Ostrożnie stawiała kroki, uważając, aby nie poślizgnąć się na mokrych stopniach. Korytarz prowadzący w dół wydawał się zwężać z każdym krokiem. Izusu napięła mięśnie, kiedy ostatnie promienie słońca pochłonęła ciemność. Wysunęła katanę z pochwy i zacisnęła na niej palce. Chłód stali koił zmysły, dodawał odwagi w tych opuszczonych ruinach na pustkowiu Kraju Ognia.
Uniosła broń gotowa wychwycić najmniejsze zmiany w otoczeniu. Odgłosy kapiącej wody odbijały się od kamiennych ścian, a piski spłoszonych szczurów wywoływały ciarki na plecach. Izusu wzdrygnęła się, gdy jeden z nich przemknął pod jej stopami.
Nie lubiła takich miejsc, z daleka śmierdziały zasadzką. Niestety tylko tu mogła odnaleźć kontakt Akatsuki – mężczyznę imieniem Yukichi. Jeśli szczęście jej dopisze, odbierze zwój z informacjami dla Paina i spokojnie wróci do Amegakure; jeśli nie, cóż, pojedynkowała się w gorszych warunkach.
Dotarła na najniższy poziom zakopanej w gruzach twierdzy. Wilgotne powietrze mieszało się z zapachem stęchlizny, lecz nie drażniło już w nozdrza. Odgłosy drapania szczurów zostały gdzieś w tyle, a pod stopami uwierało coraz więcej kamieni.
Coś się zmieniło. Izusu wyczuła przyrost przestrzeni wokół siebie. Musiała opuścić wąskie korytarze i wkroczyć do jakiejś sali. Zatrzymała się.
Nie była tu sama. Zmysły odbierały strzępki ukrytej chakry. Ktoś próbował zataić swoją obecność. Skradał się? Chciał zaatakować z ukrycia? Przyjęła pozycję.
Usłyszała szmer za plecami, kilka cięższych kroków i dwa głębsze wdechy. Została otoczona, lecz nikt nie wymierzył ciosu.
– Proszę, proszę, co my tu mamy? – Rozbrzmiał donośny, męski głos. – Czyżby Akatsuki cierpiało na brak kadry pracowniczej?
Jedno pstryknięcie palcami i pomieszczenie rozjaśniło światło zapalanych w szeregu świec. Izusu zmrużyła oczy, dostrzegając przed sobą wysokiego, tęgawego mężczyznę. Przeczesał on kędzierzawe włosy, a pulchną twarz zdobił zadziorny uśmieszek. Nie był shinobi. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby Izusu to zrozumiała.
– Nie spodziewałem się, że przyślą do mnie jakąś dziewczynkę – zaśmiał się. – Gdzie ci potężni ninja, przed którymi wszyscy trzęsą portkami, hę?
Uchiha rozejrzała się dyskretnie. Otoczyło ją sześciu uzbrojonych wojowników. Dwóch z tyłu, dwóch po bokach i dwóch na froncie. Wszyscy skrywali twarze pod czarnymi chustami. Dzierżyli groźnie wyglądające, lecz nieco wyszczerbione miecze. Brak ochraniaczy wskazywał, że byli zwykłymi najemnikami, a jednak Izusu wciąż wyczuwała smugi unoszącej się w powietrzu chakry. Któryś z nich z pewnością używał technik shinobi.
– Yukichi jak mniemam? – zagadnęła Izusu.
Wyprostowała plecy i schowała broń. Spojrzała prosto w małe oczka Yukichiego. Nie bała się go – taki przekaz bił z jej postawy. Mimo to pozostała czujna. Już raz złamała zasadę o ignorowaniu siły przeciwnika, została po tym blizna.
Mężczyzna poczerwieniał na twarzy. Zazgrzytał zębami, ściskając wypchane pierścieniami palce.
– Tss, działasz mi na nerwy, mała.
– Jestem tu w interesach, nie potrzebuję sympatii. – Zadarła podbródek. – Nasz Lider oczekuje, że wywiążesz się ze swojej części umowy. Twoi szpiedzy powinni zdać raport dawno temu. Nie zrobili tego w ustalonym terminie, dlatego Akatsuki wysłało mnie osobiście. Ufam, że transakcja przebiegnie bezproblemowo.
Yukichi ściągnął gęste brwi. Zacmokał dwa razy, a gdy ciężar jego ciała opadł z jednej nogi na drugą, uśmiechnął się półgębkiem.
– Wiesz, to całkiem dobrze się składa... – zaczął, lustrując jej sylwetkę. – Ty potrzebujesz tych informacji, a moi chłopacy potrzebują trochę... rozrywki. Wymiana za wymianę, co ty na to?
CZYTASZ
Tropicielka || Izusu Uchiha
FanfictionDruga część fanfiction Sharingan. Izusu zawsze wybierała to, co powinna, a nie to, czego pragnęła. Wiedziona silnym poczuciem obowiązku poświęciła wszystko, aby stawić czoła nowym wyzwaniom. Akatsuki zrobiło pierwszy krok. Wkrótce cały świat shinobi...