Rozdział 47

7.7K 263 22
                                    

Alex poważnieje z każdą upływającą sekundą, mi również nie jest od śmiechu. Z dnia na dzień musiałam pochować męża, rozwiązać Radę, zabić wielu ludzi a teraz okazuje się, że nagle ożył, to za dużo jak na tak krótki czas. Poza tym żyję w błędnym kole pełnym niewyjaśnionych sytuacji i to właśnie Alex jest tego winien. To wszystko przytłoczyło mnie do tego stopnia, że chyba nadszedł teraz punkt kulminacyjny. Nie kontroluję siebie, ani tego co robię. Dłonie trzęsą się coraz bardziej, nogi odmawiają posłuszeństwa. 

- Valentina...odłóż broń.- mówi spokojnie Alex. Mężczyzna zbliża się do mnie powoli ze skupionym wzrokiem, wygląda zupełnie jak łowca, polujący na zwierzynę, w każdej chwili może zaatakować. W odpowiedzi kiwam głową na nie i cofam się w głąb kuchni, niestety za późno orientuję się w jakim położeniu się znalazłam i przeklinam siebie za to. Innego zdania jest Alex, po którego spojrzeniu widzę, że tylko na to czekał. Każdy jego krok stawiany bliżej mnie równa się z moim cofającym się dopóki nie zatrzymuje mnie blat. Zanim zdążę uciec, mężczyzna dopada mnie i odcina drogę ucieczki, jego dłonie lądują na blacie a klatka przyciska się do broni, którą nadal przed sobą trzymam. 

- Odłóż broń.- powtarza, ale tym razem używa głosu, którego używa kiedy mówi do swoich ludzi. Kiedy nie wykonuję żadnego ruchu mężczyzna kładzie swoją brodę na czubek mojej głowy, a dłońmi przesuwa po moich biodrach. Automatycznie moje myśli przenoszą się tam gdzie już nie powinny, próbuję się opanować ale wtedy Alex oplata swoimi dłońmi moja talię i przyciąga jeszcze bliżej, dupek wie co robi. Upragniony zapach dociera do moich nozdrzy kiedy pochyla się i sunie nosem po moim policzku, nie mogę się powstrzymać i przymykam oczy.  Czuję pociągniecie za broń i szybko otwieram oczy. 

- Oddaj.- warczy Alex.

- Nie.- odpowiadam twardo. - Najpierw mi wszyściutko wyjaśnisz. Będziesz grzecznym chłopcem i posadzisz swój umięśniony tyłek na sofie. - mówię kpiąco, zadzierając głowę aby spotkać jego wzrok. Na moje słowa jego spojrzenie ciemnieje, a szczęka zaciska się w zdenerwowaniu. 

- Powiedz to jeszcze raz Val a przestanę się z tobą bawić. Gdybym nie dał ci forów, tylko przez to, że jesteś wykończona to już od kilku minut miałbym broń, którą trzymasz.- mówi zdenerwowany. - Nie żartuję, nazwij mnie tak jeszcze raz a przerzucę cię przez kolano i upewnię się, że twój słodki tyłeczek będzie bolał przez najbliższy tydzień.  Jeżeli myślał, że to na mnie podziała to... miał rację, mimo to nie oddam mu broni. Obydwoje w ciszy odbywamy krótką walkę na spojrzenia i cierpliwość, a mój mąż jest na jej granicy. Zaczyna oddychać coraz głębiej, a jego dłonie zaciskają cię na moim ciele, nie odpuszczę mu. 

- Ten słodki tyłeczek został postrzelony przez strzałkę usypiającą!- mówię, na co mężczyzna przykłada swoje czoło od mojego. 

- Wykończysz mnie, kobieto.-wzdycha.- A Rafaele mnie ostrzegał...-zanim kończy uderzam go z broni w klatkę, niech sobie nie myśli. 

- Sam tak chciałeś, ja nie! Jeżeli jest tu ktoś kto ma prawo do narzekania to ja, durniu!- mówię zdenerwowana. Mój mózg dopiero po chwili rejestruje co powiedziałam, mam przechlapane.  Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna odsuwa się o krok do tyłu, a co gorsze to, to że nagle jego twarz stała się bez wyrazu. 

-Możesz nazywać mnie jak chcesz, ale należy mi się jakikolwiek szacunek Val.- mówi chłodno. - Płaciłem za twoją edukację, opłaciłem kancelarię...

- Nikt cię o to nie prosił!- krzyczę. Nie mogę powstrzymać budującego się we mnie gniewu, on za to bardzo dobrze wie, że to drażliwy temat i to wykorzystuje. - Mi też należy się chociaż odrobina szacunku z twojej strony.- mówię a niechciane łzy zbierają się w kącikach oczu. -  Ja nie zabiłam nikogo ani nie zrobiłam nic z tego o co mnie oskarżasz. To ty mnie zniszczyłeś.

Dopóki śmierć nas nie rozłączy [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora