Rozdział 10

8.8K 269 2
                                    

- Rafaele mnie tu przywiózł. - mówię.

- Aha i co z tego? Chce porozmawiać z wnuczką a on mi przeszkadza. - nie wierzę, że to powiedział.

- Idź do samochodu. Nic mi nie będzie. - mówię do Contiego.

- Dobra, ale mija piętnaście minut i wracam.

- Jak chcesz. - wzdycham. Mężczyzna zamyka za sobą drzwi.

- No, od razu lepiej. A teraz opowiadaj.

Opowiadam mu o wszystkim, od tego jak poznałam Alexa aż po dzisiejszy dzień. Jego twarz nie pokazuje nic. Podczas jego milczenia mam czas, żeby mu się przyjrzeć, mimo swojego wieku dobrze się trzyma. Jeżeli miał ciemne włosy, tak jak moja mama to nie trudno jest mi wyobrazić sobie jak wyglądał. Przeciera twarz dłonią, zauważam na niej złoty sygnet z literą C, mężczyzna poprawia ciemny garnitur.

- Dam ci radę, jeżeli ktoś o włoskim, pięknym, dumnym imieniu skróci je, albo co gorsza zmieni na amerykańskie to nigdy mu nie ufaj. Jak można posługiwać się takim imieniem? Cholera. Alessandro brzmi dumnie, odpowiednio do jego stanowiska. - mówi poruszając dłonią ze złączonym kciukiem i palcem wskazującym. - A Alex? Co to za imię?! Jak dla jakiejś podróby faceta. Chociaż jak dla mnie to on już jest...

- Naprawdę będziemy rozmawiać o jego imieniu? - pytam unosząc brew do góry.

- Nie, oczywiście, że nie. - mówi z uśmiechem. - Nic z tego nie będzie. - poważnieje. - Jeżeli możesz to uciekaj. Znam go od kilku lat i nie dziwię się, że każdy się go boi. Cokolwiek, co z nim zrobili, zrobili to skutecznie. Facet jest wyprany z emocji, jeżeli ma cel to idzie po niego po trupach, jest najsprytniejszym człowiekiem jakiego znam, kiedy na ogół nie ma rozwiązania, on je znajduje. To przerażające i fascynujące zarazem, myślisz, że go znasz? Jesteś w błędzie, jego nie zna nawet własna matka. Liczyłaś na to, że wyjaśnię ci kilka rzeczy, otóż nie. Nie dla tego, że nie chcę, a dlatego, że nie nie mam pojęcia co ten chłopak szykuje. Rada obraduje trzy dni pod rząd i nadal nie może znaleźć powodu, dla którego żąda tego ślubu. To psychopata, drogie dziecko. - kończy.

- On groził, że zabije moją rodzinę. Ja muszę za niego wyjść! - mówię. - Naraziłam za dużo osób.

- Jeżeli tylko spróbuje skrzywdzić kogokolwiek z rodziny wywoła wojnę.

- A może o to właśnie chodzi. Biorąc ślub z nim, obydwie rodziny będą pod jego panowaniem, wtedy będzie miał wolną rękę. - mówię przerażona.

- Nasza rodzina wpadła na to samo, dlatego zwołałem naradę w tej sprawie. Wiemy co zrobimy w takiej sytuacji, a na razie musisz wiedzieć, że jeżeli wyrządzi ci krzywdę masz skontaktować się ze mną. Wtedy tego pożałuje.

- Czy mam jakieś ciocie, albo wujków? - pytam zmieniając temat.

- Oczywiście, że tak. Oprócz twojej mamy mam jeszcze trójkę dzieci, dwóch synów i córkę. Przepraszam, że ich tu nie ma, bardzo chcieli cię poznać, ale musiałem ci przekazać kilka informacji prywatnie. Będziesz miała jeszcze wiele czasu, żeby ich poznać.

Przerywa nam Conti, czyli czas minął. Podnoszę się i dziadek robi to samo, przytulam się do niego.

-Dziękuję. - mówię.

