18.Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

2K 65 148
                                    

Po tym, co powiedziała mi Steph miałam milion myśli w głowie. Skąd znali moją matkę? Czy to na pewno o nią chodzi? Dlaczego się nią interesują? Wiele pytań i zero odpowiedzi. Jeśli działają jako grupa to doskonale wiem, kto mi to wszystko wyjaśni i właśnie zaparkowałam auto przed jego mieszkaniem.

Wysiadłam z samochodu dość zdenerwowana. Obmyślając co mam dokładnie powiedzieć podeszłam do drzwi, stając przed nimi kompletnie, zapominając o wszystkim. Oddychaj dziewczyno. Trzęsącymi się dłońmi zadzwoniłam dzwonkiem i odruchowo odskoczyłam lekko w tył. Serce zawitało w moim gardle, a oddech samowolnie przyspieszył, kiedy czerwone drzwi otworzyły się przede mną.

Uniosłam wzrok na uśmiechniętego chłopaka, który wyraźnie zdziwił się na mój widok, jednak wciąż się cieszył.

-Peter.- Szepnęłam, przełykając głośno ślinę.

-Olivia.- Odparł wyraźnie zdziwiony.- Co tutaj robisz? Wejdź do środka.- Otworzył szeroko drzwi, dając mi możliwość wejścia do środka co sekundę później uczyniłam.

-Peter muszę z tobą o czym porozmawiać.- Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki całkowicie poważnym, ale również przejętym wzrokiem.

-Czy to jest poważna rozmowa?- Wytrzeszczył oczy z podekscytowania.- O mój Boże nigdy takiej nie miałem!- Krzyknął radośnie.- Będziemy jak najlepsze psióły plotkujące o gorących nowinach.- Ucieszył się jednak nie jestem przekonana, czy to o czym chce z nim rozmawiać jest na pewno tak ekscytujące.

-Tak, ale ta rozmowa może być nieco...

-Idziemy na kanapę, bo mamy około piętnaście minut, zanim wróci to bydło.- Przeczesał swoje włosy i lekko łapiąc za mój nadgarstek podążył na wprost siebie.

Chwila za nim kto wróci?

Weszliśmy do środka dużego pokoju, gdzie zdecydowanie żółty i zielony kolor dominował. Ściany były właśnie w odcieniach dość jaskrawej złości tak samo, jak i kanapa, ale cały pokój przystrajały zadbane rośliny znajdujące się dosłownie wszędzie. No może troszczkę przesadziłam.

Skierowaliśmy się w stronę dużej kanapy, na której następnie razem usiedliśmy, a ja automatycznie złamałam za jedną z zielonych poduszek, przyciągając ją do siebie. To już chyba tik na tle nerwowym.

-Opowiadaj kochana co ci siedzi w płucach.- Wpatrywał się we mnie z czystym zaciekawieniem, a ja nie wiedziałam jak mam w ogóle zacząć.

-Zapytam cię wprost i oczekuje szczerej odpowiedzi.- przysunęłam się do niego zmniejszając między nami odległość.-Susan Murphy.- Wypowiedziałam to imię z ogromnym żalem.- Skąd znacie tę kobietę i co ma z wami wspólnego.- Mina chłopaka automatycznie zrobiła się mniej radosna.

-Ale że kto? Nie coś jakoś nie mogę skojarzyć tego imienia.- Jego twarz miała wymalowany napis stres na czole. Nieudolne próby wymigania się z odpowiedzi, czyli jednak mają z nią coś wspólnego.

-Peter proszę cię tylko ty mi powiesz prawdę.- Rzekłam błagalnym tonem, a on toczył walkę sam ze sobą, czy mi powiedzieć, czy może też nie.- To była moja matka.- Spuściłam wzrok.- Zmarła, zanim się tu wprowadziłam.- Miałam najedzie, że może po tym coś z niego wyciągnę.

-Chciałbym ci to powiedzieć naprawdę, ale nie mogę złożyłem obietnice.-Przygryzłam policzek od środka ze zdenerwowania.-Mogę ci jedynie ujawnić, że to jest o wiele grubsza sprawa, niż myślisz i nikomu nie jest z nią łatwo.- Chciałam się tam popłakać. Dlaczego nikt mi nie chce powiedzieć co się dzieje.

-Czemu Adalyn nawet o tym wie?- Zmarszczyłam czoło, widząc jak chłopak odwraca głowę, omijając odpowiedzi.- Wszyscy jesteście siebie warci.- Mruknęłam przez zęby, a następnie wstałam z kanapy i odeszłam w stronę wyjścia.

Drive awayWhere stories live. Discover now