Rozdział 12. Strata.

4.5K 112 176
                                    

Wróciłam z pracy bardzo zmęczona. Nie zdawałam sobie sprawy jak praca w przy ogolnej produkcji merch'ów i innych rzeczy z tym związanych, może być tak wyczerpująca. Jednak nie mogę narzekać, bo atmosfera jest absolutnie wyśmienita i wynagrodzenie niczego sobie. Dzisiejsza noc byla stosunkowo ciężka. Nie mogłam zasnąć, a gdy już to zrobiłam, ciągle się budziłam. Nie wiem czy mogło być to spowodowane. Możliwe, że dużą rolę odgrywa w tym wszystkim wysoki brunet o oczach tak pięknie czekoladowych, że mogłam w nich zatonąć. Cały czas w mojej głowie chodzą myśli związane właśnie z nim. W ogóle nie wiem na czym stoimy i do czego tak naprawde dążymy. A ja sama nie wiem, czy podoba mi się to, czy nie. Czy powinnam brnąć w to dalej, czy dla własnego dobra po prostu odpuścić.

Zaplanowana, na dziejszy wieczór, domówka w mieszkaniu Michała, wcale nie poprawiała mojego samopoczucia. Jestem wykończona, a w faworze imprezy napewno nie uda mi się w spokoju spędzić tego wieczoru jak i nocy. Ale przecież nie sprzeciwie się temu, w nie swoim mieszkaniu. Już i tak nadużywam jego gościnności. Brakuje jeszcze żebym wyznaczała tu jakiekolwiek zasady, albo wznosiła słowa sprzeciwu.

Ludzi napewno będzie pełno, co oznacza, że będę musiała w jakikolwiek sposób wmieszać sie w towarzystwo. Przecież nie mogę być żelazna od towarzystwa Michała, Krzyśka czy Franka. Napewno napoje procentowe pomogą mi w tym wyzwaniu.

Przechodząc do "swojego" pokoju, nie spotkałam się z żadnym hałasem, co upewniło mnie, że bruneta nie ma. Ziewam, kierując się do szafy. Wyciągam z niej szare, powycągane dresy i luźną koszulkę, która zresztą chyba nie nalezy do mnie. Olewam to i przebieram się z niewygodnych czarnych jeansów.

Czy tylko ja na tym świecie chodziłabym cały czas w dresach?

Mam jeszcze trochę czasu, więc ustawiam budzik na godzinę i kładę się na łóżko. Mimo, że na dworzu, aż beton topi się od ciepła, ja i tak przykrywam się miękkim kocem. Zamykam oczy, a sen przychodzi tak szybko jak nigdy wcześniej

* * * * *

Irytujące pukanie w drzwi budzi mnie z miłego snu. Śniło mi się, że wylegiwałam się w jakimś ciepłym kraju z drinkiem w dłoni, a nade mną stało kilkoro przystojnych facetów, którzy aż prosili o moją uwagę. Dlaczego to tylko sen?

- Proszę! - krzyczę nieudolnie i niewyraźnie. Dopiero wstałam, nie mam sił na inne rzeczy niż oddychanie i spanie.

Drewnianą płyta otwiera się, a w jej progu staje Matczak. Lustruję jego sylwetkę. Uwielbiam to robić i nie wiedząc czemu sprawia mi to cholerną satysfakcję i przyjemność. Ma na sobie czarne joggery, które dosyć nisko zwisają na jego biodrach, a klatkę piersiową przykrywa czerwona, oversizowa bluza. Czy jemu nie jest za gorąco?

- Nie chcę Cię budzić, ale już dziewiętnasta i wiem, że jakbym Cię nie obudził to miałbym problem. - jego twarz przyprawiona jest łobuzerskich uśmiechem, a ja podnoszę się do pozycji siedzącej.

- Już dziewiętnasta? Japierdole, przecież ustawiłam budzik. - ziewam w miedzy czasie i mówię zachrypniętym głosem, przecierając oczy. - Kurwa! - klnę zauważając czarne plamy po wewnętrznej stronie moich dłoni.

Michał chcę już coś powiedzieć, ale gromię go wzrokiem, przez co zaciska usta, aby nie wydobyć z siebie niczego. Podchodzę do lustra i widzę zaspaną pandę, której włosy wyglądają, jakby jebnął ją piorun. Zajebiście.

- O której mają wszyscy być? - pytam bruneta, szukając w torbie płynu micelarnego.

- O dziewiątej. - odpowiada, po czym wchodzi do środka i kładzie się ją moim łóżku.

Michał, nie Mata | MATAWhere stories live. Discover now