flower bloom

607 97 135
                                    

earth laughs in flowers 

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

Karl właśnie się przeciągał leżąc, cicho ziewając, a kotka czuwająca przy jego głowie spojrzała na niego wielkimi, kocimi czarnymi ślepiami, po czym delikatnie otarła się o jego policzek, co automatycznie sprawiło, że na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech. 

Delikatnie obrócił głowę w bok, ale jedyne co mógł ujrzeć to kosmyki włosów Nick'a, który dalej leżał przyklejony do jego pleców. Mężczyzna też już nie spał, ale za żadne skarby nie chciał się odsunąć od swojego źródła ciepła i słodkiego zapachu. Czuł się jak w sielance, ale wiedział, że każda prędzej czy później musiała się skoczyć, więc z cierpiącym westchnieniem się odsunął, teraz leżąc na plecach. 

-Dzień dobry -mruknął cicho, witając się z chłopakiem. Ten odpowiedział mu spojrzeniem wprost w jego tęczówki, nie musząc używać nawet do tego słów. Nicholas doskonale wiedział, że ten tym spojrzeniem Karl nie życzy mu już nawet miłego dnia czy życia. To długie spojrzenie życzyło mu miłej wieczności w tym często cierpkim świecie. 

Wzrok Jacobs omiótł całą twarz starszego, a on czuł się, jakby nagle oddychało mu się lżej. Karl zwrócił uwagę na ścianę za mężczyzną, która okryta była kwiatową tapetą, nieco podobną do tej w salonie. Karl nie wiedział, kto projektował wnętrze tego domu, ale zdecydowanie chciałby go poznać. Lubił kwiaty, kojarzyły mu się z życiem, początkami słońca, ciepłym wiatrem i końcem mroźnego zimna.

-Chciałbym już wiosnę -przyznał cicho Jacobs, patrząc się w nienagannie biały sufit. Staromodny żyrandol wieczorami zabarwiający pomieszczenie nieco żółtawy światłem zdawał się bujać delikatnie na boki, jakby popierał jego zdanie. 

Nicholas przytaknął, ale musiał przyznać, że trochę się bał. Skoro zima, najbardziej martwa pora roku w towarzystwie Karl'a potrafiła być taka intensywna, żywa i namiętnie przenikliwa, nie chciał nawet wiedzieć, co mogło przytrafić się wiosną. Jakby każda pora roku była zupełnie inną krainą, którą Jacobs rozkładał na części pierwsze, samemu stając się jej najjaskrawszą częścią. Czym był biały śnieg na tle jego iskrzących się tęczówek, zieleń wiosny i kwiaty budzące się do życia nie miały nawet konkurencji przy jego uśmiechu, który potrafił roztopić nawet największe zaspy, gorące słońce na letnim niebie nie mogło równać się z jego wiecznie ciepłą skórą, a jesienne liście mogły być jedynie ozdobą, kiedy wpadały do jego ciemnych włosów. 

Usłyszeli pukanie do drzwi, na które Nicholas z niechęcią podniósł się do góry i podszedł do białych drzwi. Zdecydowanie było za wcześnie na cokolwiek, chociaż mały zegar wiszący na ścianie wskazywał jedenastą. Otworzył drzwi, a zaraz potem mruknął niechętne, widząc George'a, który również wyglądał jakby przed chwilą ktoś siłą, pod groźbami śmierci wypędził go z łóżka. 

-Clay śniadanie zrobił -oznajmił cicho, przecierając swoje brązowe oczy dłonią -Ogarnijcie się szybko i chodźcie, bo to na mnie będzie się wyżywał jak zdąży wystygnąć. 

Nicholas przytaknął, nawet nie oglądając się na Londyńczyka i zamknął mu drzwi przed nosem. Obrócił się i spojrzał na Karl'a chcąc się upewnić, że ten wszystko słyszał. Ujrzał chłopaka leżącego na brzuchu i stykającego się czołami z kotką, karl cicho chichotał, za sprawą wąsów Patches, które łaskotały jego twarz. 

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

Nick był właśnie w łazience biorąc prysznic, a Karl już po tkwił przed szafą, do której starszy dzień wcześniej poukładał ich rzeczy. Wlepiał swój wzrok w ubrania, zastanawiając się, czy by nie ukraść czegoś Nick'owi. Finalnie jednak sobie odpuścił, ubierając się w zwykłą czarną koszulkę, na którą narzucił oversizową, również czarną rozpinaną bluzę. Na jego nogach spoczęły jego ukochane brązowe spodnie w białą kratkę, które przylegały do jego tali za sprawą ciasno zaciśniętego paska. W ramach urozmaicenia pozwolił sobie nałożyć na swoje palce kilka złotych pierścionków. Jeden z motywem pszczółki był za duży, bo ciągle zsuwał mu się z palca wskazującego. Oczywiście na jego nadgarstku niezmiennie tkwiła bransoletka, którą dostał od Armstrong'a na święta. 

Nick po chwili wyszedł z łazienki w swoich szarych dresach w których spał, z jego włosów kapała jeszcze woda, a nieco wilgotny ręcznik przerzucony przez jego ramię sprawiał, że i jego tors pokrywał się kropelkami zimnej już wody. Karl przesunął po nim pośpiesznie spojrzeniem, jednak zaraz potem zajął się swoim telefonem, na którym wyświetlone były chyba tysiące nieodebranych połączeń, nieprzeczytanych widomości i powiadomień z socialmediów. 

O swojej małej ucieczce powiedział tylko Alex'owi, który zadeklarował się oznajmić to reszcie i nieco go obciążyć z tego żmudnego i w tamtym momencie smutnego obowiązku. Jednak od momentu, w którym wsiadł do auta Armstrong'a, już nie komunikował się z żadnym ze swoich przyjaciół. Czuł się źle, że ich ignorował, ale jednocześnie wiedział, że powinien przeznaczyć ten czas na coś innego niż jego sprawy w rodzinnym mieście. Chociaż ten jeden raz kiedy ktoś dał mu taką możliwość, chciał mimowolnie zająć się sobą i swoimi emocjami. Wyłączył urządzenie, spoglądając w tył. 

Nick stał już w pełni ubrany, a na swój dzisiejszy ubiór wybrał białą bluzę bez kaptura i nieco ciemniejsze niż te w których spał szare dresy. Stał już przy drzwiach, spoglądając na młodszego z wyczekiwaniem. W końcu zeszli po schodach, na których już unosił się aromat tego, co jakimś cudem udało się przyrządzić Clayton'owi. Nawet nie pachniało, jakby było zwęglone. 

Chłopcy weszli do kuchni witając się z pozostałą dwójką, która już siedziała przy białym stole popijając zieloną herbatę. Patches udała się wprost do swoich miseczek ulokowanych przy lodówce, spoglądając z pogardą na mokrą karmę z tuńczyka. Zdecydowanie wolała wołowinę, ale Clay za żadne skarby nie mógł zrozumieć jej nienawistnego wzroku i niechętnych miauknięć. Spojrzała na stół chłopaków, ale widząc na nim omlety z serem i pieczarkami spowite sosem szpinakowym, już wiedziała, że nie zdoła niczego podwędzić. 

Clayton spoglądał z niedowierzaniem na Nick'a, który mając absolutnie gdzieś sos szpinakowy nad którym tyle się męczył polewał omleta gotowym, ostrym sosem pomidorowym wyciągniętym z lodówki. Zrezygnowany położył sobie dłoń na czole, przypominając sobie, że jakiekolwiek większe starania przy Nick'u zwyczajnie się nie opłacały. 

-Boże-sapnął pod nosem, machając ręką w stronę Nicholas'a -Jezus za mnie umierał i na co mi to było, teraz muszę męczyć się z takim capem. 

-Zamknij mordę, nie lubię szpinaku -odparł szybko Nick, spoglądają na Karl'a, który z rozbawionym uśmiechem wkładał sobie do ust kawałek omleta, oczywiście zanurzonego w przyrządzonym przez blondyna sosie- Za nas umierały koty i jakoś żyjemy. 

-He? -spytał George, który do tej pory jadł w spokoju swoją porcję, ignorując zupełnie resztę towarzystwa. Nie żeby coś, ale umieranie kotów wcale nie brzmiało aż tak pospolicie czy normalnie. 

-Opowiadałem wam jak się poznaliśmy, co nie? -spytał Nicholas, nie spuszczając z oczu Karl'a. Obaj jego przyjaciele pokiwali głowami na tak, jakby przypominając sobie słowa mężczyzny. Oczywiście, że jeszcze w Brighton na kamerkach opowiedział im o najmniejszym szczególe pierwszego spotkania z Jacobs'em, w końcu było ono całkiem specyficznie -Umarł kot. 

-A potem jeszcze dwa inne -dodał Karl, spoglądając z cieniem rozbawienia w przerażone oczy pozostałej dwójki. 

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

Pamiętajcie aby upewnić się, że czytaliście poprzedni rozdział! 

when cats start dying | karlnapWhere stories live. Discover now