Nie zadzieraj z Jimem!

102 6 0
                                    


Z początku szło gładko. Hopperowi udało się wślizgnąć do budynku niepostrzeżenie. Kiedy dotarł do strefy skażonej, znów poczuł chwilowy opór przed dalszym krokiem. Wiedział, że będą konsekwencje. Praca w policji wyrabia w głowie dodatkowy zmysł. Większą czułość na łamanie prawa i niebezpieczeństwo. W końcu wziął głęboki wdech i stanął na białych płytkach za polietylenową zasłoną. Przed następnymi drzwiami złapało go dwóch pracowników. Musiał improwizować. Najpierw ten ważniejszy facet musiał stracić czujność. Jim uśmiechnął się, udając zagubionego. Szybko zrozumiał, że to nic nie da. Użył siły, tak jak w kostnicy i powalił mężczyznę na podłogę. Moment zetknięcia się jego pięści z ludzką twarzą przyprawił go o lekki dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Wolałby to rozwiązać inaczej. W szkole zdarzało mu się wdawać w bójki. Tak to już jest, kiedy buzują w tobie emocje, których nie umiesz nazwać, bo jesteś dojrzewającym dzieciakiem. Teraz przyszedł czas na strażnika. Wyciągnął broń i wycelował bez wachania w zaskoczonego mężczyznę, zabierając mu kartę dostępu i wchodząc do najlepiej strzeżonej części budynku. Uszkodził mechanizm otwierania drzwi nie tylko blokując dostęp ludzi z zewnątrz, ale też odcinając sobie jedyną znaną drogę ucieczki.

Kiedy w liceum zdarzyło mu się wrócić do domu z podbitym okiem, lub stłuczeniem ojciec pytał go:

- Jaką uciemięrzoną duszę tym razem musiałeś ratować, Jimmy? - potem dodawał - Synu masz talent do pakowania się w kłopoty! - i podawał mu okład z lodu na stłuczenie.

W tej chwili, wiele lat później stwierdził, że to prawda. Miał talent do pakowania się w kłopoty. Jednak teraz w sytuacji zagrożenia poczuł realność swojej egzystencji. Jego życie wróciło na początkowo obrany tor. Joyce powtarzała mu, że zawsze musi zgrywać bohatera. Ojciec uważał, że środki jakie do tego stosował zostawiały wiele do życzenia, a on sam nigdy nie nadałby sobie tak górnolotnego tytułu jak bohater. Od dziecka nie znosił niesprawiedliwości i aż buzowała mu krew w żyłach, gdy był jej świadkiem. Jego ojciec zawsze uważał to za głupie. Dlatego kiedy przyszła wojna w Wietnamie, zaciągnął się, żeby udowodnić coś ojcu. Niestety ten zmarł zanim syn zdąrzył wrócić do domu.

Hopper zdołał dopiero uchylić rąbka tajemnicy skrywanej przez laboroatorium, kiedy go złapali. Stracił przytomność i obudził się zlany potem, jak po nocnym koszmarze. Jednak Jim wiedział, że to nie był tylko zły sen. Ledwo żywy zaczął miotać się po swoim niewielkim domu. Przy okazji niszcząc połowę znajdujących się w nim przedmiotów. Nie było mu żal. Jego mieszkanie i tak wyglądało jak ruina. W końcu znalazł to czego szukał. Kieszonkowe urządzenie do podsłuchu, którego on sam sobie nie zamontował.

Zapukał do drzwi domu Byersów nakazując Joyce nic nie mówić. W ich domu też mógł być podsłuch. Otworzyła mu z pytającym wyrazem twarzy. Kiedy zobaczył choinkowe lampki rozwieszone po całym domu, zrozumiał, że przeszukanie domu przyjaciółki będzie o wiele trudniejsze, niż zakładał. Kiedy zyskał prawie stuprocentową pewność, że nikt nie dowie się o ich rozmowie, wreszcie się odezwał.

-Wczoraj w nocy byłem w kostnicy.

- Co? - Joyce chyba nie do końca wierzyła w to, co słyszy.

- To nie on. Ciało Willa nie było prawdziwe. - ciągnął Hopper spokojnym tonem.

- Co? - nie mogła przestać tego powtarzać. Bała się zaufać swoim zmysłom. W ostatnim czasie widziała za dużo nieprawdopodobnych rzeczy.

