Rozdział 20 cz. 1

178 14 0
                                    


Otworzyłam oczy. Przerażona rozejrzałam się wokół, lecz nie dostrzegłam nic więcej niż kilka pasów księżycowego światła, tańczących w morskiej toni. Zamachnęłam bezwładnie rękami i nogami, próbując wypłynąć na wierzch. Kiedy zdołałam na powierzchni zaczerpnąć tak cennego oddechu, płuca paliły mnie żywym ogniem. Kaszlałam i parskałam na przemian, próbując zorientować się gdzie, u licha, jestem?

Wokół nie było nic. Tylko morze. Z każdej strony. Ani skrawka lądu. Ani smugi nadziei na to, że zdołam przeżyć. Woda była zimna. Wręcz lodowata. Ciało drżało z wysiłku. Nie pociągnę tak długo. Na niebie błyszczały gwiazdy. Setki, tysiące, miliony świetlistych punktów, rozrzuconych na granatowej płachcie. Księżyc w pełni jarzył się nieziemskim blaskiem. To był prawdopodobnie ostatni widok, jaki dany mi było zobaczyć, uświadomiłam sobie z rozpaczą.

Wtem jakaś siła wciągnęła mnie z powrotem pod wodę. Zawierzgałam panicznie nogami, ale ciemna dłoń o długich smukłych palcach trzymała moją kostkę w żelaznym uścisku. Nie miałam szans.

"Mała dziewczynka bawiła się na dworze. W jej pobliżu były także inne dzieci i dorośli. Uśmiechnięta, podbiegła do innych Nocnych Łowców w podskokach..."

Nie, nie, nie! Nie teraz! Nie znowu! Nie chcę o tym pamiętać! Nie chcę tego znowu przeżywać! Nie chcę do tego wracać! Ale tym razem moje błagania nie odniosły żadnego skutku. Obrazy ożyły, a ja pogrążyłam się w bolesnej pieśni wspomnień.

"Była śliczna. Miała czarne włosy i orzechowe oczy. Choć już od wczesnych lat dzieciństwa los boleśnie ją doświadczył, strata matki w tak młodym wieku była iście bolesnym doświadczeniem, to nadal potrafiła czerpać radość z życia."

Obserwowałam ją z boku. Przypatrywałam się jej, kiedy poprosiła swojego opiekuna o kupno gorącej czekolady, która była sprzedawana w pobliżu. Dzień był chłodny i trochę zmarzła, a nie chciała jeszcze wracać do Instytutu. Ten uśmiechnął się w jej stronę, polecił innym Łowcom mieć na nią oko i odszedł znaczny kawałek. Tylko to, uświadomiłam sobie, uchroniło go od śmierci. Dziewczynka wróciła do zabawy. Była jesień. Liście szeleściły w osobliwym tańcu, muskane przez wiatr. Wokół czuć było zapach ziemi, zroszonej niedawnym deszczem. Te zapachy zapamiętałam do końca życia. Dziewczynka zbierała kasztany. Ukradkiem wycierała je o przeciwdeszczowy płaszczyk (wiedziała, że Clary ją za to zruga, ale na razie się tym nie przejmowała) i wkładała do kieszeni. W pewnym momencie silny poryw wiatru zerwał z drzewa ostatnie liście. Dziewczynka z szerokim uśmiechem uniosła rączki w górę i zaczęła je łapać.

— Dziwaczka — powiedział w jej stronę Paul.

— Chuligan — wytknęła mu odważnie.

Nigdy go nie lubiła, uważał się za kogoś lepszego, bo był Nocnym Łowcą czystej krwi, a ona była córką pół-łowczyni, która kiedyś napiła się z Kielicha Anioła.

— Wariatka — rzucił chłopak.

— Miernota — zawołała dziewczynka.

Paul spojrzał na nią starannie dobierając odzywkę, by dopiec swojej koleżance.

— Aha! — krzyknął po chwili. — Za to ty jesteś daenefilimem.

Dziewczynka miała już łzy w oczach i policzki czerwone ze złości. Chciałam do niej podbiec. Chwycić i zamknąć w ramionach, prosząc, aby się uspokoiła. Bycie daenefilimem oznaczało pół-łowcę pół-demona. Wiedziałam, co się działo w jej wnętrzu. Wiedziałam, że czuła jakby coś się poruszyło i zawarczało złowrogo w jej duszy. Zaczęło szeptać. Podjudzać. Prowokować. Napuszczać. Dziewczynka tego słuchała, nieświadoma, że właśnie teraz jej moc, właśnie uaktywniona, stopniowo przejmuje nad nią kontrolę. Byłam bezradna. Świat pociemniał, jakby chylił się ku zmierzchowi. Z jej ciała zaczęły wychodzić srebrne smugi, które otoczyły zarówno Paula i resztę zdezorientowanych dzieci, jak i Nocnych Łowców.

Dziecko boga: Krew nocyWhere stories live. Discover now