14. Złego diabli nie biorą

2.3K 79 91
                                    

Kolorowe świata odbijały się dosłownie wszędzie dzięki czemu moja widoczność czegokolwiek była znikoma. Jesteśmy tu już od godziny jak dotychczas wypiłam może z trzy kieliszki za to reszta świetnie się bawią, popijając już chyba ósmą kolejkę. To nie tak, że nie chce pić, bo chce, ale jakoś nie mogę się do tego zabrać. Ja i Bryce od samych początków imprezy nawet na siebie nie patrzymy co spowodowało niewielką frustrację ze strony przyjaciół. To nie moja wina, że nie umie określić tak właściwie to niczego.

Trzeba rozruszać trochę kości. Dziś już nie ma zmartwień jest tylko dobra zabawa. Bez żadnego zastanowienia sięgnęłam po kieliszek wypełniony po brzegi kolorową cieczą. Na raz przechyliłam kieliszek do ust, wlewając w nie palącą zawartość. Niebywałe jak bardzo alkohol może wpłynąć na nasze samopoczucie.

Kolejne kieliszki już leciały swobodnie. Nie miałam problemu z nadążeniem, bo już ich dawno dogoniłam. W loży siedziałam ja, Wood i Harris, który wyczekiwał na blondynkę. Aktualnie alkohol działał na mnie bardzo mocno, wskutek czego nie bałam się już patrzeć na bruneta, a wręcz przeciwnie! Gapiłam się na niego jak na jakieś arcydzieło z muzeum. Nie obyło się również bez jego palącego wzroki na mojej skórze, która wręcz płonęła.

Nasza relacja była naprawdę skomplikowana. Potrafimy się do siebie nie odzywać zupełnie bez przyczyny, ale i tak trudno nam się od siebie oderwać. Zatracałam się, w tym coraz bardziej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja tego chciałam. Potrzebowałam tego zgubienia. Jego cudowne wyprute od uczuć oczy błądziły po całym moim ciele przez co zrobiło mi się cholernie gorąco. W moim podbrzuszu pojawiło się dziwnie przyjemne uczucie. Wniosek z tego jest taki, że niestety nie mogę spożywać alkoholu razem z nim w towarzystwie.

Do loży podbiegła już lekko zdyszana Dove. Dziewczyny ją nieźle dojechały na tym parkiecie. Blondynka, nie zwracając na nas swojej uwagi od razu zabrała za rękę swojego towarzysza i odeszli razem w stronę parkietu, zostawiając nas zupełnie samych. Chyba będę musiała porozmawiać z Dove o jej relacjach z blondynem. Niby wszystko robią razem, zbliżają się do siebie i kto wie może nawet darzą do siebie wzajemnym uczuciem. Akurat takie sytuacje są mi doskonale znane.

-Zostaliśmy sami.- Przerwał ciszę trwającą między nami. Nie minęła nawet sekunda, a chłopak wyprostował się delikatnie w moim kierunku.

-Spostrzegawczy jesteś.-Przechyliłam głowę, śmiejąc się sztucznie. Wciąż jestem na niego trochę zła.- Chcesz jakiś order małego odkrywcy?- Przechyliłam się w jego stronę.

-Ciekawa propozycja.- Zaśmiał się.- Czemu się nie bawisz Brown? Nie po to tu przyszłaś?- Na jego lekką chrypę przeszły mnie przyjemne ciarki.

-Jakbyś nie zauważył bawię się dobrze.- Wstałam niespodziewanie. Moje ciało dosłownie robiło to, na co miało ochotę.- Za to ty wyglądasz na znudzonego, a jesteśmy w Meksyku.- Stanęłam w miejscu, skanując już kolejny raz jego całą sylwetkę.- Aż się dziwię, że żadnej jeszcze nie wyrwałeś. Starzejesz się.- Stawałam się bardziej odważna, w tym, co mówię.

-Nie muszę wyrywać.- Prychnął.- Same do mnie lgną, ale widzę, że ciebie nikt nie podrywa.- Powiedział uszczypliwie.

-Może nie chce być podrywana.-Uniosłam jedną brew do góry.- Może to ja wolę wyjść z inicjatywą.- Podeszłam bardzo wolnym krokiem w stronę chłopaka i stanęłam centralnie przed nim.

Brunet już mi na to nie odpowiedział, a jedynie czekał na kolejny mój ruch. Przez buzującą we mnie krew czułam się bardzo pewnie, dlatego też wszystko, co robiłam było kompletną improwizacją. Z jednej strony chciałam dać mu nauczkę na przyszłość, ale z drugiej cholernie chciałam po prostu być obok niego. Czułam się przy nim zupełnie swobodnie i bezpiecznie. Wiedziałam, że nie muszę się bać, będąc przy nim i może to głupie, ale tak już naprawdę jest.

Drive awayWhere stories live. Discover now