- Możesz na mnie liczyć, słoneczko. - odpowiada szeptem. Niechętnie mnie wypuszcza, idę do wyjścia. Wsiadam na miejsce pasażera, a nachmurzony Jaszczur odpala samochód. W drodze powrotnej nie rozmawiamy, muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć. Kiedy jesteśmy na miejscu idę do zamku i kieruję się prosto do swojego pokoju. Czas znaleźć powód zamieszania. Do późnego wieczora przeglądam Internet, ale nic z tego, zbiera mnie na wymioty, kiedy przechodzę na grafikę i widzę Alexa z Kiarą, mam wrażenie, że dziewczyna nawet poci się plastikiem. Po co ja na to patrzę? A no tak, pan Dupek Conti jest przedstawiany jako biznesmen, a to ciekawe. Taki z niego biznesmen jak ze mnie piosenkarka. Muszę coś znaleźć. Jak nie on, to przeszukajmy ją. Tatuś milioner, mamusia na pełny etat zajmuje się wydawaniem pieniędzy, a ona poszła w ślady matki. Nic zadziwiającego. Poddaje się, oczy mnie bolą od jej widoku. Szykuję się do spania, wcześniej wysyłam mamie SMS-a, że widziałam się z dziadkiem i nie ma jej za złe ucieczki. Usypiam.

Mój sen nie trwa jednak długo i zostaje przerwany przez krzyki w całym domu. Sięgam po telefon i sprawdzam godzinę, serio? Trzeba nie mieć serca, żeby budzić kogoś o wpół do trzeciej, odkładam telefon i układam się z powrotem do spania. Niestety jest to niemożliwe przez coraz głośniejsze krzyczenie Lucii, co jest? Nagle drzwi do mojego pokoju uderzają o ścianę. Oho, pan i władca się pojawił. Lucia przybiega za nim, ale ten nie pozwala jej wejść, zamyka za sobą drzwi na klucz, to zrobiło się niefajnie. Zamaszystym krokiem podchodzi do łóżka i się na niego wspina, kolana stawia po obu stronach moich bioder, chwyta za moje ręce i przygważdża je nad moja głową. Chyba sobie żartuje, próbuję uwolnić ręce, ale nic z tego, podnoszę kolano, aby go uderzyć, ale je blokuje. Teraz nie mam żadnej możliwości ruchu. Nachyla się do mojego lewego ucha, dyszy ze zdenerwowania. Czuć od niego alkohol. Nie mówi jednak nic, nosem wyznacza sobie ścieżkę od mojego ucha po policzek i szyję. Zatrzymuje się tam na chwilę, układa głowę na moim ramieniu, oddycham coraz głośniej, nie wiem czy bardziej z przerażenia czy z tego co robi.

- A-alex?- odpowiada mi warknięcie. - Alex, do cholery zejdź ze mnie. - podnoszę głos. Mężczyzna zabiera głowę z mojego ramienia i złącza nasze czoła, świetnie, to nie tak, że miałam polepszyć sytuację. Teraz jego usta znajdują się tak blisko, że jak tylko któreś z nas coś powie, dotknie ust tego drugiego. Parszywy drań wiedział co robi, jego uśmieszek na to wskazuje, myśli, że przez to się uciszę?

- Zjeżdżaj stąd, jak dorośniesz to zastanowię się czy chcę z tobą porozmawiać. - każdym wypowiedzianym słowem moje usta dotykają jego. Przed oczami staje mi zdjęcie Kiary, fuj. - Wracaj do Kiary, tutaj nic nie ugrasz. - odwracam głowę w swoje prawo, z daleka od jego wzroku.

-Mogę mieć każdą. - odpowiada z uśmiechem. - Nawet ciebie.

- Jasne dupku, zobaczymy co powiesz jak wytrzeźwiejesz. Ale wiesz co, ja już wiem, powiesz, że to ja cię upiłam i to znowu wszystko przeze mnie. Spierdalaj.

- Nie będziesz tak do mnie mówić. Za dwa dni będę twoim mężem, będziesz mi posłuszna tesoro. - mruczy i składa pocałunek na mojej szyi.

- Co ja ci takiego zrobiłam? - pytam.

Nie uzyskuję odpowiedzi, mężczyzna opada na mnie całym ciężarek ciała, to się nie dzieje, myślę. Ten dureń usnął w moim łóżku. Uścisk na moich rękach się rozluźnił więc próbuję go z siebie zepchnąć, kiedy mi się to udaje idę do drzwi chcąc znaleźć inny wolny pokój. Jednak coś mnie powstrzymuje, wiem, że źle znosi alkohol, co, jeśli będzie wymiotował, kiedy będzie leżał na plecach. Zawieszam głowę i wzdycham, będziesz tego rano żałować, będziesz żałować, powtarzam sobie. Zabieram kocyk i siadam na fotelu przy balkonie, okrywam się nim i zasypiam. Budzę się, kiedy chrapie tak, że ściany się trzęsą. Kręcę na to głową. Dwa dni, tylko tyle zostało. 

Dopóki śmierć nas nie rozłączy [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now