Rozdział 1

840 40 2
                                    


W Nowym Jorku świt oznaczał koniec łowów. Wracaliśmy wówczas do Instytutu, aby odpocząć po całonocnych wyprawach, opatrzyć rany i przygotować się na kolejną noc pełną pracy. Takie było już życie Nocnego Łowcy. Znikaliśmy za dnia, aby pod osłoną nocy strzec bezpieczeństwa Przyziemnych.
Miasto zaczęło budzić się do życia. Dookoła nas zaczęli pędzić ludzie, spieszący się do pracy. Żyli w ciągłym pośpiechu, nie potrafili się zatrzymać i dostrzec, jak wiele przez ten pośpiech stracili. Zawsze, kiedy na nich spoglądałam z dachów budynków lub stojąc z boku nie potrafiłam ich zrozumieć, choć bezsprzecznie mnie fascynowali. Ich życie było takie... zwyczajne. Czasem nudne, ale pozbawione świadomości, że tuż za rogiem, w ciemnym zaułku my, czyli ich obrońcy, wykonujemy swoją powinność, aby mogli żyć właśnie w ten sposób.
 Timo wraz z Nathanem trzymali w żelaznym uścisku demona, który strasznie się szarpał, próbując się wyswobodzić. Wiedział, że tylko ucieczka może uratować mu życie.
— Zakończ to, Lea — ponaglił mnie Timo, zaciskając zęby z wysiłku, kiedy mężczyzna z krótkimi blond włosami kolejny raz zawierzgał, aby choć trochę poluzować uścisk jego oprawców. — Dłużej go nie przytrzymamy.
Uniosłam kącik ust, patrząc wprost w pełne nienawiści oczy demona. Który to już był na mojej drodze? Nie wiedziałam. Łowca nie liczy zabitych, aby się nimi chwalić. Wykonujemy, tylko swoje obowiązki. Powoli wyjęłam nóż z pochwy przyczepionej do mojego uda. Uwielbiałam w ten sposób bawić się z tymi kreaturami. Wiedziały, że spotka ich koniec i obrócą się w pył, a mimo to dawałam im nikłą nadzieję na wolność. To zdecydowanie odziedziczyłam po ojcu. Oboje lubiliśmy znęcać się nad swoimi ofiarami. Powoli podeszłam do demona, na co ten syknął na mnie złowrogo. Skrzywiłam się. Podobny dźwięk nie był niczym przyjemnym.
— Lea! — Warknął na mnie przyjaciel. Tracił siły. Musiałam w takim razie skończyć z głupotami i zabić demona.
Jednym ruchem poderżnęłam kreaturze gardło. Mężczyzna wrzasnął przeraźliwie, rozpadając się w pył.
Kolejny do kolekcji, pomyślałam, ocierając nóż o spodnie i chowając go. Strój i tak musiał iść do prania, dziś zdążyła już naznaczyć go demonia posoka.
 — Dłużej nie mogłaś czekać? — Sarknął Nathan, ruszając za mną w stronę domu. — Jeszcze chwila i by się wyrwał. A ja nie miałem zamiaru znowu uganiać się za nim przez pół miasta.
— Nie przesadzaj — mruknęłam, patrząc na niego kątem oka. — Bo posądzę Cię o bycie hipokrytą.
Zaledwie wczoraj w wyniku błędu chłopaka (który podobnie jak ja lubił droczyć się z demonami) uciekł nam jeden z nich i narobił niemałego zamieszania. Za karę musieliśmy go złapać, a i tak nie ominęło nas kazanie. Chłopak już się nie odezwał. Szliśmy obok siebie w ciszy. Dobry łowca wie kiedy milczeć, a kiedy podejmować walkę o swoje rację. Milczenie nie było dla nas uciążliwe. Każdy zagłębił się w swoich myślach. Życie Nocnego Łowcy nie było łatwe. Wciąż byliśmy narażeni na niebezpieczeństwo, ale nie to było ważne. Nasz najmniejszy błąd mógł kosztować życie wielu ludzi, dlatego musieliśmy być odpowiedzialni.
 Razem z Timo i Nathanem należałam do jednych z bardziej obiecujących łowców. Wielu mówiło, że jesteśmy najlepsi, ale osobiście stroniliśmy od tego określenia. Wykonywaliśmy tylko swoje obowiązki, nic więcej. Nie należeliśmy do Clave, mieli nas przyjąć tam dopiero za rok z racji wieku.
— Zwijam się — powiedziałam do chłopaków, kiedy byliśmy przecznicę od Instytutu. — Zobaczymy się później.
— Lea, Jace znów będzie nam suszył głowy, że ciebie nie ma — powiedział Timo, patrząc na mnie z wyrzutem.

Wiedziałam, że się martwi, lecz byłam inna niż oni. Potrzebowałam dużo przestrzeni i swobody, dusiłam się przebywając długo w zamknięciu. Poza tym pragnęłam choć szczypty normalnego życia i tylko dzięki wyrozumiałości moich opiekunów mogłam go zaznać. Warunek był jeden: runa niewidzialności.
— Przeżyjecie — stwierdziłam. — Nie znikam pierwszy i nie ostatni raz. Jace wie, gdzie chodzę. Zna moją sytuację, dlatego wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego się was czepia.
— Może dlatego, że wracasz o której żywnie ci się podoba? — Spytał sarkastycznie Nathan, unosząc zaczepnie brew.
Pokręciłam głową, ale nie skomentowałam jego słów. Nie miałam ustalonej godziny powrotu. Niektórzy mówili, że byłam jak kot, niezależna, chodziłam własnymi ścieżkami.
— Cześć chłopaki — Pożegnałam przyjaciół, ruszając w swoją stronę.
— Wróć wcześniej! — Krzyknął za mną Timo.
— Postaram się! — Odkrzyknęłam.
Przeszłam przez pasy. Nowy Jork nie był złym miejscem. Co prawda mieliśmy tutaj mnóstwo pracy, a i tak większość przypisywano tym superbohaterom, ale to nie była przeszkoda, aby robić wiele innych rzeczy. Odkąd pamiętam lubiłam się uczyć zwykłych rzeczy i zachowywać się jak zwykły człowiek. Czułam wtedy to, co nigdy wcześniej nie dane było mi czuć. Normalność. Kluczenie pomiędzy nastolatkami, których największym problemem jest jedynka z matematyki lub strój na piątkową imprezę był dla mnie relaksujący. Dlatego pod osłoną runy niewidzialności, zaraz po łowach (jeśli zdążyłam) chodziłam do liceum niedaleko centrum. Warunek był taki, że żaden człowiek nie miał prawa mnie zobaczyć. Prościzna. Potem często chodziłam do parku. Słuchałam urzekającego śpiewu ptaków, podziwiałam piękno przyrody oraz zatrzymywałam się przy muzykach, którzy dawali małe pokazy swych umiejętności.

