A mimo to tamten świat ponownie stał się rzeczywistością. Jakby przybył z duchami zmarłych, wciąż błąkającymi się po tym świecie, aby odkupić swoje winy. Oczka wodne z pływającymi po nich kwiatami lotosu nosiły na sobie plamy krwi i głos Wei Wuxiana, ostatni z tych przyjemniejszych, kiedy zapraszał go do swojego domu, a Lan Wangji odmówił. Nie tym razem — zdał sobie sprawę.
— Uczniowie! — rozległ się ryk nauczyciela. — Niczego was nie nauczyłem? Złożyć szacunek Nieśmiertelnemu Mistrzowi!
Uczniowie podjęli miecze, złapali je w obie dłonie, z ostrzem skierowanym ku ziemi i pochylili się przed Lan Wangji, niosąc gromkie pozdrowienie:
— Witamu, Nieśmiertelny Mistrzu!
— Jakie "witamy"? — oburzył się nauczyciel. — Powinniście pozdrowić Huanguan—juna!
— Witam uczniów — odezwał się niespodziewanie Lan Wangji.
Twarze uczniów rozpromieniały z radości.
Podrapali się ze wstydu po głowie. Ich nauczyciel tylko westchnął ciężko, choć sam nie zdołał ukryć uśmiechu. Wrócił treningu, udając, że nie poruszyło go spotkanie z Nieśmiertelnym Mistrzem. Uczniowie z trudem powstrzymali śmiech.
Starszy Wei wraz z małą Yanli pomimo sytuacji szli dalej, znaleźli się z boku rezydencji, prowadzącą przez ogrody do drewnianych ław, na których już spoczywały dwa dzbanki z świeżo zaparzoną herbatą. Starszy Wei usiadł, stękając głośno. A wszystko przez niesprawne biodro i niszczejące kości, które pewnego dnia mogły przykuć go do łóżka. Jednak póki chodził, korzystał z tej cudownej możliwości.
Wei Wuxian nalał dziadkowi herbaty do czarki, do której włożył również zasuszony płatek kwiatu lotosu. Potem usiadł obok Lan Wangji.
— Nie przeszkadza ci Mistrzu, że tu usiądę?— spytał luźno, wcale nie potrzebując zgody, żeby zająć to konkretnie miejsce.
Starszy Wei nie skomentował jego zachowania. Powoli tracił siły na swojego wnuka.
— Yhy — odpowiedział mimo wszystko Lan Wangji.
— Widzę, że Nieśmiertelny Mistrz jest inny niż mówią ludzie — starszy Wei rozpoczął rozmowę.
— Zawsze jesteśmy inny w oczach różnych ludzi — odparł gładko, bez zająknięcia, a potem zaczerpnął herbaty z czarki.
— Też racja. Prosić o opinię to jak pościelić sobie posłanie w piekle. Nigdy nie spodoba nam się to, co usłyszymy. Taka oto jest racja — zgodził się starszy Wei.
— Szczególnie jeśli chodzi o ciebie, dziadku — wtrącił się Wei Wuxian. Chłopak odchylił się do tyłu i oparł o drzewo wiśni. Włożył między zęby kawałek dzikiej trawy i zaczął ją rzuć. — Zawsze marudzisz, że ktoś gada na twój temat. Robisz się taki czerwony, a musisz uważać na serce, tak lekarz ci kazał!
Starszy Wei teraz też zaczerwienił się ze wstydu. Mała Yanli trąciła dziadka w ramię, pytając, czy wszystko w porządku.
Mężczyzna poklepał dziewczynkę po głowie, zapewniając, że wszystko jest dobrze. Odłożył laskę na bok i oparł się dłońmi na ławie, o własnych siłach. Dopiero w tej pozycji Lan Wangji dostrzegł silnie zbudowane mięśnie starca. Mimo sędziwego wieku w jego ciele pozostało wiele mocy, które zdobył przez lata ciężkich treningów i kultywacji. Właśnie tego ciała przeraził się Wei Wuxian. Oblał go zimny pot. Zadrżał i nagle wstał, oznajmiając:
— Pójdę, sprawdzę, co u babci!
Uciekł do wnętrza rezydencji, zatrzaskując za sobą drzwi.
Mała Yanli podskoczyła w miejscu ze strachu. Przytuliła się mocniej do dziadka, ten jednak odsunął ją od siebie.
