Rozdział 27

402 44 21
                                    

     Dni mijały nie ubłaganie. Zaczął się grudzień, a ulice Londynu przykrył biały puch. Witryny sklepowe zaczęto stroić na święta Bożego Narodzenia, również te na Ulicy Pokątnej. Życie rodziny Weasley pędziło zwyczajnym torem. Wszystkich pochłonęła rutyna i przygotowania do świąt. Charlie wrócił wraz z Andreą do Rumunii i zaczęli szczegółowe przygotowania do ślubu, który miał odbyć się tamże na koniec Lutego. Początkowo para planowała wziąć ślub w Norze, ale rodzinna panny młodej uparła się, żeby ceremonia miała miejsce w jej rodzinnych stronach, na co nie chętnie przystali. Bill wraz z Fleur większość czasu spędzał w Norze, gdyż Molly pomagała im w opiece nad małą Victoire. Reszta rodziny była pochłonięta swoją pracą oraz rozwojem swoich karier. Ich życie było spokojne i stabilne.

     W najgorszym stanie była Hermiona. Szatynka w ogóle nie czuła magii nadchodzących dni. Cały czas myślała o zbliżającej się wizycie w Azkabanie. Do nadzorowania czarodziejskiego więzienia został równy tydzień. Początkowo dobrze radziła sobie z faktem, iż musi odwiedzić miejsce pełne śmierciożerców, których tam zamknęła, ale z czasem z coraz większą częstotliwością zaczęły nawiedzać ją koszmary z wojny. Praktycznie cały czas myślała o przeszłości. Bardzo często nie reagowała gdy się do niej mówiło. W sumie ignorowała bodźce z zewnątrz, zmykając się w swoim wyimaginowanym świecie tragicznych wspomnień. Praktycznie całe dnie spędzała w pracy lub na kanapie z herbatą w ręce i głową w chmurach. Starała się ukryć swój stan wśród przyjaciół, ale na marne. Każdy wiedział, co się z nią dzieje, ale nikt nie mógł nic na to poradzić.

     Fred skończył właśnie pracę. Sklep pękał w szwach od klientów, praktycznie non stop brakowało mu jakichś produktów, przez co spędzał większość czasu w laboratorium bądź obsługując klientów wraz z innymi pracownikami. Sytuacja podobnie wyglądała w Hogsmeade, gdzie George ledwo ogarniał cały interes.  Zmęczony całym dniem rudzielec wszedł po schodach do swojego mieszkania. Miał ochotę przytulić się do swojej ukochanej i zasnąć, chociaż bardzo dobrze wiedział, że to się nie stanie, ale cały czas marzył. W mieszkaniu zastała go kompletna ciemność. Nie chętnie zapalił światło w korytarzu i ruszył w stronę salonu. Zastał w nim szatynkę przykrytą kocem i gapiącą się w okno. Taki widok natrafiał prawie codziennie. Próbował rozmawiać z Hermioną, ale na marne. Gryfonka zamykała się w swoim świecie wspomnień i strachu. Jednakże nie miał zamiaru się poddawać. Może w końcu otworzy się przed nim, co pozwoliłoby im przełamać lody.

- Hermiono? Wróciłem... Może zjemy jakąś kolację?- Spytał niepewnie, ale nie uzyskał odpowiedzi.- Gwiazdko! Odpowiedz mi!

- Co? Co mówiłeś Fred?- Spytała zamyślona szatynka.

- Pytałem, czy jesteś głodna? Mogę zrobić kolację.- Kontynuował zdeterminowanym głosem Fred.

- Nie dziękuje... Już jadłam.- Wybełkotała Hermiona gdy wracała do swojej zadumy.

     Zrezygnowany starszy bliźniak udał się do kuchni, żeby przygotować sobie kanapkę oraz kubek gorącej herbaty. Zaczął ze smutkiem konsumować skromną kolację. Naprawdę nie wiedział, co może zrobić, żeby pomóc swojej ukochanej. Czasami myślał, że jedynym rozwiązaniem było porozmawianie z Harrym i zapobiegnięcie jej wizycie w tym paskudnym miejscu. I chyba było to jedynym logicznym rozwiązaniem tego problemu. Kiedy był pogrążony w planowaniu, jak uratować Hermionę w kominku pojawiły się zielone światła, z których wyszła rozradowana Ginny.

- Cześć wam!- Krzyknęła uradowana rudowłosa.- Nie zgadniecie, co się stało!

- Co się stało?- Spytała wyrwana z zadumy szatynka.

- Proszę, przeczytaj!- Podała przyjaciółce list. Hermiona zaczęła czytać go na głos.

Szanowna Pani Ginevra Weasley,

Fremione- od nienawiści do miłościWhere stories live. Discover now