- Miałaś rację. Przez ten cały czas, to ty miałaś rację.

Hopper czuł niewysłowioną ulgę, że może jej to powiedzieć. Zaczynał wierzyć, że w miasteczku dzieją się naprawdę dziwne rzeczy, a ona była ich świadkiem.
Gdyby Joyce powiedział to ktokolwiek inny stwierdziłaby, że sobie z niej kpi. Ale to był Jim. Choć mówił coś nieprawdopodobnego, nawet nie próbowała tego podważyć. Wreszcie poczuła, że może wcale nie oszalała. On jej wierzył i to się liczyło. Miała kogoś po swojej stronie. Poczuła w sercu zapalającą się iskierkę nadzieji. Nadzieji, że odzyska cząstkę siebie, która odeszła gdzieś wraz z Willem. I co naważniejsze odzyska Willa. Hopper zaczął opowiadać jej o laboratorium. W trakcie rozmowy zrozumieli, że wcześniejsze poszlaki nie doprowadziłyby ich do Willa. Prawdopodobnie w sprawę zamieszane było jeszcze inne dziecko. Jim przypomniał sobie o Terry Ives i jej córce. Razem zamierzali zbadać tą sprawę. Zaczęli znowu się do siebie zbliżać. Nie byli już tymi ludzmi, co kiedyś. Oboje byli jak tonący gdzieś na środku oceanu. Wspólnie służąc sobie za tratwę i trzymając się na powierzchni, byle tylko złapać jeszcze jeden oddech.

W końcu tajemnice Hawkins zaczęły się przed nimi odkrywać. Nie tylko Joyce i Jim szukali Willa. Jego najlepsi przyjaciele : Mike, Dustin i Lucas, a także Jonatan i Nancy. Wszyscy doświadczyli w Hawkins zdarzeń wykraczajacych po za to, co można logicznie wytłumaczyć. To oni znaleźli dziewczynę, którą nieświadomie tropił Hopper. Jeszcze nie rozumieli ile musiała przejść dziewczyna, której imię było tylko numerem. Jedenastka mogła pomóc znaleźć Willa. Joyce i Jim okazali Nastce troskę, której wcześniej nie doświadczyła. Nie czuła się do niczego zmuszona. Sama chciała pomóc. Cały czas byli przy niej ludzie, którym zaczynało na niej coraz bardziej zależeć. To było dla niej nowe doświadczenie. Nie czuła się tak nigdy wcześniej. Jeszcze niczego nieświadoma, zyskiwała rodzinę i wiernych przyjaciół, którzy mogli wyrwać ją ze szponów demonów przeszłości.

Kiedy wreszcie znaleźli Willa, zdawało się, że jest za późno. Próbowali go ratować do ostatku sił i nadzieji. Hopper nie potrafił odpuścić. Gdyby chłopak nie przeżył, uczucia dręczące go po śmierci Sary wróciłyby, a on nie chciał ich do siebie dopuścić. Sądził, że sobie z nimi nie poradzi. Tak jak wtedy, gdy został sam po stracie. Niezrozumiany przez otaczających go ludzi. Do tego musiałby patrzeć na cierpienia przyjaciółki. Wszystkie najgorsze wizje przewijające mu się przed oczami przerwało łapczywe łapanie powietrza. Will odzyskał przytomność. Teraz musieli go jak najszybciej zabrać z tego strasznego miejsca. Hopper zabrał chłopca z uścisku matki i uniósł jak manekina. Chwycił Joyce pod ramię, żeby miała pewność, że cały czas jest przy niej. Wszystko co robił dla Byers miało być pokutą za Sarę. Za to, że nie zdołał jej uratować. Teraz musiało być inaczej. Drugi raz by się nie otrząsnął.

Will trafił do szpitala, a jego stan się ustabilizował. Wokół niego nie było już zimnej pustki i ciszy przerywanej tylko rykiem potworów z innego wymiaru. Bezpieczne ciepło płynące od jego najbliższych powoli go otulało, niosąc chwilową otuchę. Jednak to co przeżył, co wszyscy przeżyli, było dopiero wierzchołkiem góry lodowej.

Długość Dźwięku Samotności [Jopper]Where stories live. Discover now