— Idź za nim — poprosił niespodziewanie starszy Wei.
Dziewczynka zeskoczyła z ławy i posłusznie pobiegła za bratem, choć w przeciwieństwie do niego zamknęła wejście cicho.
Starszy Wei i Lan Wangji zostali sami.
Staruszek powoli otworzył oczy, wpatrując się w czyste niebo. Nic nie zapowiadało deszczu. Przyszłość wydawała się jasna i szczęśliwa, choć nieszczęścia kryły się za rogiem. A jedno z pasm nieszczęść rozpoczął starszy Wei, mówiąc:
— Wei Wuxian. To on — potwierdził w obawie, że Lan Wangji przeinaczy jego wyznanie.
Jednak Nieśmiertelny Mistrz nie zareagował, a przynajmniej nie tak, jak oczekiwał starszy Wei. Wyprostował się, odłożył czarkę na bok i wyjął z rękawa drewniany, bordowy flet.
Podał go starszemu Wei. Mężczyzną chwyciły drgawki, nim zdążył wyciągnąć rękę. Jego Złoty Rdzeń pochłonął chaos. Pulsował wewnątrz ciała, gromadząc w nim negatywną, demoniczną energię. Dlatego Lan Wangji odsunął flet.
Oddech mężczyzn się uspokoił.
— Ty wiedziałeś?! — oskarżył Mistrza starszy Wei.
Lan Wangji zaprzeczył:
— Nie, chciałem potwierdzić.
— Wygląda jak Demoniczny Patriarcha? — spytał starszy Wei, nie mogąc pohamować swojej ciekawości.
— Tak — odparł Lan Wangji. Wsunął flet z powrotem do rękawa na wypadek, gdyby Wei Wuxian wrócił. — Odrodził się w tej rodzinie?
— Nie... O nie, nie. — Starszy Wei machnął ręką od niechcenia. Trenowałem wtedy w górach, udałem się na miesięczną wyprawę, aby zbudować bazę kultywacyjną i przećwiczyć parę technik, które przekazał mi mój pradziadek. Znalazłem go w lesie. Nagie niemowlę, które pilnowały te upiory. Kiedy przybyłem, potwory się rozstąpiły, jakby chciały, żebym zabrał to dziecko. Tak zrobiłem. — Uśmiechnął się głupio. — Mój syn z chęcią przyjął syna. Długo starali się z żoną o dziecko, ale nie... — Westchnął. — Nie dali rady. Mała Yanli zresztą to też adoptowane dziecko. Tylko że z domu dziecka. Zabrali ją stamtąd, jak miała cztery lata. Kiedyś sieroty przyjmowały sekty. Nauczaliście ich kultywacji i ci młodzi ludzie wybierali swoje drogi. A dziś? Sekty traktowane są jak zło konieczne.
— Może nim jesteśmy? — dodał do wypowiedzi Lan Wangji.
— Może — przyznał starszy Wei. — Ale ludzie też nie są bez winy. Polegali za bardzo na sektach i na mocy. Żyli w przeświadczeniu, że sekty służą im, a sekty żyły według własnych przekonań.
— Tak... — wyszeptał Lan Wangji, przywołując wspomnienia wielkich wojen i krwawych bojów, które kosztowały życia wielu młodych adeptów.
Prawda czy tajemnica straciły na znaczeniu, kiedy duchy opuściły ciała młodych, których przyszłość zapowiadała sukcesy. Ich serca rosły wypełnione nadzieją i wiarą w sektę, która ich ostatecznie nie obroniła.
Lan Wangji nikogo nie obronił... Nawet tych, których kochał.
Btw. Lan Wangji jest starszy od starszego Wei, ale to dziadka Wei Wuxiana nazywam "staruszkiem", hahah
ESTÁS LEYENDO
[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi
FanfictionPrzemijają lata, uciekają wieki, ku zapomnieniu zmierzają tysiąclecia, a melodia Chenqinga wciąż rozbrzmiewa w myślach Nieśmiertelnego Mistrza z nadzieją, że nienawidzony przez wszystkich Wei Wuxian powróci. Jednak po dwóch tysiącach lat kultywacja...
Forgetting Envies ~ Rozdział 4
Comenzar desde el principio
![[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shi](https://img.wattpad.com/cover/252878826-64-k883908.jpg)