Rozdział 4. Synonim.

4.3K 118 51
                                    

Dni mijały, a nasza znajomość z chłopakami kwitła w oczach. Tak naprawdę każdą chwilę spędzaliśmy w swoim towarzystwie, czerpiąc każdą cenna chwilę. Do powrotu było coraz bliżej, więc nie oszczędzaliśmy sobie na niczym. Trochę czasu spędziliśmy na schodkach, trochę w mieszkaniu Krzyśka, a nawet Michała. Nawet zawitaliśmy w jednym z Warszwskich klubów. Może nie spędzaliśmy tam nawet pół nocy, bo osobnik o imieniu Franciszek Wygnański, postanowił wykłócać się o muzykę, po to, abyśmy na końcu zostali odprawieni z kwitkiem. Oczywiście nasza impreza na tym się nie skończyła i do rana siedzieliśmy u Matczaka. Powoli zaczynało mnie męczyć, aż tak towarzyskie życie. Nie mialam nawet chwilę wytchnienia, bo pomimo, że jestem bardzo towarzyską osobą, to potrzebuje chociażby jednego dnia, który spędzić mogłabym tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie. Zamknąć się w pokoju i włączyć jakiś serial lub po prostu rozmyślać. Tak, to by to czego potrzebowałam. Jednak odstawiłam to na drugi plan, wiedząc, że czasu zostało mało. Po powrocie do domu, będę miała wystarczająco czasu, by nacieszyć się sobą.

Dzisiejsza noc przypadała na urodziny bruneta. Już po północy mógł celebrować swoje święto. Wracałyśmy właśnie do naszego hotelu. Ola, niestety, wzięła jakieś pigułki, które miał ze sobą Szczepan. Oboje wzięli to coś, bo nawet dokładnie nie wiem co to było. Nie za bardzo się na tym znałam. Mój stosunek do narkotyków był chyba oczywisty. Wychodziłam totalnie na przeciw im, i nawet jeżeli byłam w jakimś stopniu znieść popalanie marihuany, to zabieranie się za twarde narkotyki, jest rzeczą, do której nigdy się nie przekonam. Próbowałam ją powstrzymać, ale Ola, jak to Ola, zawsze musiała robić wszystko na odwrót, niż ja czy Natasza. Poza tym była dorosła. Jeżeli chciała spróbować, okej, niech robi co chcę. Jednak, jeżeli miało by się to powtarzać napewno nie siedziałbym bezczynnie.

Wracając, musiałyśmy już wracać do domu, jeżeli domem mogłam nazwać hotel, bo brunetka zachowywała się, cóż, trochę jak nie ona. Myślałam, że tą noc spędzimy z chłopakami. Michał ma urodziny i fajne było być razem z nim. Jednak on, ani reszta, nie wspominali ani słowem, że za kilka godzin brunet przekroczy kolejny szczebel. Może po prostu, nie chcieli nas tam, a głupio było im mówić o jakiejkolwiek imprezie. Co jak co, ale nie byliśmy dla siebie kimś szczególnym, więc dlaczego mieli nas tam chcieć. Nie dziwię się temu, bo choć ja samą pewnie bym ich zaprosiła, to on nie musiał mieć takiej woli. Tym bardziej, że znajomych miał pewnie od wyliczania.

Gdy wchodzimy do naszego pokoju hotelowego, widzę na stojącym na komodzie zegarze, że wybija północ. Nawet jej nie przebierając, prowadzimy Ole do łóżka, która prawie zasypia na naszych barkach. Układamy ją do snu, a później same zaczynamy się ogarniać. Łazienka zostaje zajęta przez Nataszę, jak pierwsza, więc ja w spokoju czekam na swoją kolej. Przeglądam social media, które swoją drogą, chyba jeszcze nigdy nie były, aż tak zaniedbane jak teraz. Nie pamiętam kiedy ostatnio używałam Instagrama, w innym celu nie pisanie z Michałem. Naprawdę.

W końcu łazienka się zwalnia, a Nati informuje mnie, że idzie od razy spać. Przed pierwszą w spokoju mogłam położyć się do łóżka i przeglądałam swoje social media. Byłam już totalnie trzeźwa, bo dużo tego wieczoru nie wypiłam a mój ostatni kieliszek był chyba z trzy godziny temu. Przeglądając instagrama, natchnęłam się na instastory Szczepana na, którym składał życzenia Michałowi. Zapomniałam o tym, a przecież jeszcze parę godzin temu o tym myślałam. Włączyłam konwersacje z brunetem i miałam zamiar złożyć mu życzenia. Skoro spędzaliśmy teraz razem czas, to głupio byłoby ich nie złożyć. Postanowiłam, że nie będę pisać tylko zadzwonię do niego, a że nie mialam jego numeru to chcialam zadzwonić na instagramie video czatem. Zamknęłam się w łazience, bo dziewczyny już spały i nie chcialam ich budzić i wykonałam połączenie.

Brunet odebrał po kilku sekundach. Od razu na całym ekranie pojawiła się jego twarz z rozciągniętym na całej twarzy uśmiechem. W tle grała muzyka i słychać było kilka różnych głosów.

Michał, nie Mata | MATAWhere stories live. Discover now