art classes

686 105 61
                                    

till death
we do art

▫☽┈▫❅▫┈☾▫

Kiedy Quackity w końcu wytargał wyższego z klasy, niemal od razu zaczął ciągnąć go w stronę szkolnej piwnicy, gdzie znajdowały się stare, już nieużywane sale artystyczne. Było to miejsce do którego nauczyciele się na zapuszczali, prawdopodobnie bojąc się o swoje życie. Alex im się nie dziwił, uczniowie zrobili sobie z jednej z sal palarnię, ale reszta klas raczej tkwiła pusta.

Kiedy Karl został wepchnięty do jednego z ciemnych pomieszczeń skrzywił się nieznaczenie, kiedy dostrzegł jak kurz zaczyna unosić się w powietrzu. Oświecił światło, przez co jeszcze dokładniej mógł zobaczyć jak kurz osadza się na nowo na płótnach usadzonych na białych sztalugach. Otwarte, zaschnięte już farby częściowo rozlane na jasnej, drewnianej podłodze oddawały temu miejscu specyficzny zapach.

O ściany, na których było widać kilka odciśniętych śladów dłoni, były oparte zaczęte, nigdy nie skończone obrazy. Stara tablica dalej miała na sobie ich stare rysunki, chociaż część kredy już się rozsypała. Jakieś niezbyt okrągłe słoneczko, które narysował Jimmy, było już w połowie starte. Jimmy był jednym z najbliższych przyjaciół Karl'a, który chodził już na czwarty rok. Szczupły szatyn przypomniał sobie o tym nie bez powodu, gdyż jego własny rysunek przedstawiał kotka, co oprócz wywołania w jego sercu poczucia sentymentu i żalu przypomniało mu również o tym chłopaku, który zabrał go z ulicy.

Karl usiadł na jednej z ławek, siadając na niej po turecku. Dzwonek na lekcje właśnie zadzwonił, ale nie było tego słychać przez ściany piwnicy. Tutaj dzwonek już dawno nie działał, nawet jak ta część szkoły jeszcze była w użytku. Alex niemal natychmiast się do niego dosiadł, przyklejając swój policzek do tego szatyna. Swoją ręka zaczął gładzić plecy uspokajająco wyższego, mając nadzieję, że jakimś cudem go tym ogrzeje, chłopak był zimny. Twarz Karl'a była intensywnie zarumieniona na wiśniowy kolor i gorąca, w kontraście do reszty jego ciała, ale bynajmniej nie ze wstydu.

Wyglądał jakby był chory albo przeziębiony. Markotny wyraz jego twarzy i ewidentne łzy stojące w jego oczach trochę przeraziły Alex'a. Złapał w swoją drugą rękę wręcz lodowatą dłoń Karl'a, z przestrachem spoglądając w jego oczy. Zielononiebieskie tęczówki niebezpiecznie straciły na intensywności, a źrenica była odrobinę rozszerzona.

Alex już złapał za telefon, by zadzwonić do kogoś po pomoc. Sam nie mógł odstawić szatyna do domu, bo po pierwsze nie zamierzał się z nim pieprzyć na piechotę, bo znając życie oboje by tylko jeszcze bardziej podupadli na zdrowiu, a po drugie jeżeli nie poszedłby na kolejną matmę z rzędu, baba by go rozszarpała. Już zaglądał w kontakty, ale przerwało mu ciche chrząkanie Karl'a, które brzmiało jakby ten chciał coś powiedzieć.

-Grey nie żyje- wymruczał w końcu, chowając swoją twarz w dłoniach. -Przepraszam.

Miną Alexa zezedla jeszcze bardziej o ile tak w ogóle się dało. Stanął jak wryty, a teraz jemu samemu chciało się płakać. Ten kot to był chyba jedyny zwierzak, który przed nim nie uciekał w dzikim popłochu. Położył swoją dłoń na gęstych, karmelowych włosach drugiego zaczynając go głaskać, jakby chciał tym cokolwiek naprawić. Zaraz po tym Karl nagle gwałtownie kichnął, przez co cały kurz w ich okolicy podniósł się do góry tak, że czarnowłosemu aż zawróciło się w głowie.

