Rozdział 1

13.8K 309 7
                                    

Valentina 10 lat, Alessandro 12 lat

- Mamo, mamo, MAMOOO!- krzyczę na cały dom. - Mamuś, mogę? - pytam się i robię smutną minę, zwykle działa.

- Możesz pojechać kupić sobie te lody, ale obiecaj mi, że zaraz wrócisz. To bardzo ważne.

- TAK! - krzyczę i pędzę po mój różowy rower. - Val? Dziecko kochane, obiecujesz? - mama wybiega za mną z domu i pyta.

- Tak, tak, a teraz jadę, pa mamuś. - macham na pożegnanie i jadę przed siebie. Już nie mogę się doczekać aż zjem pierwszą porcje, tylko jakie wybrać? A może pokusić się o drugą? Nie mam pojęcia, to zbyt ciężki wybór. Moją uwagę kieruje na białe domy z niewielkimi podwórkami otoczone płotami. Nie są tak kolorowe jak nasz dom, stwierdzam z dumą. Mama kocha kwiaty, dlatego jest ich pełno w domu i poza nim, są dosłownie na każdej płaskiej powierzchni. Nie powinno mnie to dziwić, skoro prowadzi kwiaciarnie, jedyną w tym mieście, stąd najsławniejszą, tak jak zawsze marzyła. Odrywam się od moich myśli, kiedy widzę, że dom na końcu ulicy, został sprzedany i właśnie wprowadza się do niego nowa rodzina. Mężczyzna niesie kartony do domu, a kobieta je segreguje. Kompletnie nie zauważam ogromnego psa pędzącego w moją stronę, nagle zostaję zrzucona z roweru i obśliniona na twarzy przez to gigantyczne zwierzę.

-Max, wracaj! - słyszę chłopięcy głos. - O nie, błagam nie śliń go- woła go i słyszę, że się do mnie zbliża. Gdybym mogła zrzuciłabym tego futrzaka, z drugiej strony, odkąd pamiętam chciałam mieć psa. W końcu odrywa swój jęzor od mojej twarzy i przysięgam, że ten pies się ze mnie śmieje, widzę to w jego oczach. Niewiadomo skąd pojawia się chłopak z kruczoczarnymi włosami i równie ciemnymi oczami, patrzy na mnie z ciekawością?

- Przepraszam za niego, nic ci nie jest? - pyta się i pomaga mi wstać. - Moment...czy ten różowy rower jest twój? O nie, błagam nie mów, że jesteś dziewczyną- wznosi oczy ku niebu. Jest mi przykro, wiem jak wyglądam, wcale nie przypominam moich koleżanek ze szkoły. One mają piękne, lśniące, długie blond włosy a ja? Ja mam brązowe i do tego krótkie. One już się malują, a ja nie wiem co to jest tusz do rzęs. W szkole mam ciężko, ale nie mogę powiedzieć o tym mamie, nie chcę, żeby było jej przykro.

- Przepraszam, gdyby to usłyszała moja mama miałbym szlaban. - mówi do mnie. - Powiedz, że chociaż nic ci się nie stało. - łapie mnie za ramiona i pochyla się spoglądając mi w oczy.

-Wszystko w porządku i nie masz za co przepraszać. Zawsze chciałam mieć psa. - zwracam się do niego i widzę, że mu ulżyło. - Tak, poza tym to jestem Val, mieszkam na tej samej ulicy, kilka domów dalej, dokładniej mówiąc. Miło cię poznać...

-Alessandro, ale mów mi Alex. To głupie imię. - przerywa mi i wyciąga dłoń w moja stronę. - Ciebie również miło poznać Val...Czy to skrót? - pyta z zaciekawieniem.

-Tak, mam na imię Valentina, ale wolę Val. -odpowiadam mu i ściskam jego dłoń. - Jest tu tylko jedna szkoła podstawowa więc chyba niedługo się w niej spotkamy.

- Tak- odpowiada krótko, wydaje mi się, że go zdenerwowałam.

-Przepraszam, jeśli cię uraziłam, to musiało być trudne, mam na myśli wyprowadzkę, zostawienie kolegów tam na miejscu i nowe życie w nowym miejscu. Wiem, jak to jest, kiedy każdy wydaje się być nieznajomym, który cię ocenia na podstawie wyglądu. Ja też się tutaj przeprowadziłam kilka lat temu. - mówię ze smutkiem. Nie jest łatwo, kiedy masz zamieszkać w miasteczku, w którym każdy się zna od urodzenia. Krótko mówiąc jesteś obca.

- Masz rację, zostawiłem tam wszystko co znałem, to tutaj - wskazuje na całe otoczenie- jest obce. Oprócz moich rodziców nie ma tu nikogo, kogo znam...i teraz jeszcze ciebie- odwraca się do mnie z uśmiechem. - Val, mam pomysł. Uratowałem cię od Maxa więc to mi się należy, dzieciaku. Zostaniemy przyjaciółmi. Ty mi pokażesz co i jak tu funkcjonuje- domyślam się, że ma na myśli miasteczko- a ja będę cię bronił i pokażę kilka chwytów z samoobrony. Co ty na to? - szczerzy zęby w uśmiechu i krzyżuje ramiona na piersi.

-Max to twój pies więc normalne jest to, że cię posłuchał. Nie mów do mnie dzieciaku, mam już dziesięć lat. - grożę mu palcem i robię groźną minę. On w tym czasie zgina się ze śmiechu, a łzy lecą po policzkach.

- Uprzedzam cię, w Maxie nie ma NIC normalnego. A to, że masz dziesięć lat nic ci nie daje, nadal jesteś niższa ode mnie i wyglądasz jak wkurzony skrzat, dzieciaku. Chodź poznasz moich rodziców, mama by mi kazała przejść na wegetarianizm gdybym nie zaprosił cię do nas. Także zapraszam dzieciaku...

W tym dniu wydarzyło się wiele rzeczy, wiele nowych rzeczy. Poznałam nową rodzinę w miasteczku, moja mama również, bo bała się, że tak długo nie wracam. Zaprzyjaźniłam się z CHŁOPAKIEM i nie muszę prosić mamę o psa, ponieważ Maxa mogę odwiedzać, kiedy tylko zechcę. Pani Lucia- mama Alexa- robi najlepszą lasagne jaką jadłam, a jego tata- Tom- będzie nowym szeryfem miasta. Po raz pierwszy, odkąd tu mieszkam polubiłam to miejsce i czuję się w nim komfortowo i bezpiecznie.

Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz...

Dopóki śmierć nas nie rozłączy [ZAKOŃCZONE]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن