30🏹

407 26 9
                                    

Pomału zaczęli schodzić spadzistym zboczem, ostrożnie posuwając się w dół i uważając na liczne kamienne przeszkody. Droga, którą szli, w jednym momencie opadała stromo w dół, zaś w innym prowadziła poziomo, wiele razy zakręcając. Pokryta licznymi odłamami skalnymi.

W końcu znaleźli się na skraju skalnej półki, z której ścieżka opadała stroma i kręta prowadząc do podnóży wzgórza.

— Obawiam się, że zamiast informacji zostaniemy poczęstowani ich włóczniami — mruknął posępnie Gimli — jednak wtedy to oni posmakują mojego topora.

Krasnolud odrobinę zbyt gwałtownie zamachnął się toporem i zachwiał się, a Legolas i Aragorn w ostatniej chwili złapali go za ramiona, pomagając mu złapać równowagę.

— A więc nie mamy się o co martwić — powiedziała Aldianel cicho z rozbawieniem. W jej oczach ponownie pojawiły się radosne iskierki. Legolas, który stał u jej boku, zaśmiał się cicho, a elfka spojrzała na niego, ich spojrzenia spotkały się ze sobą. Jej uśmiech lekko zbladł. Mimo że żadne z nich tego nie okazywało, wspomnienie sytuacji sprzed kilku godzin nie dawało im spokoju i nieustannie ich trapiło. Jednak już wkrótce ich myśli miały zostać odciągnięte od tej sytuacji.

— Miejmy nadzieję, że nie będzie to konieczne — powiedział Aragorn tak, że lekko rozbawiony i dłonią opuścił topór krasnoluda.

Każda chwila radości i nawet najmniejszy uśmiech dodawał im otuchy i sprawiał, że choć na chwile mogli poczuć, że nie wartko całkowicie tracić nadziei.

*

Znaleźli się u stóp gór. Zimny wiatr szczypał ich twarze, a mróz wkradał się między elfowe opończę.

— Usiądźmy tutaj i zaczekajmy — powiedział Aragorn, uważnie rozglądając się dookoła. — Jeźdźcy nie są już daleko, więc nie będziemy musieli długo czekać.

*

Nie upłynęło zbyt wiele czasu. Tętent kopyt znacznie się przybliżył. Jeźdźcy gnali z zawrotną prędkością w kierunku wzgórz.

— Obawiam się tego, czego możemy się dowiedzieć — powiedziała cicho Aldianel, wpatrując się przed siebie z wyczekiwaniem, a w jej głosie słychać było lekki niepokój. — Cokolwiek się stanie, nie możemy pozwolić, by nadzieja w nas zgasła.

Po chwili przywódca przemknął obok nich, a za nim mknęli parami odziani w mieniące się kolczugi jeźdźcy. Byli to ludzie wysocy i smukli. Mieli długie jasne włosy, które opadały na ich ramiona, wypływając spod srebrnych hełmów. Końce ich włóczni lśniły, a przy pasach mieli zawieszone miecze. Dosiadali silnych i dostojnych koni, których długie grzywy owiewały ich szyje, lśniąc w promieniach słońca.

Mimo że uważnie rozglądali się dookoła, zdawali się nie dostrzegać czwórki podróżników. Ostatnia para ludzi ich minęła, jednak w tej chwili Aragorn wstał i zawołał:

— Jeźdźcy Rohanu, co nowego na północy?!

Minęło zaledwie kilka sekund. Tamci zawrócili, otaczając ich ciasnym kręgiem. Wycelowali w nich włóczniami, spoglądając spod hełmów czujnymi oczami.

Aragorn stał pośrodku kręgu wyprostowany, a Aldianel Legolas i Gimli cały czas siedzieli na ziemi, spoglądając ze zdumieniem po dumnych twarzach jeźdźców, czekając.

Z kręgu wyłonił się najwyższy spośród ludzi, do jego hełmu przyczepiony był koński ogon. Zatrzymał swojego konia kilka kroków od Aragorna, grot jego włóczni zetknął się z piersią Dunadana. Spod hełmu łypał na nich ostrym, chłodnym spojrzeniem.

Enemy or friend | LegolasWhere stories live. Discover now