Bo może były to tylko puste słowa, może było to oklepane i przekoloryzowane, jednak nie miało to znaczenia. Bo może po prostu taka była miłość.

To prawda. Nie było już żadnej nadziei, wiara gasła w nich z każdą chwilą, mimo to szli dalej, mimo to ich serca wciąż płonęły. Choć nie był to płomień nadziei, mieszał się w nim strach i odwaga, zło i beznadziejna, mieszały się ze sobą, zamiast jednak ich osłabiać, wzbudzały w nich nowe siły. Bo gdzieś w środku, poza świadomością wciąż wierzyli, coś nie pozwalało im zwątpić. I nie dało się tego wyjaśnić, po prostu to było to.

— To nie pasuje — powiedziała Aldainel po chwili, kręcąc głową z niedowierzaniem. — To ja tutaj jestem od pocieszania, gdy jest na odwrót, nic nie pasuje — wyjaśniła, widząc zdziwione spojrzenie Legolasa. — Skąd wzięło się w tobie tyle pozytywnego myślenia? Przywłaszczyłeś sobie moją rolę.

Legolas parsknął z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć jak wspaniała i zadziwiająca była. Aldianel, tak że się zaśmiała, po raz kolejny zmieniając swój nastrój. No cóż, łatwo poszło.

— Jak widać, jestem w tym od ciebie lepszy, dlatego przejąłem ją — odparł, otrzymując w odpowiedzi mordercze spojrzenie.

— Okropny jesteś — mruknęła, wywracając oczami i minęła go, zmierzając w kierunku namiotu. Elf ruszył za nią, od razu dorównując jej kroku i uśmiechnął się delikatnie.

— Chodźmy już — szepnęła. — Jestem zmęczona.

Elf skinął głową. Zatrzymali się dopiero przy wejściu do namiotu. Gdzieś z boku dobiegały głosy i wystarczyło im kilka sekund, by przypasować je do ich właścicieli.

— Idziesz? — zapytał Legolas, nie poświęcając większej uwagi słyszanej przez nich rozmowie. Elfka kiwnęła głową w odpowiedzi, jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie musiała nic mówić, gdyż elf skinął głową, rozumiejąc i już po chwili zniknął w wejściu, pozostawiając ją samą.

— Jeśli moje słowa nie mogą odwieść cię od tego postanowienia — zaczęła Eowyn — pozwól mi ruszyć z wami, pozwól mi ruszyć u twojego boku.

Jej głos był pełen pewności. Mocny, nieustępliwy mimo to Aldainel wiedziała, jaka będzie odpowiedź.

— Nie mogę na to pozwolić — odparł Aragorn, mówił cicho, jego głos był znacznie spokojniejszy, jednak równie pewny. — Jesteś potrzebna swoim ludziom, oni cię potrzebują.

Aldianel przestała słuchać, wchodząc do namiotu, wypełniona sprzecznymi uczuciami. Rozejrzała się dookoła. Gimli pogrążył się już w niespokojnym śnie, a Legolas, tak że ułożył się już na swoim posłaniu. Wahała się tylko przez krótką chwilę. Ruszyła przed siebie, mijając przygotowane dla niej posłanie i położyła się obok Legolasa, układach głowę na jego ramieniu i wtulając się w jego bok. Odetchnęła cicho i przez krótką chwilę nie spotkała się z żadną reakcją. Po chwili elf objął ją jedną ręką, sprawiając, że znalazła się jeszcze bliżej niego i ucałował czubek jej głowy.

Wreszcie pozwalali sobie odpocząć, znajdując spokój w swoich objęciach, podczas gdy ich myśli błąkały się po zakątkach umysłu.

*

Przygotowywali się już do drogi, a właściwie byli już prawie gotowi. Większość z nich zajęła już miejsca w siodłach i jedynie Aldianel zastygła u boku swojego wierzchowca. U jej boku stali Legolas i Gimli, natomiast po jej drugiej stronie zatrzymał się Aragorn.

Panowała ciężka cisza, która wypełniała ich uszy, rozrywając bębenki. Co jakiś czas lekki podmuch wiatru rozwiewał ich włosy, jednak powietrze było gorące i duszne. Nie mówili praktycznie z nich. Gimli był z nich wszystkich najbardziej milczący. Zajął miejsce za Legolasem i nie kierował swojego spojrzenia w kierunku gór, utkwiwszy swój wzrok w podłożu, pogrążony we własnych myślach. Konie tarły niespokojnie ziemie kopytami. Gdzieś tam między ciemnością jaśniała słoneczna łuna wschodu, jednak odległa i słaba. Powietrze wypełniała groza i zło, a to wszystko napierało na nich, wypalając odwagę i zasadzając ziarno strachu.