Istniało jedno, proste wytłumaczenie mojego zachowania. Choć moim ojcem był Loki, nordycki bóg kłamstw i oszustw, syn Laufeya i prawowity król Jotunheimu oraz adoptowany brat Thora, boga piorunów, to moja matka była człowiekiem, który napił się z Kielicha Anioła, gdy to Valentine po raz kolejny skradł Kielich. To właśnie przez geny, które mi przekazała, czułam przywiązanie do przyziemnych rzeczy.
Gdy dotarłam pod Liceum Brighton trwała przerwa. Przed budynkiem zgromadziło się sporo osób. Szybko narysowałam stelą runę niewidzialności, a następnie wkroczyłam w tłum. Kiedy zadzwonił dzwonek wszyscy weszli do środka. Znalazłam klasę od historii (wczoraj byłam na informatyce i matematyce), gdzie usiadłam na parapecie, czekając razem ze wszystkimi na nauczyciela, który zawsze się spóźniał. Pan Logan przyszedł dopiero po piętnastu minutach i rozpoczął lekcję. Opowiadał o wojnach trzynastego wieku, a na jego twarzy malowało się znudzenie. Zdecydowanie bardziej wolał żalić się na swoje życie, które jest akurat wyjątkowo nudne. Mężczyzna nie miał żony ani dzieci, tylko starego psa (przynajmniej mieszka sam, a nie z matką). Zwykł rozwodzić się nad swoim nieszczęściem w miłości i opowiadać kim on by nie był gdyby tylko chciał.
Tak, tego wszystkiego dowiedziałam się z jego opowieści podczas lekcji.
Zajęcia przeminęły w mgnieniu oka. Za to w trakcie kolejnej lekcji, fizyki z surową panią Sofią, rozbrzmiało radio prowadzone w tej szkole:
— Wszystkie klasy mają stawić się na sali gimnastycznej w celu niespodziewanego apelu — oznajmił spiker.
Rozległa się ogólna wrzawa. Każdy zastanawiał się, co może być powodem podobnego wydarzenia, snując kolejne domysły, jedne gorsze i bardziej nieprawdopodobne od drugich. Podążyłam za tłumem na przestronną salę, gdzie oparłam się o ścianę i cierpliwie czekałam na rozwój wydarzeń. Kilka minut później, gdy zeszli się już wszyscy uczniowie, a nawet personel, który szeptał coś między sobą gorączkowo, na salę wszedł dyrektor w towarzystwie Avengers. Rozległy się głośne szepty. Niektórzy zaczęli robić zdjęcia i nagrywać, inni rozmawiali ze sobą z podekscytowaniem, a jeszcze inni wzdychali, kiedy któryś z herosów spojrzał w ich stronę.
Żałosne.
Avengers byli grupą superbohaterów obdarzonych mocami, którzy chronili ludzkość przed złoczyńcami. Nie rozumiałam, dlaczego każdy tak bardzo ekscytował się na ich widok. Na świecie było przecież wielu podobnych.
Jako Nocny Łowca nie lubiałam rozgłosu. Zdecydowanie wolałam działać w cieniu, wykonując swoją powinność. Nie chciałam laurów. Wystarczyła satysfakcja, że unicestwiłam kolejne siły zła.Pan Mathis, dyrektor, sprężystym krokiem podszedł do przygotowanego mikrofonu, odchrząknął i zaczął mówić:
— Drodzy uczniowie! Jak widzicie mamy niespodziewanych gości. Nie będę ich przedstawiał, bo wszyscy wiemy, kim są. Avengersi w porozumieniu z Ministerstwem Edukacji będą uczyć was przez kilka dni. W tym czasie zostaną też przeprowadzone testy. Osoba, która zdobędzie najwięcej punktów spędzi trzy dni w Stark Tower i będzie mogła przyjrzeć się ich pracy. Zajęcia z naszymi bohaterami zaczynają się od jutra.
Uniosłam zaintrygowana brew. Wątpiłam, że Avengersi samodzielnie wymyślili coś podobnego. Poza tym nie robią tego bez celu. Czegoś chcą od młodych ludzi lub kogoś szukają. Jedno z dwóch. Westchnęłam i omiotłam ich postacie wzrokiem.

Ostatni raz byłam tak blisko nich, gdy to do wieży Starka przypałętało się kilka demonów, około rok temu. Z chłopakami załatwiłam sprawę szybko, więc nie mogliśmy się powstrzymać i obejrzeliśmy całą wieżę. Tam jednak spotkałam kogoś, kogo bardzo dawno nie widziałam. Bez jakichkolwiek uprzedzeń wyszłam wtedy, jak najprędzej z budynku. Zacisnęłam usta. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy.



Dziecko boga: Krew nocyWhere stories live. Discover now