Rozdział 10

345 24 4
                                    


Ten sen znacząco różnił się od poprzednich. Nie byłam już obserwatorem. Zdawało się, że byłam jego częścią. Zresztą, co odróżnia sen od wizji? Co jest prawdą, a co ułudą, wytworzoną przez własny umysł?

Wieczorem po powrocie do komnaty nie czułam się najlepiej. Sok z granatów, który piłam zamiast wina do kolacji smakował jakoś dziwnie. Inaczej niż zwykle. Pewnie owoc był nieświeży. Nena zaparzyła mi później ziół, które wypiłam w kilku dużych łykach, ale to nie przyniosło ukojenia. Czy Nefilim może mieć grypę? Nie. To moc była coraz silniejsza i niszczyła mnie od środka. Tutaj tego nie czułam. Byłam... zdrowa. Jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Chciałam, aby tak pozostało już na zawsze. Ale to nie sen przynosił mi ukojenie. To była jej obecność. Obecność czarnowłosej bogini o błękitnych oczach, która stała teraz przede mną w cudnej srebrnej sukni i subtelnej biżuterii z koroną na skroni.

— Kim jesteś? — Odważyłam się zapytać.

— Kimś bliższym tobie niż sądzisz — odparła, patrząc mi prosto w oczy. 

Nie było to harde spojrzenie, tylko takie, które wprawia człowieka w konsternację. W jej oczach przeplatała się ostrożność i czułość, połączenie z pozoru niemożliwe, a jednak.

— Dlaczego nie dajesz mi spokoju? — Zadałam kolejne pytanie, wprawnie ukrywając zakłopotanie.

— Bo chcę ustrzec cię przed moimi błędami — odpowiedziała mi.

— Dlaczego wciąż nawiedzasz mnie w snach?

— Potrzebujesz drogowskazu — zauważyła okrążając mnie. Jej suknia szeleściła przy każdym jej ruchu. Śledziłam ją wzrokiem, ale o dziwo nie czułam niepokoju tak jak powinnam. — Ja nim jestem. Droga, która jest przed tobą nie jest usłana różami. Przed tobą wiele trudności.

— Jak mam to rozumieć? — Zmarszczyłam brwi.

— Niedługo sama się przekonasz.

To mnie najbardziej denerwowało! Te półsłówka, tajemnice. Miałam tego serdecznie dość! Gdybym nie miała własnych problemów to uznałabym to za intrygujące, ale miałam swoje własne zmartwienia. Nie chciałam jeszcze kolejnych.

— Przestań mówić zagadkami — powiedziałam ostro, lecz kobieta zdawała się nie zwracać na to uwagi.

— Odpowiedzi są bliżej niż myślisz — powiedziała. — A twoja moc jest twoim błogosławieństwem. Nie walcz z nią. Nie płyń z prądem i nie idź pod prąd. Tańcz w nim. Pokaż swoją siłę. Stwórz jedność z mocą — mówiła, a jej głos zaczął się oddalać, a ona sama oddalać się i znikać.

Naraz moje ciało przeszył chłód. Był tak dotkliwy, że zatrzęsłam się gwałtownie, zginając w pół. Bogini odchodząc zabrała ze sobą ukojenie.

— Zaczekaj! Nie odchodź! — Zawołałam, padając na kolana i wyciągając w jej stronę rękę.

Proszę, zostań, pomyślałam żałośnie, drżąc i z trudem powstrzymując łzy.

Nie chciałam już nic czuć. Nie chciałam tego uczucia zimna, które przenika przez kości. Tego uścisku w głowie, tego bólu podobnego do tego kiedy ciało płonie, trawione gorączką z powodu jadu demona. Chciałam już spokoju. Chciałam być normalna. Chciałam tylko normalnie żyć.

***

— Budzi się — usłyszałam pełne ulgi westchnięcie Neny. 


Z trudem otworzyłam oczy. W komnacie była moja pokojówka zalana łzami oraz Wszechmatka, która siedziała obok mnie, trzymając mnie za dłoń i wpatrując się we mnie z troską. Po pomieszczeniu kręciła się medyczka o surowym wyrazie twarzy, przenosząc wodę z płótnami i zioła. W kącie stał tata, bledszy niż zwykle i wlepiający we mnie zatroskanie spojrzenie. Po chwili, kiedy poczułam powiew chłodu, zorientowałam się, że okna zostały otworzone na oścież.

Dziecko boga: Krew nocyWhere stories live. Discover now