Forgetting Envies ~ Rozdział 4

Comenzar desde el principio
                                        

A mimo to tamten świat ponownie stał się rzeczywistością. Jakby przybył z duchami zmarłych, wciąż błąkającymi się po tym świecie, aby odkupić swoje winy. Oczka wodne z pływającymi po nich kwiatami lotosu nosiły na sobie plamy krwi i głos Wei Wuxiana, ostatni z tych przyjemniejszych, kiedy zapraszał go do swojego domu, a Lan Wangji odmówił. Nie tym razem — zdał sobie sprawę.

— Uczniowie! — rozległ się ryk nauczyciela. — Niczego was nie nauczyłem? Złożyć szacunek Nieśmiertelnemu Mistrzowi!

Uczniowie podjęli miecze, złapali je w obie dłonie, z ostrzem skierowanym ku ziemi i pochylili się przed Lan Wangji, niosąc gromkie pozdrowienie:

— Witamu, Nieśmiertelny Mistrzu!

— Jakie "witamy"? — oburzył się nauczyciel. — Powinniście pozdrowić Huanguan—juna!

— Witam uczniów — odezwał się niespodziewanie Lan Wangji.

Twarze uczniów rozpromieniały z radości.

Podrapali się ze wstydu po głowie. Ich nauczyciel tylko westchnął ciężko, choć sam nie zdołał ukryć uśmiechu. Wrócił treningu, udając, że nie poruszyło go spotkanie z Nieśmiertelnym Mistrzem. Uczniowie z trudem powstrzymali śmiech.

Starszy Wei wraz z małą Yanli pomimo sytuacji szli dalej, znaleźli się z boku rezydencji, prowadzącą przez ogrody do drewnianych ław, na których już spoczywały dwa dzbanki z świeżo zaparzoną herbatą. Starszy Wei usiadł, stękając głośno. A wszystko przez niesprawne biodro i niszczejące kości, które pewnego dnia mogły przykuć go do łóżka. Jednak póki chodził, korzystał z tej cudownej możliwości.

Wei Wuxian nalał dziadkowi herbaty do czarki, do której włożył również zasuszony płatek kwiatu lotosu. Potem usiadł obok Lan Wangji.

— Nie przeszkadza ci Mistrzu, że tu usiądę?— spytał luźno, wcale nie potrzebując zgody, żeby zająć to konkretnie miejsce.

Starszy Wei nie skomentował jego zachowania. Powoli tracił siły na swojego wnuka.

— Yhy — odpowiedział mimo wszystko Lan Wangji.

— Widzę, że Nieśmiertelny Mistrz jest inny niż mówią ludzie — starszy Wei rozpoczął rozmowę.

— Zawsze jesteśmy inny w oczach różnych ludzi — odparł gładko, bez zająknięcia, a potem zaczerpnął herbaty z czarki.

— Też racja. Prosić o opinię to jak pościelić sobie posłanie w piekle. Nigdy nie spodoba nam się to, co usłyszymy. Taka oto jest racja — zgodził się starszy Wei.

— Szczególnie jeśli chodzi o ciebie, dziadku — wtrącił się Wei Wuxian. Chłopak odchylił się do tyłu i oparł o drzewo wiśni. Włożył między zęby kawałek dzikiej trawy i zaczął ją rzuć. — Zawsze marudzisz, że ktoś gada na twój temat. Robisz się taki czerwony, a musisz uważać na serce, tak lekarz ci kazał!

Starszy Wei teraz też zaczerwienił się ze wstydu. Mała Yanli trąciła dziadka w ramię, pytając, czy wszystko w porządku.

Mężczyzna poklepał dziewczynkę po głowie, zapewniając, że wszystko jest dobrze. Odłożył laskę na bok i oparł się dłońmi na ławie, o własnych siłach. Dopiero w tej pozycji Lan Wangji dostrzegł silnie zbudowane mięśnie starca. Mimo sędziwego wieku w jego ciele pozostało wiele mocy, które zdobył przez lata ciężkich treningów i kultywacji. Właśnie tego ciała przeraził się Wei Wuxian. Oblał go zimny pot. Zadrżał i nagle wstał, oznajmiając:

— Pójdę, sprawdzę, co u babci!

