***
— Nieśmiertelny Mistrzu, musimy porozmawiać! — rozległ się wrzask w Zaciszu Obłoków.
Cao Banzhai, kierowniczka działu do spraw nadprzyrodzonych, przeszła przez główną bramę, odpychając na bok stojących przy niej dwóch adeptów. Nie zdążyli wyrazić ani jednego słowa sprzeciwu. Popatrzyli się tylko na siebie i pozostali na straży, uznając, że pozostali uczniowie powinni sobie poradzić z porannym gościem.
Pierwsze zajęcia tego dnia odbywały się sali w zachodniej części rezydencji, z otwartą przestrzenią wychodzącą prosto na zasadzony przed dwustu laty gaj drzewny. Lan Wangji stanął z otwartym zwojem dobrych rad kultywacji, uaktualnionym ostatnimi laty ze względu na zmieniający się sposób bycia ludzi i samych kultywatorów. Zerknął w kierunku, z którego dobiegł krzyk, a potem wrócił do lektury.
— Postępowanie kultywatora to połączenie tradycji, zwyczaju i szacunku — kontynuował. — Należy pamiętać o tym co przekazują wam nauczyciele i rodzina, ale w obliczu zagrożenia nie bójcie się ratować swojego życia. To nie strach, to szacunek względem siebie i tych, którzy na was czekają. Nie warto tracić życia za coś, co nie jest warte tego poświęcenia.
Rozległy się na sali szepty.
Wei Wuxian rozłożył się na końcu sali, z jednym pergaminem, na którym rysował szlachetne oblicze Nieśmiertelnego Mistrza. Nie przypominał swojego wuja, Lan Qirena. Nosił się dumnie, chodził z wyprostowaną sylwetką, a jego twarz pozostawała niezmienna, niezależnie od tego, co działo się dookoła. Lan Qiren już dawno w podobnych okolicznościach przekląłby z dziesięciu uczniów, a pięciu kazał trzykrotnie przepisywać zasady sekty Lan. Za dobrze to znał...
— Nieśmiertelny Mistrzu! — Na zajęcia wpadła Cao Banzhai. Otarła twarz z potu i zdjęła ciasną marynarkę służbową z emblematem swojego oddziału. Rzuciła strój na najbliżej siedzącego ucznia.
Wygrzebał się z ubioru, złożył go w pół i odłożył na podłogę, ku niezadowoleniu kobiety. Zdecydowanie wolała, żeby przez cały dzień trzymał dla niej marynarkę, ale czekały na nią poważniejsze sprawy.
— Musimy porozmawiać na osobności — wyraziła donośnym tonem swoje życzenie.
— Po południu kończą się zajęcia połączone z medytacją — wyjaśnił jej Lan Wangji. — Proszę zaczekać do tego czasu.
— Nieśmiertelny Mistrz chyba żartuje?
— Lan Zhan ma słabe poczucie humoru, więc polecam z góry wziąć go na poważnie — krzyknął z najdalszego miejsca Wei Wuxian.
Cao Banzhai odszukała młodzieńca wśród pozostałych uczniów.
Młodzieńca? Nie, od początku przeczuwała, że należy traktować Wei Wuxiana inaczej niż chłopców w jego wieku. Nosił w sobie wiedzę i umiejętności, którymi niewielu potrafiło się w obecnych czasach pochwalić. A fakt, że nadal towarzyszył Nieśmiertelnemu Mistrzowi, potwierdzał jej przepuszczenia.
— Na osobności. Teraz. — Nie lubiła się powtarzać.
Lan Wangji powrócił do zajęć:
— Nauka poświęcenia stała się obiektem rozważań pięćset lat temu. Zaczęto ją w obliczu wojny uznawać za coś niezbędnego i wpajano młodym kultywatorom, że ich życie jest mniej warte od innych. Nie popełniajcie tych samych...
Rozległ się trzask.
Cao Banzhai zrzuciła jedna z czarek ustawionych wzdłuż sali na piedestałach pamięci. Czarki były kolekcjonowane na widoku uczniów, aby przypominały im trudy, z jakimi zmagali się ich poprzednicy. Wszystkie zostały stworzone przez pozostałych adeptów, ta wykonana przez Lan Wangji, krótko po uzyskaniu przez niego tytułu Młodszego Mistrza, została ustawiona w najdalszym zakątku sali. Pierwsza, ta którą stłukła Cao Banzhai, należała do ojca Lan Wangji.
YOU ARE READING
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanfictionPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...
Forgetting Envies ~ Rozdział 21
Start from the beginning
![[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi](https://img.wattpad.com/cover/252878826-64-k883908.jpg)