W końcu udało mu się wybrać odpowiedni numer telefonu, ale jak na złość osoba do której starał się dodzwonić za cholerę nie odbierała. Jimmy odbierał dosłownie zawsze, chociażby kurwa w środku lekcji. Quackity nie miał bladego pojęcia co musiało się stać, że akurat teraz stwierdził, że nie odbierze. Trochę zirytowany tupnął nogą w miejscu, co tylko wywołało na twarzy Karl'a mały, ale szczery głupi uśmiech, zachowanie bruneta było całkiem urocze.

Po chwili do uszu niższego dotarły jakieś głosy, więc niewiele się zastanawiając wyszedł z pomieszczenia i rozejrzał się z nietęgą miną po korytarzu. Zaraz po tym wparował do klasy teatralnej obok, która robiła za palarnie.

Tak jak się spodziewał, na środku sali stał nie kto inny jak Luke, powszechniej znany wszystkim jako Punz. Chłopak właśnie strzepywał reszty popiołu z papierosa do jakiejś karnawałowej maski, ale słysząc dźwięk otwieranych drzwi spojrzał się na Alex'a, niemal natychmiastowo posyłając mu uśmiech.

-Potrzebny jesteś-mruknął niższy, racząc druga osobę przebywającą w pomieszczeniu krzywym spojrzeniem. - Gdzie jest cholera Jimmy.

Nick stojący w rogu pomieszczenia, który do tej pory jedynie przyglądał się jakimś dziwnym płachtom tylko niezręcznie się poruszył, czując na sobie wzrok meksykanina. Nie miał zamiaru za bardzo wchodzić drugiemu w drogę, nie lubił zbytnio konfrontacji, bo jak już do niej dochodziło stawał się odrobinę za bardzo agresywny. Dlatego też zlał krzywe spojrzenie jakim go uraczono.

-Jimmy jest na chacie- odparł beztrosko Luke, gasząc peta o zakurzona ławkę.-Chory jest.

Alex prawie że teatralnie złapał się za głowę. Wzdychając cierpiąco. Nigdy nikogo nie ma kiedy jest mu akurat potrzebny, dosłownie za każdym razem jak próbował coś załatwić, osoba od której coś chciał rozpływała się w powietrzu jakby wszechświat chciał specjalnie zrobić mu na złość.

- A czego od niego chcesz? - dopytał ciekawsko Luke, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Blondyn oparł się o jedną z ławek, cicho ziewając.

-Jego auta, jego prawa jazdy i jego samego. - mruknął Quackity, nerwowo drapiąc się po brodzie. Luke nie miał prawka, nie zdał już z szósty raz, a mu samemu jeszcze trochę brakowało żeby samemu móc jeździć, przeklęty wiek. -Jestem prawie pewny, że Karl jest chory. Ta cholera musi jechać do domu bo tu wykituje.

Nick nie miał bladego pojęcia czy chodzi o tego Karl'a o którym właśnie pomyślał, ale wcale nie zdziwiłby się gdyby tak było. W końcu wczoraj szatyn stał nie wiadomo ile czasu na mrozie w cienkiej bluzie.

-Mogę go zawieźć- mruknął cicho Nick, ale na tyle głośno by wszyscy byli w stanie go usłyszeć. Nie miał pojęcia kiedy zrobił się taki pomocny, w Londynie raczej zajmował się tylko i wyłącznie swoim tyłkiem, a po przyjeździe do Brighton zaczął pomagać losowym ludziom napotkanym na ulicy, śmiesznie.

Alex patrzył się na niego w skupieniu, analizując jego sylwetkę jakby chciał się spytać "kim ty w ogóle jesteś", ale jednak przemilczał ten temat i po chwili twierdząco pokiwał powoli głową, po czym wydarł się w niebogłosy, burząc względy spokój panujący w piwnicach.

- Pakuj walizy Karl, spierdalasz do domu! - Alex miał całkiem dźwięczny głos, nie zaprzeczał. Nawet kwaśno uśmiechnął się pod nosem kiedy Punz i Nick zakryli sobie bolące uszy rękawami bluz naciągniętymi na dłonie.

Cała trójka stała w miejscu, palacze próbując uspokoić bolące uszy, a Alex w głuchym wyczekiwaniu wpatrywał się w drzwi, przez które tak jak się spodziewał wyłoniła się szczupła sylwetka Karl'a.

-Znalazłem ci taksówkę- powiedział z zadowolonym uśmiechem Alex, a Karl tylko popatrzył się na niego najpierw nierozumnym spojrzeniem, a potem jak na zwykłego debila, na co niższy tylko parsknął śmiechem.

when cats start dying | karlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz