Rozdział 7. Kłamstwa [+18]

396 33 274
                                    

– Hidan i Kakuzu nie żyją.

Zapadła cisza. Izusu wstrzymała oddech, z trudem znosząc przenikające na wskroś spojrzenie Paina. Jego powieka drgnęła, a ciało jakby się spięło. Konan ułożyła rękę na ramieniu Lidera. Zawsze milcząca i obserwująca zza pleców tym razem zabrała głos. Izusu zdała sobie sprawę, że słyszała go po raz pierwszy w życiu.

– Skąd masz takie informacje?

– W drodze do bazy znalazłam się w pobliżu ich walki z shinobi Wioski Liścia. Gdy dotarłam na miejsce, było po wszystkim, wycofałam się w ostatniej chwili – wyjaśniła, nie wdając się w szczegóły. Wiedziała, że jeśli Pain będzie chciał je poznać, zapyta. Krótko i rzeczowo, tego od niej wymagali. Nie mogła się jednak powstrzymać przed dodaniem: – Ostrzegałam, że Konoha może szukać zemsty.

Pain nadal milczał. Pustym wzrokiem sunął po jej twarzy, jakby szukał najmniejszych oznak kłamstwa. Rinnegan wwiercał się w jej duszę, która niemal drżała na myśl o odkryciu prawdy. Uspokajała ją reakcja Lidera. Nie wiedział o walce Hidana i Kakuzu i nie dowie się, co robiła tam Izusu.

– Twoim zadaniem było odebranie informacji od Yukichiego i powrót do Amegakure – przemówił Pain. – Masz trzymać się przydzielonej misji, nic poza tym. A teraz odejdź. Wezwę cię, jeśli będziesz potrzebna.

Ukłoniła się i opuściła gabinet. Za drzwiami czekał oparty o ścianę Itachi. Izusu nie była zaskoczona jego obecnością; wyczuła go dużo wcześniej, podejrzewając, że odkrył się, aby dodać jej otuchy. Uniosła kąciki ust, choć ciężar tłukł w pierś.

Maska pękała, sypała się pod wpływem ciepłego spojrzenia męża. Izusu zapragnęła skryć się w jego ramionach, lecz przedstawienie wciąż trwało. Kosztowało zbyt wiele jak na jedno skruszone serce, wywoływało ból.

Prowadziło do szaleństwa.

Zrobiła krok, gdy zatrzymał ją jego zimny, karcący głos:

– Następnym razem masz słuchać rozkazów i nic innego nie powinno cię interesować.

To nie był atak w jej stronę, wiedziała o tym. Itachi chciał tylko, aby Pain go usłyszał, a mimo to oczy zaszły jej łzami. Odwróciła wzrok w nadziei, że tego nie zauważył.

– Chodź – szepnął, ruchem głowy wskazując kierunek.

W ciszy przemierzyli korytarze i udali się na piętro niżej. Kiedy dotarli przed drzwi jego pokoju, Itachi przepuścił ją w progu. W środku pachniało kawą i pergaminem. Na przysuniętym w rogu biurku stały dwa parujące kubki, a wokół panował nienaganny porządek. Kącik jej ust drgnął na ten widok. Prawie poczuła się jak w ich dawnym domu, prawie.

– Przepraszam za to, co powiedziałem – zaczął Itachi, przekręcając klucz w zamku. Zsunął z ramion czarny płaszcz i przewiesił go przez krzesło. – Chciałem, aby Pain...

Urwał, gdy Izusu rzuciła mu się w ramiona. Zacisnęła palce na jego piersi, skrywając twarz we włosach. Łzy ciekły po jej policzkach, wsiąkały w ubranie, gdy cichy szloch opuszczał drżące usta. Itachi natychmiast objął ją w talii i przyciągnął bliżej siebie.

– Izusu? – szepnął z nutą zaskoczenia w głosie. Odgarnął kilka kosmyków z jej twarzy i założył je za ucho. – Co się stało?

Pociągnęła nosem, raz, drugi. Ciepłe ramiona Itachiego przynosiły ukojenie, ale tysiące obaw wciąż szarpało za serce. Nie mogła dłużej udawać. Tak bardzo chciała być silna, niezłomna, twarda niczym skała, którą nie poruszały emocje i sentymenty.

Nie potrafiła.

Spojrzała na Itachiego, lecz głos utknął jej w gardle.

Co mu miała powiedzieć? Że czuła się brudna, wykonując parszywą robotę dla Akatsuki? Że coraz bardziej żałowała decyzji o opuszczeniu wioski? A może powinna mu wyznać, że tak naprawdę nigdy nie odcięła się od przeszłości, w której główną rolę grał pewien zamaskowany shinobi?

Tropicielka || Izusu UchihaWhere stories live. Discover now