Rozdział 17. Propozycja zamaskowanego shinobi

229 32 154
                                    

W samym sercu lasu panował spokój. Ptaki ćwierkały radośnie, przelatując między gniazdami. Powietrze niosło zapach porannej rosy, a krople deszczu osiadły na liściach i co jakiś czas uderzały o dach powoli zarastającej mchem chatki.

Izusu westchnęła cicho, opierając głowę o framugę okna. Przesiadywała na parapecie każdego dnia, w ciszy obserwując, jak znajoma sceneria powoli się zmieniała. Liście nabierały złotej barwy, noce stawały się coraz dłuższe. Wielkimi krokami nadchodziła jesień.

Izusu marzyła, aby tu zostać, na zawsze. To miejsce miało w sobie coś magicznego. Uspokajało, wyciszało. Sprawiało, że chwilami wszystkie troski odchodziły w niepamięć. Itachi musiał doświadczyć tej harmonii na własnej skórze, skoro wybrał właśnie ten zakątek świata na jej kryjówkę.

Kryjówka, nie dom, w którym mogłaby zaznać spokoju. To poczucie bezpieczeństwa było chwilowe, złudne niczym najpiękniejsze genjutsu. Przynosiło ulgę, lecz zegar tykał. Przez drewniane ściany wdzierał się coraz bardziej odczuwalny chłód. Chatka nie została przystosowana do przetrwania zimy. Był to drugi z powodów, dla którego jej mąż wybrał to miejsce. Chciał mieć pewność, że ukochana zrobi dokładnie to, o co poprosił ją w liście – ucieknie na drugi koniec kontynentu, nie pozostawiając żadnego śladu.

Przychodziły momenty, podczas których czuła, że mogła to zrobić; że miała w sobie wystarczająco odwagi, aby spełnić wolę męża i zacząć nowe życie. Jakaś część niej chciała udowodnić sobie oraz przekornemu losowi, że Izusu Uchiha nie załamie się pod żadnych ciężarem narzuconym na barki.

Przychodziły również chwile, kiedy miała ochotę ze sobą skończyć. Raz na zawsze.

Ta huśtawka pełna sprzecznych nastrojów w niczym nie pomagała, przeciągała tylko moment podjęcia decyzji. Dni mijały, a Izusu stała w miejscu, odcięta od świata i jego wpływów, zamknięta w pułapce czasu – w chwili, w której odszedł Itachi.

Głód alkoholowy dawał o sobie znać, ale Izusu miała pod ręką tylko puste butelki. Gdy umysł ogarnęła trzeźwość, nie mogła przestać płakać. Po raz kolejny obrała najgorszą możliwą drogę ucieczki.

Schowała twarz w zgiętych kolanach, ledwo powstrzymując łzy. Wstydziła się swoich słabości, brzydziła samą sobą.

Znów sięgnęła dna.

Gdy zza chmur wyjrzało słońce, promienie wpadły przez okna wprost do chatki. Przyjemne ciepło połaskotało jej bladą skórę. I wtedy wezbrał wiatr. Opadnięte liście zerwały się z ziemi, wirując niczym małe tornado.

Izusu podniosła głowę. To zjawisko przykuło jej uwagę bardziej niż szepczące na dnie świadomości instynkty. Jedna prosta myśl sprawiła, że dłonie same powędrowały w stronę leżącej obok broni.

W lesie nie było wiatru.

Ostrożnie podniosła się z parapetu i podążyła w głąb pomieszczenia. Serce waliło w piersi, ale rozsądek pozostał czujny. Usłuchała go, po raz pierwszy od dawna nie dając się ponieść żadnej emocji.

Znów zrobiło się cicho, lecz Izusu wiedziała, że ten spokój to tylko pozory. Ktoś tu był, pojawił się znikąd, ominąwszy wszystkie zastawione wokół pułapki. Ktoś ją odnalazł, a teraz bezczelnie czekał, aż ona wykona ruch.

Usiadła na drewnianych panelach i powoli wykonała pieczęcie. Techniką natychmiast zlokalizowała intruza, rozpoznała również jego chakrę. Jej ręce zadrżały. Intruz znajdował się dokładnie nad nią, na dachu. Nie poruszał się, najpewniej czekając, aż strach przed Akatsuki zeżre ją od środka.

Nic z tych rzeczy, Izusu przygotowywała się na tę chwilę. Zapewnienia Itachiego, że była tu bezpieczna, mijały się z prawdą. Może gdyby nie zdradziła Akatsuki, nie musiałaby się ich obawiać. Itachi założył, że tak właśnie będzie. Niestety, pomylił się.

Tropicielka || Izusu UchihaWhere stories live. Discover now