Rozdział 14. Obietnice.

4K 102 93
                                    

Świeży, wieczorny wiatr muskał nagą skórę moich kolan, gdy siedziałam na schodkach prowadzących na taras domku. Następnego dnia mieliśmy wrócić już do domu, a w zasadzie to tylko moja rodzina, bo wraz z Michałem postanowiliśmy, że prosto stąd pojedziemy pociągiem do Warszawy. Chciałam więc skorzystać z tutejszego spokoju jak najbardziej. Uwielbiałam to uczucie.

Nikt mi nie towarzyszył ze względu na to, że tak sobie zażyczyłam. Potrzebowałam chociaż godzinki dla siebie, żeby przemyśleć parę spraw, a w miejscu takim jak to, wszystko szło jakoś sprawniej.

Przez głowę przechodziło mi wiele myśli, ale nikt nie będzie zaskoczony, gdy przyznam się, że najwięcej z nich krążyło wokół ciemnookiego bruneta.
Zaczęłam zastanawiać się co tak naprawdę było pomiędzy nami. Kurwa, strasznie go polubiłam, podobał mi się i fizycznie i charakteru i podświadomie wiedziałam, że uczucia względem jego osoby rosną z każdym dniem. Sama jeszcze nie potrafiłam stwierdzić czy to dobrze, ale wiedziałam, że ta relacja może przysporzyć mi wiele kłopotów. Czułam to. Z drugiej strony był jeszcze On. Nie miałam pojęcia czy jego intencje, jeżeli w ogóle jakieś miał wobec mnie, były szczere. Równie dobrze mógł się mną tylko bawić, a ja jak głupia nastolatka dawałam sobą pomiatać, ale prawda była taka, że nie podejmując ryzyka, nigdy się tego nie dowiem. Chciałam próbować, nawet jeżeli miało skończyć się to złamanym sercem.

Kto by pomyślał, że to moje pozostanie w stanie nienaruszonym? Kto by pomyślał, że to ja stałam się potworem?

Postanowiłam wrócić do środka, kiedy moje ciało zostało pokryte gęsią skórką. Robiło się trochę chłodniej, a fakt, że raczej nie byłam odpowiednio ubrana, zmusił mnie do powrotu. Wstałam, strzepując brud z tyłka i już po kilku sekundach znalazłem się w środku. Od nadmiernego myślenia, zachciało mi się strasznie pić, wiec przeszłam do małej kuchni, która połączona była z prowizorycznym salonem. Z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy i uprzednio zalewając nim ciemną szklankę, wypiłam całą jej zawartość. Spojrzałam na ojca, który po chwili stanął tuż obok mnie.

- Wszystko u ciebie w porządku? - zapytał, związując ręce na piersi.

- Tak, dlaczego pytasz?

Tato wzruszył ramionami. Coś musiało go trapić. Wyglądał jakby chciał poruszyć jakiś temat, jakby miał mi coś do przekazania, ale nie do końca wiedział jak zacząć.

- Więc Ty i Mata? Śmiesznie się mi o tym mówi - zagaił z lekkim uśmiechem. Oparłam się o blat, tuż obok niego. - To coś więcej? Jesteście razem?

Westchnęłam.

- Sama nie wiem - przyznałam szczerze, patrząc na niego kątem oka. - Jest fajny i ogólnie wszystko idzie jakoś tak miło, ale sama nie mam pojęcia czy to coś poważniejszego.

- Może powinniście porozmawiać na poważnie? Nie chcę, żebyś potem cierpiała, a przysięgam, że jak jakiś wielce raper złamie serce mojej córce, to połamie mu każda kończynę. I nos.

Krótki śmiech opuścił moje gardło. Cały ojciec.

- Chyba masz rację - zgodziłam się, odpychając się od blatu. - I wiesz co? Zrobimy to od razu. Nie ma co zwlekać.

- No i to jest moja córa - szeroki uśmiech stworzył zmarszczki wokół jego oczu. - Jest jeszcze jedna rzecz o której chciałem z tobą porozmawiać - dodał po chwili.

Skinelam głową, dając mu tym samym znak, aby kontynuował. Zachowywał się dziwnie i nie rozumiałam do końca dlaczego, ale po kilku sekundach jego specyficznej miny, zrozumiałam co chciał powiedzieć. Miałam nadzieję, że może się jednak powstrzy...

Michał, nie Mata | MATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz