łzy. Nikt nie był w stanie zrozumieć co czuje. Nikt z nich nie nosił w brzuchu kogoś kogo nigdy nie chciał mieć. To bolało. Kiedy czułam jego ruchy, kiedy patrzyłam w lustro i widziałam mój coraz to większy brzuch.

Nie było słów, którymi mogłabym opisać swoją niechęć do życia. Dlatego miałam ją. Sylvia. Chodziłam do niej na terapie od kiedy to wszystko się zaczęło i tylko ona mnie rozumiała. Chociaż to pewnie, dlatego, że jest specjalistą a ja jej za to płace. Musiała rozumieć czy chciała czy nie. Moje nogi wędrowały w jej stronę szybciej niż kiedykolwiek. Pomimo, że miałam już naprawdę spory brzuch chociaż i tak mały jak na ostatni okres ciąży moja kondycja była w normie.

-Zapraszam kochanie. - uśmiechnęła się do mnie ciepło kiedy przekroczyłam próg jej drzwi. - Jak się dzisiaj czujesz? Usiądź. - wskazała ręka na fotel, który tak dobrze już znałam.

Zastanawiałam się ile ludzi, którzy byli zgubieni tak jak ja na nim siedziało.

-Tak jak zawsze. - wzruszyłam ramionami. - Nic nowego się nie wydarzyło. No może oprócz tego, że pokłóciłam się z Aaronem.

-O co poszło? - zmrużyła oczy przyglądając mi się dokładnie bo wiedziała, że wiele razy ją okłamałam a wyszło to dopiero po fakcie.

- O nic szczególnego. Nie chciało mi się jeść bo się zamyśliłam a on powiedział, że jestem bezduszna i takie tam.

Siedziałam u niej godzinę rozmawiając o moich uczuciach. Była jedyną osobą z którą to robiłam. I nie wiem czy był to fakt, że początkowo była mi całkiem obca i było mi tak po prostu wygodniej czy fakt, że wiedziałam, że obowiązuje ją tajemnica lekarska.

Straciłam CięWhere stories live. Discover now