Forgetting Envies ~ Rozdział 1

Start from the beginning
                                        

Odjęło im mowę. Popatrzyli się na siebie w zdezorientowaniu, które pozwoliło Lan Wangji przejąć władzę nad sytuacją. Liczył, że odejdą, nie wszczynając niepotrzebnej bójki, ale i na nią ewentualnie był gotowy.

Chłopcy byli w podobnym wieku do adeptów z Zacisza Obłoków. Nosili takie same mundurki, z tą tylko różnicą, że marynarki zdjęli i przywiązali w pasie, a koszule rozpięli, widział ich nagi, wychudzony tors. Dwaj z nich mieli wytatuowanego smoka na piersi, trzeci lilię. Czwarty jako jedyny zapiął koszulę aż pod szyję. Siedział na murku, stukając w niego metalowym kijem. Kamień zaczął się ścierać.

— Proszę, odejdźcie — poprosił grzecznie Lan Wangji.

Chłopcy popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Wyraz twarzy Lan Wangji nie zmienił się. Przyglądał im się z niepokojącym spokojem w oczach i rozmyślał: o swoim życiu, o ostatnim wieku i o tym, jak bardzo zmienił się świat, a on tego nie zauważył. Sekty nic nie znaczyły w dzisiejszych czasach, a o szacunek było trudno w otoczeniu drwiny i braku poszanowania dla historii. Ale może właśnie na to zasłużyli. Lata wojen, niesłusznych konfliktów doprowadziły do rozpadów, śmierci i ubóstwa. Gdyby nie interwencja sekt, dziś może inaczej ludzie odnosiliby się do Zacisza Obłoków, tak jak dawniej.

— Ej, głupi staruszku, może... — Jeden z chłopaków zabrał czwartemu pałkę i zaczął iść w stronę Lan Wangji, głupio wierząc, że ma jakiejkolwiek szanse na zwycięstwo.

Nagle między drzewami Zacisza Obłoków rozbrzmiała melodia wydobywająca się z fletu.

— Staruszku? — dobiegł z dołu głęboki, powabny głos, trochę frywolny. Na jego dźwięk serce Lan Wangji podskoczyło w miejscu.

Zamarł. Myślami powrócił do dni, kiedy sam był młodym adeptem, do dnia, w którym zatrzymał chłopaka niosącego dwa Uśmiechy Cesarza. Uśmiech tego młodzieńca wypełniał jego wspomnienia, dlatego nie potrafił zwrócić się w stronę schodów.

— Nazywacie tak tego przystojnego młodzieńca? Polecam z raz przyjrzeć się w lustrze, zanim ocenicie takiego przystojniaka.

— Ty... — cała czwórka cofnęła się w tym samym momencie.

Chłopak pojawił się znikąd. Nie dał im dokończyć. Rzucił się z pięścią i uderzył pierwszego, potem kopnął w twarz drugiego. Dzieciak z metalową pałką zamachnął się na niego. Lan Wangji poruszył się, chcąc odeprzeć atak, ale młodzieniec skoczył, dłonią odbił się od głowy atakującego i wylądował za nim. Pociął mu nogi. Ten przewrócił się, poleciał kilka schodów w dół, obijając sobie nos. Pozostali podnieśli go i uciekli.

— I nie wracajcie tutaj! Nie wstyd wam atakować poważnej sekty? Phi, tchórze — fuknął młodzieniec.

Pokazał im język, odwrócił się i posłał Hanguang—junowi ciepły uśmiech. Na jego widok Nieśmiertelny Mistrz się rozpłakał, choć była to tylko samotna łza spływająca po jego policzku. Może i młodzieniec miał krótkie włosy, rozpuszczone i odstające, nie nosił długich szat, a zwykłe spodnie i koszulkę z czerwonym nadrukiem, ale Lan Wangji go rozpoznał. Tej twarzy się nie zapomina, tego uśmiechu, którego wypatrywał z upragnieniem, a teraz pojawił się przed nim, kiedy przestał wierzyć, że kiedykolwiek znowu dostanie szansę, aby wszystko naprawić.

— Wei Wuxian? — wymówił po dwóch tysiącach lat imię, na które nieustannie czekał.

Wyciągnął ku niemu dłoń, pragnąc ująć go — udowodnić, że to nie jest tylko jeden z tych snów, które dręczyły go z poczucia winy i odrzuconego uczucia.

Wei Wuxian stał w miejscu, nawet wtedy gdy dłoń Lan Wangji dotknęła jego twarzy. Uśmiechał się delikatnie, jak do przyjaciela, którego pożegnał lata temu, a dziś ten wyszedł ponownie mu na spotkanie.

[z]Forgetting Envies ~ Mo dao zu shiWhere stories live. Discover now