Rozdział 9

492 44 31
                                    

     Prawie tydzień po urodzinach Ginny, Hermiona spała smacznie w swoim pokoju. Była sobota wcześnie rano, a ona nie miała żadnych planów, więc mogła oddać się swojej ulubionej rozrywce, czyli wędrówce po Krainie Morfeusza. Zapowiadał się na kolejny nudny weekend, który szatynka spędzi samotnie w swoim pokoju, gdyż jej przyjaciele mieli inne plany. Harry z Ginny mieli rocznicę, już trzecią więc wybierali się na randkę, a Ron odwiedzał wraz z Lavender jej rodziców. W związku z tym nie liczyła na jakąś cudowną rozrywkę. Coraz częściej doskwierała jej samotność. Wszyscy jej bliscy mieli drugie połówki, tylko ona była sama i nie zanosiło się, żeby jakiś osobnik płci męskiej miał się nią zainteresować, wręcz przeciwnie miała wrażenie, iż jej unikają. Nie rozumiała, gdzie popełnia błąd lub co jest z nią nie tak, że nie potrafi swoją osobą zainteresować jakiegoś chłopaka.

     Nagle obudziło ją dziwne skrzypienie, jakby w rurach rozchodzących się po domu, albowiem kamienice na Ulicy Pokątnej były podłączone do miejskiej sieci kanalizacyjnej i wodociągowej, oczywiście ich istnienie zostało dokładnie ukryte przed mugolami. Szatynka wstała z łóżka i wolnym krokiem ruszyła w kierunku kuchni, skąd prawdopodobnie wydobywał się dźwięk. Ze stresu oraz zaspania zapomniała ubrać szlafrok, więc miała na sobie tylko obcisły top oraz krótkie dresowe spodenki. Gdy wchodziła do pomieszczenia doszczegła ogromną kałużę wody.

- Fred!- Krzyknęła dziewczyna, chcąc zawołać swojego współlokatora. Prawie w ogóle nie rozmawiali, ale w takiej sytuacji nie poradzi sobie sama.- Weasley chodź tutaj!

     Niezadowolony rudzielec z ustami ściśniętymi w wąską linijkę wszedł do kuchni. Nie wiedział, czego chce od niego Hermiona, ale lepiej, żeby było to coś ważnego, że obudziła go tak wcześnie rano. Fred nienawidził, kiedy ktoś nagle wyrywał go ze snu, w końcu tylko w nich mógł być szczęśliwy, bo w realu nie zanosiło się na to.

- Czego chcesz Granger?- Pyta delikatnie zirytowanym głosem, po czym przyglądał się szatynce i opadła mu szczęka. Nigdy nie widział jej tak wyzywająco ubranej. Nie mógł tego ukrywać, podobało mu się to, co widział. Odkąd zamieszkali razem, coraz częściej dostrzegał, jak piękną kobietą jest Hermiona, ale i tak jej nienawidził. Nie w każdym przypadku wystarczy pociąg fizyczny, żeby było fajnie.

- Chyba pękła nam rura od wody.... Nie wiem, jak moglibyśmy to naprawić. Znasz się na tym?- Pyta najmilszym głosem, jak tylko potrafi. W końcu pojawił się problem, który chcąc nie chcąc muszą razem rozwiązać.

- I tylko dlatego budzisz mnie tak wcześnie... Bo pierwszy raz w życiu Pani Idealna czegoś nie wie...

- Nie znam, aż tak dobrze zaklęć naprawczych, a ty tak z tego co wiem.- Stwierdza smutno.

- Chociaż raz znam coś lepiej niż ty, ale spokojnie wiem, jak lubisz się uczyć, więc pozostawię cię z tym problemem. Radź sobie Granger- Rudzielec zaczął się prześmiewczo śmiać, po czym opuścił pomieszczenie. Nie mógł, ani też nie chciał w nim dłużej przebywać.

     Zrezygnowana szatynka spojrzała na zwiększającą się plamę wody. Teraz żałowała, że tak mało czasu poświęciła zaklęciom naprawczym. Nie, żeby uważała je za mniej przydatne, czy ważne po prostu w okresie, gdy przerabiali jej w Hogwarcie, ona przygotowywała się do wojny z Lordem Voldemortem i to było dla niej wtedy ważniejsze. Ponadto było jej przykro, przez zachowanie Freda, nie rozumiała, dlaczego tak się zachował. Starała się być miła dla niego, nie krzyczała, tylko spokojnym głosem przedstawiła problem, a ten zwrócił się do niej jak ostatni gbur i prostak. No cóż, nie zostało jej nic innego, jak spróbować samemu to naprawić. Mogłaby napisać do właściciela, ale akurat odwiedzał krewnych we Włoszech.

     Godzinę później woda nadal lała się do kuchni z pękniętej rury w ścianie. Szatynka próbowała ją naprawić za pomocą zaklęcia Reparo, ale bezskutecznie. Najwidoczniej w tym wypadku potrzebne było bardziej zaawansowane zaklęcie, którego nie znała. Niestety Fred wyszedł z mieszkania, dziesięć minut, po tym jak drugi raz poprosiła go o pomoc. Wtedy stwierdziła, że już nigdy w życiu o nic go nie poprosi, ba nawet nie odezwie się do rudzielca. Zrezygnowana Gryfonka ze łazami w oczach usiadła na podłodze i patrzyła, jak woda zalewa jej mieszkanie. Oczywiście nie mogła zakręcić zaworów, gdyż czarodziejskie rury ich po prostu nie posiadały. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Niezbyt uradowana Hermiona wstała, żeby otworzyć drzwi gościowi, którym okazała się Ginny.

Fremione- od nienawiści do miłościTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang