XLIII. 'Spróbuj ją tylko zranić!'

869 44 8
                                    

Nie sprawdziłam...

Liam POV

W końcu, wracamy do domu. To takie piękne, że aż niemożliwe. Nie sądziłem, że kilka dni, w czasie, których trzeba ustawić swoich ludzi, do pionu, może aż tak wykończyć człowieka.

-Ja pierdole, w końcu do domu.- mówię, zadowolony.

-Yhym.- Louis, mruknął w odpowiedzi, nie odwracając wzroku, znad drogi.

Przyglądam się mu, przez chwilę, marszcząc brwi. Coś jest z nim nie tak.

-Stary, co z Tobą?- odzywam się nagle, zirytowany.- Od kilku dni, jesteś jakiś nie swój. A mówiąc od kilku dni, mam na myśli od momentu, w którym wróciliśmy z klubu.

-Martwi mnie, ta sprawa z Joseph'em.- wzdycha ciężko.- Po prostu.. boję się o Red.. o wszystko.

Macha ręką, chcąc ogarnąć tym gestem wszystko. Kiwam głową, że zrozumiałem.

-Lou, ja też się martwię, ale to wcale nie oznacza, że zamieniam się w ponuraka. Wszystko będzie dobrze.- klepię go po ramieniu, chcąc dodać mu tym gestem otuchy.

-Skoro tak mówisz...- mówi cicho.

Nie wypytuję go o nic więcej, bo wiem, że tego nie lubi. Nic na siłę. Jak będzie chciał, to sam wszystko powie. Postanawiam zmienić temat.

-Wiesz co?- uśmiecham się szeroko, w jego stronę.

-No co?- patrzy się na mnie, jakbym urwał się z choinki.

-Pomyśl sobie, że jeszcze jakieś trzy miesiące temu, nie potrafilibyśmy razem wysiedzieć w jednym miejscu.

-Wysiedzieć byśmy wysiedzieli. Raczej, nie obyło by się, bez kłótni i bijatyk.- śmieje się Tomlinson.

-Nawet nie wiem, w którym momencie, Twoje towarzystwo przestało mi przeszkadzać. Mam na myśli, że wiesz, jak ona powiedziała kim jest... to i tak Cię nie znosiłem. Dopiero jakoś tak później.. znowu zacząłem Cię tolerować.

-Oh, więc Ty to mnie tylko tolerujesz?!- krzyknął, udając głęboko zranionego.

-Tak.- śmieję się głośno.- Nie no, lubię Cię.. bracie.

-Mimo, że jesteś wkurwiający jak jasna cholera, to też Cię lubię.. bliźniaku.

-Czemu bliźniaku?- marszę brwi, skonsternowany.- Nie mamy, tych samych rodziców..

-Ale traktuję Cię, jak brata bliźniaka, bo jesteś, niestety, w cholerę do mnie podobny, debilu.

-Ani trochę nie jestem do Ciebie podobny, idioto.

-Jesteś, pacanie. Mamy podobne charaktery.

-Ty to jesteś, jednak pojebany!

-Przynajmniej mamy, coś ze sobą wspólnego! Też jesteś pojebany!

Przez chwilę staram się powstrzymać, ale nie daję rady. Wybucham głośnym śmiechem, w tym samym momencie co Lou. Śmiejemy się przez dobre, dziesięć minut, bo nie jesteśmy w stanie się uspokoić.

-Co się z nami stało..- mówię w końcu, tłumiąc śmiech.

*****

Wreszcie, dojeżdzamy do domu. Louis parkuje auto, na swoim miejscu, po czym razem, ramię w ramię, zabieramy swoje rzeczy i wychodzimy z garażu. Wrzucam brudne cichy, do jednej z pralek i włączam ją. Idę do kuchni po coś do jedzenia.

Jest kilka minut po dziewiątej, więc wszyscy jeszcze na pewno, śpią. Sięgam do lodówki i wyciagam z niej jajka, mleko i ser. Mam ochotę na omlet. Wszystkie produkty, prawie wylatują mi z rąk, gdy nagle zauważyłem, że ktoś siedzi przy wyspie.

Take What You Need Sweetheart. || A.I. ✔Where stories live. Discover now