5. On ciągle płacze.

144 9 2
                                    

Dzień i noc słyszałam płacz, który rozdzierał moje serce. Tylko nie należał on do mnie. Przynajmniej po części. Ta mała istota, nie robiła nic innego. Nie dziwiłam się. Mając taką matkę każdy by płakał.

A mi uciekały dni, później tygodnie i miesiące. Leżąc w łóżku straciłam rachubę i przestałam liczyć. Nie miałam ochoty patrzeć na nikogo a to dziecko potęgowało mój ból. Opieka nad nim mnie przerastała. Całkowicie się do tego nie nadawałam. I chociaż bardzo nie chciałam być taka jak moja matka stawałam się jej kopią.

-Nie słyszysz, że mały płacze? - do pokoju jak huragan wpadła rozgorączkowana Alice.

-On ciagle płacze. - podniosłam na nią swój wzrok kiedy wyciągała chłopca z łóżeczka.

-Weź się w końcu w garść. - rzuciła w moja stronę wychodząc z pokoju z dzieckiem na rękach.

Zostałam sama w błogiej ciszy, która chociaż przez moment dawała mi ukojenie. Moja głowa pulsowała coraz mocniej a jednak brakowało mi siły by podnieść się i wziąć jakakolwiek tabletkę.

Leżałam bez ruchu kolejny długi czas a mój umysł spowiła pustka. Jakbym nic nie czuła. Jakbym nie potrafiła czuć.

-Mogę? - cichy szept ściągnął mnie na ziemie. Głośno westchnęłam i skinęłam głową. - Musimy coś z tym zrobić. - Evan zbliżył się do mojego łóżka siadając na krawędzi.

Nawet nie wiem kiedy nasza relacja przerodziła się na jedną z bliższych jaką miałam. Od samego porodu był przy mnie dzień w dzień próbując wspierać mnie jak tylko mógł. I było to dla mnie dziwne bo pomimo tego, że jeszcze niedawno nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu teraz przesiadywał praktycznie codziennie w moim domu. Byłam mu wdzięczna bo kiedy Alice wyjeżdżała pomagał mi. Spełniał się w roli rodzica lepiej niż ja sama. Prawdę mówiąc oni wszyscy byli lepsi niż ja.

-Z tym to znaczy z czym? - odchyliłam głowę do tylu bo wiedziałam, że czeka mnie kolejna rozmowa w stylu tych motywujących do życia.

Próbowali codziennie. Nawet ściągali tu Sylvie ale nic to nie dało. Nic nie potrafiło poprawić mojego samopoczucia chociażby na chwile.

-Rafael ma już prawie trzy miesiące. Musimy Cię pozbierać. Potrzebuje matki, Noelle. - wyrzucił z siebie na jednym oddechu - Naprawdę chcemy Ci jakoś pomóc ale nie mamy pojęcia jak. Wszyscy jesteśmy już tym zmęczeni.

-Chciałabym ale nie mogę. - po moim poliku spłynęła łza bo wiedziałam, że ma racje - Jestem za młoda, nigdy nie będę dla niego dobrą matką. To nie jest możliwe. Nie gdy patrzę na niego a on przypomina mi o najgorszym co mnie w życiu spotkało. Wiesz jak to jest? - z ledwością podniosłam się na przedramionach i szybko odszukałam jego wzrok.

-Mogę jedynie się domyślać. - delikatnie ujął moją dłoń i masował kciukiem moje palce - Dlatego pomyślałem, że powinniśmy gdzieś pojechać. Tylko ja, Ty i Rafael. - uśmiechnął się do mnie krzywo - Musimy dać odpocząć innym. Mają tez własne życie.

-Ty też masz własne życie. - przypomniałam mu na co się zaśmiał.

-Od kilku miesięcy jesteście w nim Wy więc jakby Ci to powiedzieć właśnie chce zająć się swoim życiem. - wzruszył ramionami. - A teraz słuchaj jak będzie. Wstaniesz z łóżka i weźmiesz swoją walizkę. Spakujesz siebie. O małego się nie martw. Wezmę dla niego wszystko co niezbędne. Pojedziemy na dwa tygodnie do mojego domku letniskowego nad jeziorem. Jest piękna pogoda. Myśle, że każdemu z nas taki odpoczynek zrobi dobrze. Dziecko potrzebuje świeżego powietrza. - pokręciłam przecząco głową bo nie chciałam się na to zgodzić. - Ty też musisz zmienić na chwile otoczenie. Nie przyjmuje odmowy. Masz piętnaście minut. A jeżeli się nie wyrobisz przysięgam, że tu wrócę i osobiście Cię spakuje i wyniosę do samochodu. - ostrożnie musnął wargami moją dłoń, uśmiechnął się i w dobrym humorze opuścił moją sypialnie.

Straciłam CięWhere stories live. Discover now