Rozdział 22. Hierarchia wartości.

3K 86 212
                                    

Perspektywa Michała

Nerwowo błądzę po całym mieszkaniu, w oczekiwaniu na mojego ojca. Nie czaję jego toku rozumowania. Dobrze wie jak poważna jest ta sytuacja, ale chyba nie zbyt się nią przejmuje. Wcale mu się nie spieszy, choć zdaję sobię sprawę, że z Marcelem nie ma przelewek. Zrobią jej okrutne rzeczy, w ogóle sobie nie szczędząc. To są okropni ludzie, którzy posuną się do wszystkiego. Na samą myśl, skręca mnie w żołądku, a złość i panika zajmują cały mój mózg.

Gdzie on do cholery jest?

Janusz cały czas dopytuje co się dzieje. Powiedziałem mu tylko, że ją uprowadzili i, że są to ludzie, którzy zrobią jej krzywdę. Powiem mu wszystko, ale nie teraz. Muszę spokojnie mu wszytsko opowiedzieć, ale teraz jestem kurewsko zdenerwowany, a nie spokojny.

Moja cierpliwość prawie jest już na wykończeniu, kiedy mój telefon dzwoni. Odbieram szybko połączenie od ojca, w międzyczasie ubierając juz swoje obuwie. Walczuk robi to samo.

- Jestem na dole. Rozmawiałem z Marcusem. Jedziemy tam. - usłyszałem w słuchawce. Czyli jednak moj ojciec zrobił coś. Ba! Zrobił więcej, niż ja. Umówił się z Marcusem, co do łatwych rzeczy nie należy.

- Idziemy. - mówię szybko i rozłączam się.

W pośpiechu zamykam drzwi od mieszkania i windą zjeżdżamy na sam dół. Szybko wybiegamy z bloku, pod którym w czarnym Mercedesie, siedzi już mój ojciec. Przez szybę widzę jeszcze, że jest z nim jego ochroniarz z kancelarii - Mariusz. To dobre posunięcie. Jak już mówiłem, są nieobliczalni, więc facet, który zapewne ma przy sobie broń, będzie niezbędny.

Podbiegam do samochodu od lewej strony. Siadam tuz za ochroniarzem, a Walczuk wsiada od prawej.

- Jedz. - mówi stanowczo mój ojciec, kiedy ja nawet nie zdążyłem zamknąć jeszcze za sobą drzwi. Mariusz rusza i już po chwili wyjeżdżamy z osiedla.

- Co mówił Marcus? - pytam, kiedy ojciec odwraca sie w moją stronę. Siedzi na ukos ode mnie.

- Cieszy się, że zadzwoniliśmy. Powiedział, że jeżeli zależy nam na niej, możemy się dogadać. Mamy być zaraz na Wilanowie. - jego ton jest stanowczo wyraża zdenerwowanie.

Nie dziwię się mu. Sam latam jak pojebany, a on doskonale wie co czuję do Oliwii. Wie, że jest dla mnie bardzo ważna. A mój ojciec już taki jaki. Staje w obronie za każdym kto w jakimś stopniu jest dla naszej rodziny wyjątkowy. Cenię to u niego. Opiekuje się każdym, nawet jeżeli jest to niezgodne z prawem. A tylko przypomnę, że jest renomowanym prawnikiem i adwokatem.

- Na Wilanowie? - jestem zaskoczony. Wilanów to nie dzielnica, gdzie załatwia się takie interesy.

- Też byłem zdziwiony, ale znam ten adres. To jest jedno z bogatszych osiedli. Nie wiem czemu akurat tam. Nie miałem czasu na jakieś bzdurne pytania. - odpowiada stanowczo. Widzę, że jest w chuj zdenerwowany.

Nie odpowiadam już nic, a pogrążam się we własnych myślach i zdenerwowaniu. Rozsadza mnie od środka, że nie jestem w stanie narazie nic zrobić. Jadę na jakieś jebane spotkanie z tym pierdolonym Austriakiem, a w tym czasie moja kobieta przeżywa istne piekło. Zostaje mi tylko proszenie Boga o łaskę dla niej. Proszę, niech nie cierpi. Błagam.

Dojeżdżamy na miejsce po dwudziestu minutach. Stajemy przed kilkudziesięcio piętrowym blokiem, a ojciec informuje nas, abyśmy zachowywali się normalnie. Wiem, ze jeżeli będziemy sie stawiać Marcusowi, nie skończy się to dla nas dobrze. Jeżeli nie dojdziemy do porozumienia skończy się to źle dla każdego. Podchodzimy pod wielką, żelazną bramę. Mój starszy dzwoni domofonem, informując tego po drugiej stronie, o naszym przyjeździe. Po dosłownie kilku sekundach, drzwi otwierają się, a my kierujemy się do windy. W ciszy jedziemy do góry. Janusza wysadziliśmy po drodze. Oczywiściezm, że wie sprzeciwiał, ale bez sensu mamy ryzykować nim, skoro na nic nam się nie przyda. Co jak co, ale Walczuk to nie goryl, który jednym ruchem powali wszystkich.

Michał, nie Mata | MATADonde viven las historias. Descúbrelo ahora