Uciekł do wnętrza rezydencji, zatrzaskując za sobą drzwi.

Mała Yanli podskoczyła w miejscu ze strachu. Przytuliła się mocniej do dziadka, ten jednak odsunął ją od siebie.

— Idź za nim — poprosił niespodziewanie starszy Wei.

Dziewczynka zeskoczyła z ławy i posłusznie pobiegła za bratem, choć w przeciwieństwie do niego zamknęła wejście cicho.

Starszy Wei i Lan Wangji zostali sami.

Staruszek powoli otworzył oczy, wpatrując się w czyste niebo. Nic nie zapowiadało deszczu. Przyszłość wydawała się jasna i szczęśliwa, choć nieszczęścia kryły się za rogiem. A jedno z pasm nieszczęść rozpoczął starszy Wei, mówiąc:

— Wei Wuxian. To on — potwierdził w obawie, że Lan Wangji przeinaczy jego wyznanie.

Jednak Nieśmiertelny Mistrz nie zareagował, a przynajmniej nie tak, jak oczekiwał starszy Wei. Wyprostował się, odłożył czarkę na bok i wyjął z rękawa drewniany, bordowy flet.

Podał go starszemu Wei. Mężczyzną chwyciły drgawki, nim zdążył wyciągnąć rękę. Jego Złoty Rdzeń pochłonął chaos. Pulsował wewnątrz ciała, gromadząc w nim negatywną, demoniczną energię. Dlatego Lan Wangji odsunął flet.

Oddech mężczyzn się uspokoił.

— Ty wiedziałeś?! — oskarżył Mistrza starszy Wei.

Lan Wangji zaprzeczył:

— Nie, chciałem potwierdzić.

— Wygląda jak Demoniczny Patriarcha? — spytał starszy Wei, nie mogąc pohamować swojej ciekawości.

— Tak — odparł Lan Wangji. Wsunął flet z powrotem do rękawa na wypadek, gdyby Wei Wuxian wrócił. — Odrodził się w tej rodzinie?

— Nie... O nie, nie. — Starszy Wei machnął ręką od niechcenia. Trenowałem wtedy w górach, udałem się na miesięczną wyprawę, aby zbudować bazę kultywacyjną i przećwiczyć parę technik, które przekazał mi mój pradziadek. Znalazłem go w lesie. Nagie niemowlę, które pilnowały te upiory. Kiedy przybyłem, potwory się rozstąpiły, jakby chciały, żebym zabrał to dziecko. Tak zrobiłem. — Uśmiechnął się głupio. — Mój syn z chęcią przyjął syna. Długo starali się z żoną o dziecko, ale nie... — Westchnął. — Nie dali rady. Mała Yanli zresztą to też adoptowane dziecko. Tylko że z domu dziecka. Zabrali ją stamtąd, jak miała cztery lata. Kiedyś sieroty przyjmowały sekty. Nauczaliście ich kultywacji i ci młodzi ludzie wybierali swoje drogi. A dziś? Sekty traktowane są jak zło konieczne.

— Może nim jesteśmy? — dodał do wypowiedzi Lan Wangji.

— Może — przyznał starszy Wei. — Ale ludzie też nie są bez winy. Polegali za bardzo na sektach i na mocy. Żyli w przeświadczeniu, że sekty służą im, a sekty żyły według własnych przekonań.

— Tak... — wyszeptał Lan Wangji, przywołując wspomnienia wielkich wojen i krwawych bojów, które kosztowały życia wielu młodych adeptów.

Prawda czy tajemnica straciły na znaczeniu, kiedy duchy opuściły ciała młodych, których przyszłość zapowiadała sukcesy. Ich serca rosły wypełnione nadzieją i wiarą w sektę, która ich ostatecznie nie obroniła.

Lan Wangji nikogo nie obronił... Nawet tych, których kochał.

Btw. Lan Wangji jest starszy od starszego Wei, ale to dziadka Wei Wuxiana nazywam "staruszkiem", hahah

[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora