4. Jest śliczny.

142 14 4
                                    

Czułam, że dryfuje gdzieś pomiędzy snem a jawą. Nie potrafiłam dokładnie tego opisać ale to uczucie było znajome.  Myślałam, czułam, słyszałam ale nie mogłam otworzyć oczu. Nie potrafiłam poruszyć chociażby palcem. Coś przykuło mnie nieruchomo do łóżka i nie pozwalało bym wróciła na ziemię.

W pierwszej chwili myślałam, że to koniec. Jakby życie dla mnie się już skończyło ale to był początek mojego koszmaru.

-Obudź się, proszę. - jak za mgłą usłyszałam ciepły głos przepełniony troską.

I wtedy jeszcze bardziej chciałam tam być. Skupiłam całą swoją siłę jaką miałam aby podnieść swoje powieki. Zaczęły powoli drgać a ja czułam, że to dobry znak. Dopiero gdy co raz mocniej zaczęłam nimi poruszać a światło doszło do moich oczu wiedziałam, że żyje.

- Ty żyjesz. - gdy wzrok przyzwyczaił się do jaskrawego światła spojrzałam na mojego przyjaciela, który siedział na krześle obok mojego łózka. Rozejrzałam się ostrożnie po pomieszczeniu badając każdy jego centymetr.

-Jak widać jeszcze nie moja pora. - spróbowałam się podnieść ale głośno westchnęłam kiedy poczułam ból.

-Może lepiej się nie ruszaj. - Aaron rzucił z przejętą miną i wstał na równe nogi - Pójdę po lekarza. Powinni Cię zobaczyć.

Nie zdążyłam mu odpowiedzieć bo w ciągu sekundy zniknął za drzwiami. Położyłam głowę na poduszkę a wspomnienia zaczęły we mnie uderzać jak błyskawica.

Urodziłam. Mam syna.

Poczułam strach. Miałam tyle czasu, żeby się przygotować do tego dnia a mimo wszystko nie zrobiłam tego. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się troska. Zastanawiałam się gdzie jest i czy wszystko z nim w porządku. Nie byłam z nim przy pierwszych chwilach na tym świecie. Był sam. Całkiem sam.

-Jak się czujesz? - wyrzuty sumienia przerwał mi mocny męski głos. Otworzyłam oczy i skinęłam głową kiedy zobaczyłam lekarza koło swojego łóżka.

-Gdzie moje dziecko? - spojrzałam na niego spod przymrużonych rzęs a on uśmiechnął się szeroko.

-Rozumiesz chyba, że nie mogliśmy zostawić go przy Tobie. - sięgnął po teczkę z moimi danymi - Musieliśmy dać Ci silne leki. Spałaś szesnaście godzin. - przyglądał się dokładnie białej kartce - Chłopiec jest zdrowy. Pomimo tego, że urodził się trochę za wcześnie nie odbiega od innych noworodków. Zaraz poproszę pielęgniarkę, żeby go przywiozła jeżeli chcesz. - przełknęłam ślinę i skinęłam głową. - A teraz odpoczywaj. Z Tobą też będzie wszystko dobrze. Straciłaś trochę za dużo krwi ale poradziliśmy sobie z tym.

-Jak długo tu zostaniemy? - zwróciłam się w jego stronę kiedy on kierował się w stronę drzwi.

-Kilka dni. Tak dla obserwacji i Ciebie i dziecka. - ponownie się uśmiechnął i opuścił pomieszczenie.

Spojrzałam na mojego przyjaciela, który intensywnie o czymś myślał patrząc w przestrzeń przed sobą. Jego twarz wyglądała na zmęczoną. Oczy miał podkrążone a jego nogi nerwowo podskakiwały.

-Wszystko w porządku? - złapałam za jego dłoń którą opierał o białą pościel.

-Myślałem, że Cię stracę - przeniósł na mnie swoje tęczówki a one automatycznie się zaszkliły. - Kiedy nie wróciłaś do domu zacząłem się martwić. Nie wiedziałem gdzie możesz być. Szukałem Cię wszędzie aż przypomniałem sobie tego notariusza. Próbowałem się z nim jakoś skontaktować ale na marne. Oddzwonił dopiero po godzinie i wyjaśnił mi się co się stało. - jego głos drżał - Kiedy tu przyjechałem było już po wszystkim. Leżałaś tu nieprzytomna a ja poczułem się jak wtedy. Bałem się, że drugi raz możesz się już nie obudzić.

Straciłam CięWhere stories live. Discover now