Rozdział 46

7.3K 253 28
                                    

Palące uczucie w gardle potęguje się coraz bardziej, a ja nie jestem w stanie tego powstrzymać, tak jak łez, które moczą koszulę. Najgorsze jest to, że jako prawnik mam przede wszystkim wsadzać do więzienia ludzi, którzy działają przeciw prawu, a więc takich jak ja. Nie jest mi łatwo, nadal widzę ich twarze a przede wszystkim słyszę odgłosy duszenia się, ale mimo to nie żałuję. Po raz pierwszy czuję, że jestem wolna i...we właściwym miejscu, jednak za jaką cenę. W czasie załatwiania moich spraw z Radą, moi rodzice wrócili do Ameryki z eskortą, dlatego to kolejna rzecz, przy której mogę spokojnie odetchnąć. Dodatkowo nie będą tam sami, kilkunastu żołnierzy, którzy mieszkają w Stanach, będą ich obserwować od wyjścia z domu po wejście do niego. Być może panikuję, ale wolę aby moja rodzina była bezpieczna, nie wiem jak zareaguje moja włoska rodzina na to co zrobiłam. A co do włoskiej rodziny, właśnie dzwoni do mnie Tom, coś musiało pójść nie tak, odbieram połączenie i przykładam telefon do ucha.

- Si?- odbieram.

- Młoda, gdzie jest druga fiolka? - pyta, naciskając na ostatnie słowo.

- Wszystko zużyłam na nich.

- Nie kłam, tracisz tylko czas. - wzdycha. - Gdzie cholerna fiolka?

Skąd on wie, że nie zużyłam dwóch? Albo jest w domu i sprawdzał kosz albo ktoś zrobił to za niego.

- Nie wywiniesz się. Jeden z żołnierzy mi o tym powiedział.

- Teraz to ty kłamiesz. - fukam. - Nikomu oprócz Daniele, Rafaele i Dorotei nie wolno wejść do domu od tak. Nie jesteś tak ufny Tom, żeby wpuścić do domu swojego syna nie sprawdzonego żołnierza.

- Rafaele, okay? To on widział, że nie wlałaś drugiej fiolki. Ostatni raz pytam, gdzie jest? - pyta zdenerwowany. Przysięgam, że nie jest mi do śmiechu, nigdy nie słyszałam, aby był w takim stanie, w jakim jest teraz.

- Mam ją. - odpowiadam po chwili.

-Val...nie rób niczego....

- Jestem dorosła Tom. - przerywam mu. Wiem do czego zmierza, w końcu walczę z tym pomysłem przez cały dzień.

- Valentina, proszę nie...- mówi błagalnym głosem. - Wierzę ci i przepraszam, że wcześniej ci tego nie powiedziałem.

-Tom? Muszę już kończyć. - mówię i przerywam połączenie. To ma być moja decyzja niezależna do nikogo innego. Nie mam ochoty na konfrontację z Rafaele, dlatego kiedy samochód zatrzymuje się na cmentarzu, mówię, że mają zostać na miejscu, o dziwo nawet się nie odzywają. Wychodzę z pojazdu i zmierzam prosto do Alexa, kiedy jestem na miejscu pierwsze co robię to dotykam zimnego, czarnego kamienia. Na pomniku nie wygrawerowano jeszcze jego imienia ani nazwiska. Tocząc walkę z własnymi myślami poprawiam bukiet białych frezji, to jedyne co stoi przy grobie rodzinnym Contich.

- Zabiłam ich Alex.- przyznaję się do tego głośno. Przecieram mokre policzki, a gdy łza spada mi na dekolt przypominam sobie o jego obrączce. - Oddałabym wszystko, żeby to potoczyło się inaczej. Wybaczyłam ci już dawno temu, chciałam...chwili spędzonego czasu z tobą, z dala od tego zgiełku. Jak to się stało, że z muzyka awansowałeś na mafiosa, co? - pytam z uśmiechem, ale ten po chwili znika. Jestem teraz sama i muszę sobie jakoś radzić. - Przykro mi, że nigdy nie dałeś szansy na dopuszczenie myśli, że jestem niewinna. Kocham cię mimo to, a niedługo może skopię ci tyłek. -mówię i nie mogę powstrzymać szlochu. Sięgam pod koszulę, a następnie pod pasek stanika, zaciskam szkło w pięści. Wyjmuję dłoń spod materiału i nie wiem co robić.

- Zostaw to, do cholery! - krzyczy Rafaele, z prawej strony. Odwracam się więc i widzę go biegnącego w moją stronę. Teraz albo nigdy, Val. Otwieram koreczek i przykładam szkło do ust, jednak zanim płyn zdąży dotknąć moich ust, dłoń Jaszczura ją odpycha. Fiolka rozbija się na kawałeczki.

Dopóki śmierć nas nie rozłączy [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now