Mieli już ruszać, jednak wówczas pojawiła się Eowyn. Ruszyła ku nim, podejmując ostatnią,
zdawała sobie z tego sprawę, beznadziejną próbę.

— Pozwalasz im iść z tobą — powiedziała, stając przed Aragornem, jej głos był mocny i pewny nie wahała się. — Pozwalasz im pozostać u twojego boku, dajesz im wybór, więc dlaczego nie możesz dać go, tak że mi.

— Eowyno — zaczął Aragorn, jednak ona nie dała mu dokończyć.

— Dlaczego? — zapytała, a jej głos się lekko załamał, jednak była to tylko chwila. — Ja, tak że mam prawo walczyć za tych, których kocham.

Jej oczy iskrzyły się, gdy wpatrywała się w Aragorna, wyczekując na jego odpowiedź.
Aldianel Rozumiała ją, zbyt dobrze znała to uczucie, by nie pragnąc jej pomóc. Utkwiła swoje spojrzenie w Aragornie, a on po chwili, tak że na nią spojrzał. Ich spojrzenie zderzyły się ze sobą i przez chwile toczyli walkę, tym razem jednak żadne z nich nie miało zamiaru odpuścić. Aldianel wpatrywała się w niego z zawziętością, jednak nie miała wygrać tej walki. W końcu Aragorn pokręcił głową i zerwał ich kontakt wzrokowy. Elfka czuła narastającą w niej złość, jednak zapanowała nad nią, zaciskając dłonie. Elfka doskonale wiedziała, co zaraz się stanie, nie mniej uderzyło ją tak samo mocno.

— Nie zmieniłem mojego zdania — odparł. — Twoje miejsce jest tutaj, nie z nami, to zbyt niebezpieczne. To moje ostatnie słowo.

Jeszcze przez chwile Eowyn wpatrywała się w niego, wściekłość i ból mieszały się w jej oczach. W końcu odsunęła się i odwróciła. Nie powiedziała nic więcej. Jej długie włosy powiewały za nią, gdy odchodziła, przegrana, pokonana, ogarnięta złością. Jednak jej gniew nie mógł się równać z tym, który ogarnął Aldainel. Wściekłość buzowała w niej, a oczy płonęły złością.

Poczuła dłoń Legolasa na tej swojej. Jego oddech owiał jej szyję.

— Hej, rozumiem... — jednak ona nie pozwoliła mu dokończyć. Wyrwała dłoń z jego uścisku.

— Nie, nic nie rozumiesz, żadne z was nie rozumie — warknęła tak cicho, że tylko on był w stanie ją usłyszeć, jednak mu wydawało się, jakby wykrzyczała te słowa.

Och pomyślał Legolas, czując uścisk w klatce piersiowej, kiedy jej słowa przeszyły jego ciało niczym noże. Może to nie było nic takiego, jednak bolało i to bardzo. Słowa tłukły się po jego głowie, gdy patrzył, jak dziewczyna wskakuje na konia.

— Ruszajmy! Już zbyt wiele czasu straciliśmy! — warknęła, a jej głos był tak mocny i władczy, że nikt nie miał zamiaru się jej sprzeciwić.

Spojrzała na Aragorna, obdarzając go chłodnym spojrzeniem tak przepełnionym złością, że trudno było uwierzyć, że był w stanie je wytrzymać.

Ponieważ powinien rozumieć, powinien wiedzieć. Elfka była pewna, że rozumie, jednak się pomyliła, nie nikt nie mógł tego zrozumieć, dla nich wszystkich to nic nie znaczyło. Nie potrafili zrozumieć, żadne z nich. Uwierzyła, że jest inaczej, dała się nabrać, była naiwna, pozwalając sobie w to uwierzyć, była zła, złość w niej pulsowała, a jej myśli nie były racjonalne, jednak się tym nie przejmowała. Każda myśl była jak nóż, który przeszywał jej ciało, przynosząc kolejną falę bólu i zalewając ją jeszcze większą złością.

Wreszcie mi się udało😂 Tak naprawdę nie sądziłam, że kiedyś w końcu to napisze ale jest. Teraz już naprawdę będą pojawiały się częściej. Mam nadzieje, że wam się podoba bo sama nie jestem pewna do tego ja wyszło. Mam dla was tak że dwie niespodzianki, o ile można to tak nazwać, które pojawią się w najbliższym czasie więc wyczekujcie.

Do następnego!

Enemy or friend | LegolasUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum