Forgetting Envies ~ Rozdział 4

Zacznij od początku
                                        

Wei Wuxian luźno założył ręce za głową, po czym oparł się o jedną latarni, zaczynając nucić jakąś melodię. Melodię, którą Lan Wangji pragnął rozpoznać, niestety okazała się przypadkowa.

— A właśnie, dziadku, możemy zaprosić Lan Zhana na herbatę, skoro już tu jest? — spytał otwarcie.

Starszy Wei zdębiał. Udawał, że nie wie, o kim mówi jego wnuk, nienaturalnie szukając wspomnianej osoby, a jednocześnie poczerwieniał ze złości, słysząc, w jaki sposób ktoś zwraca się do Nieśmiertelnego Mistrza.

W końcu nie wytrzymał i wysyczał przez zaciśnięte zęby:

— Kogo tak nazywasz?

Wei Wuxian ześlizgnął się po latarni i upadł na chodnik, ubijając sobie pośladki. Wykrzywił twarz w dziwnym grymasie, po czym zaczął się tłumaczyć:

— Oj, jaka ze mnie nie niezdara. Pomyliłem się, oczywiście chciałem zaprosić Wielkiego Nieśmiertelnego Mistrza na herbatę!

— Naprawdę? — udał zdumienie starszy Wei.

— Zdecydowanie TAK! — zapewnił Wei Wuxian, uderzając się w pierś na słowo honoru.

— Co w takim razie na to powie Nieśmiertelny Mistrz?

Lan Wangji nie przygotował odpowiedzi na podobne zaproszenie. Jego wcześniejsza obietnica zanikła, jakby zapomniał ją na ponowny widok tego uśmiechu. Nie umiał odmówić, ale z drugiej strony nie potrafił wyrazić zgody. Oznaczałaby ona kolejne wejście do świata Wei Wuxiana, narażenie go na niebezpieczeństwa i odebranie spokoju, rodziny, upragnionego ciepła. Był to rozsądny argument, za którym musiał podążyć, a mimo to wahał się. Samolubny głos przebijał się przez zdrowy rozsądek, pragnąc dać mu do zrozumienia, że on też zasłużył na szczęście.

— Przyjmuję zaproszenie — powiedział, nim zdążył się powstrzymać.

Starszy Wei zaśmiał się głęboko. Poklepał wnuka po plecach, ponownie zapominając, że siły dawno go opuściły. Mała Yanli również zaczęła się dobrze bawić.

— Wybacz, wybacz, Nieśmiertelny Mistrzu, za to, że tak cię trzymamy przed bramą. Wejdź, proszę. — Wskazał na otwarte wejście. — Nasza rodzina jest bardzo gościnna, a moja droga żona gości najlepszą herbatą w całych Chinach! Założę się, że Mistrz nie pił podobnej przez ostatnie dwa tysiące lat!

Lan Wangji wszedł do rezydencji — na teren przygotowany w liczne platformy ćwiczebne, na których, pod okiem czterdziestoletniego mistrza, trenowali adepci sztuk walki.

Na widok mężczyzny z opaską sekty Lan wszyscy zamarli, jakby ujrzeli zjawę nawiedzającą ich posesję.

— Czemu przerwaliście? — ryknął trener, ale nawet gdy jego głos zagrzmiał, nie zareagowali.

Obejrzał się przez ramię i dopiero wtedy dostrzegł stojącego przed nim przedstawiciela sekty Lan. Oniemiał. Zachwiał się do tyłu i upadł na platformę, wypuszczając z ręki własny miecz.

Lan Wangji przywitał ich skinieniem, a potem podążył za starszym Wei i Wei Wuxianem.

Ogród otaczający posesję budził w Lan Wangji wspomnienia dni, kiedy to po raz pierwszy odwiedził sektę Jiang. Kwiaty mieniły się tysiącem legendarnych barw, przywodząc na myśl ogrody samych bogów i ich królestwa. Podobne wrażenie miał jeszcze wtedy, gdy skończył czterdzieści lat i wraz z bratem pożegnał umierającego mistrza sekty Jiang, kultywacyjnego brata Wei Wuxiana. Kwiaty wydawały się wtedy płakać wraz z pędami kwiatów lotosu, opuszczając swe płatki, które żegnały ostatniego z wielkiego rodu, kończąc tym samym pewien etap w historii Chin.

[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz