Rozdział 10. Część 1. Niesłuszne decyzje.

4.1K 92 58
                                    

Promienie słoneczne postanowiły nie opuszczać mnie od samego rana. Mimo zamkniętych powiek oślepiały mnie, co nie pozwalało mi spać dalej. Zakrywałam oczy, ale to na darmo, bo w takiej pozycji ciężko mi było zasnąć chociażby na sekundę. Leżąc na brzuchu, nabrała mnie ochota na przytulanie. Tak po prostu. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że przytulanie wytwarza w naszym organizmie endorfiny. Niezbyt wiedziałam czym były oprócz tego, że wywoływały dobre samopoczucie i zadowolenie, ale ta wiedza mi wystarczała, abym chciała ich skosztować. Wyciągnęłam, więc rękę na prawo od siebie, chcąc objąć ciało zapewne śpiącego Matczaka. Dopiero w momencie, gdy moja ręka opadła na ciepłą jeszcze pościel, przypomniałam sobie, że Michał miał już plany na dzisiejszy dzień. Westchnęłam przeciągle, żałując, że kiedy akurat miałam odwagę na zrobienie czegokolwiek w jego kierunku - go nie było. Musiał wybrać taki moment, kiedy ja akurat w planach miałam wytwarzanie nowych endorfin, jeżeli tak właśnie się to coś odmienia.

Została mi tylko jego poduszka, więc zaciągając się znajomym zapachem, przyciągnęłam do siebie pościel i jakimś cudem zasnęłam. Nie spałam, jednak długo. Kiedy do moich uszu dotarł dźwięk przekręcanego zamka, zerwałam się do siadu. Dzisiejszego poranka miałam dziwnie wielką ochotę na przebywanie w towarzystwie bruneta, więc myśląc, że wrócił, w totalnym nie ogarze wyszłam z pokoju.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy na korytarzu zderzyłam się z niewyspanym Krzyśkiem. Jego nieprzytomne wręcz ciało, odsunęło się do tyłu, patrząc na mnie góry z lekko przymkniętymi powiekami. Wyglądał jakby w ogóle nie spał tamtejszej nocy.

Na początku poczułam lekkie zawiedzenie, więc odetchnęłam i odwróciłam się za siebie, chcąc z powrotem iść do sypialni Michała. Cisza jakimś cudem, uświadomiła mnie, że jednak powinnam zostać. Ponownie skierowałam się w drugą stronę, patrząc teraz na Szczepana, na którego twarzy, aż wylewał się cwaniacki uśmiech. Jego zmęczenie nagle gdzie wy wirowało, a ekscytacja i euforię, aż rozpierały jego pierś. Wtedy właśnie zrozumiałam, jak to wyglądało. Ja ledwie ubrana, wybiegająca z sypialni Matczaka, z roztrzepanymi, jasnymi kosmykami i worami pod oczami, które wynikały oczywiście z przemęczenia. Pomimo długiego snu i przyjemnego towarzystwa, wyglądałam jakbym nie wykorzystała nocy na wyczekiwaną regenerację.

- Witam piękną panią. - Brzmiał niczym diabeł, który cieszył się z grzechów innych osób. Oparł się ramieniem o ścianę obok i z rękoma założonymi na piersi, pewnie rozmyślał w tej swojej główce, jakby mnie tutaj sprowokować. - Widzę, że ciężka noc za panią.

- Cześć Krzysiek! Co tu robisz? Michała nie ma. - Starałam się jakoś zboczyć z tematu, ale chyba na nic mi to było. Szatyn wyglądał jakby nie miał mi szybko odpuścić, więc westchnęłam głęboko i zaczęłam. - Dobra, dobra. - Uniosłam ręce w geście obronnym. - Do niczego nie doszło, okej? Nadal jestem dziewicą.

Uśmiech z twarzy Szczepańskiego zniknął w mgnieniu oka, gdy podzieliłam się z nim tą informacją. Z konsternacją spoglądał na bliżej mi nie określony punkt.

- A więc co robiliście? - Zapytał po chwili, patrząc na mnie jak na wariatkę.

- Spaliśmy? - Zapytałam retorycznie. - Ja wiem, że próbujesz ze mnie coś wyciągnąć, ale niczego ci nie powiem, bo nic się nie stało, serio...

- Poczekaj. - Zatrzymał mnie, wyciągając rozłożoną dłoń przed moją osobę. - Dlaczego, więc Mata wpadł do studia w takim stanie, jakby napadło go stado skowronków? Czemu powiedział cytując "Zrobiłem to chłopaki. W końcu to zrobiłem!", kiedy spytaliśmy się o co mu chodzi?

Przez chwilę sama nie rozumiałam o co mu chodziło. Dopiero po chwili, dotarło do mnie co zrobił. Coś mnie ukuło, ale nie była to przyjemna iskierka w sercu. Raczej rozżarzony gwóźdź wbijający się w każdą kończynę, co doprowadzało mnie do czystej złości. Nie byłam tyle zawiedziona, a zła. Mówił kłamstwa, a ja zapatrzona w niego, nie widziałam niczego złego w całej tej sytuacji.

Michał, nie Mata | MATAWhere stories live. Discover now