29🏹

380 28 11
                                    

Atramentowo-czarne niebo pomału pokrywało się, jasno świecącym gwiazdami. Wiatr rozwiał chmury i teraz wąski sierp księżyca oświetlał srebrnym blaskiem płaski, rozległy szczyt, na którym podróżni spędzali noc.

Była późna noc, minęła już północ.

Aldianel podniosła się, nie mogąc wytrzymać panującej dookoła ciszy. Aragorn i Gimli pogrążeni byli w niespokojnym śnie, a Legolas pomału przechadzał się w oddali. Aldianel w ciszy zbliżyła się do niego, a do jej uszu dotarła cicha pieśń, nucona w języku elfów, która niczym cichy szmer wiatru niosła się w czystym powietrzu.

Elfka dorównała mu kroku i szli razem przed siebie. Aldianel wsłuchiwała się z lekkim uśmiechem w słowa tak dobrze jej znanej pieśni. Po chwili ona tak, że zaczęła nucić cichą melodię, która łączyła się z pieśnią i niosła się w dal. Wyglądali naprawdę niezwykle, wydawało się, jakby emanowała od nich delikatna poświata. Ich jasne włosy mieniły się w blasku księżyca.

Przez długi czas spacerowali, dużo rozmawiając i po prostu spędzając razem czas. Za każdym razem, gdy któryś z ich towarzyszy przebudził się, widział ich razem.

*

Aldianel zatrzymała się na północnym skraju szczytu, gdzie opadał on stromym, nierównym zboczem. Świat zalewał mrok, mimo że noc chyliła się już ku końcowi.

— Nie dostrzeżesz ich — powiedział Legolas, zatrzymując się kilka kroków za jej plecami — są zbyt daleko. Nawet dla nas.

— Tak, wiem — odparła cicho, jednak nie odwróciła wzroku, jeszcze przez chwilę stojąc w bezruchu, owiewana przez lodowaty wiatr. Palce mrozu wkradały się między ich ubrania, przyprawiając ich o dreszcze.

W końcu odwróciła się i oboje ruszyli w kierunku miejsca ich noclegu. Szli przez chwilę w ciszy, która napełniała ich spokojem. Coś jednak było nie tak.

Nagle Legolas zatrzymał się, spoglądając na Aldianel, a w jego oczach kryło się coś dziwnego. Aldianel tak, że stanęła, odwracając się do niego i zadając nieme pytanie.

— Aldianel ja... - zaczął cicho i pomału, jakby w zwolnionym tempie, odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Serce Aldianel przyspieszyło, a jej wzrok podążył za dłonią elfa. Nie rozumiała co się dzieje, nie rozumiała tego dziwnego uczucia, które ją wypełniało, jednak w tamtej chwili się na tym nie skupiała.

— Tak? — zapytała cicho spokojnym głosem, mimo że w środku drżała. Przez chwilę panowała cisza, w której oboje spoglądali na siebie migoczącymi oczami.

— Nie... nic — powiedział, opuszczając dłoń i kręcąc głową ze smutkiem.

Aldianel poczuła, jakby coś uderzyło w nią z ogromną siłą, nie wiedziała, dlaczego to ją zabolało. Elfka odwróciła głowę w bok i pomału opuściła ją, próbując uspokoić swój oddech. Żadne z nich się nie odezwało, jasnowłosa odwróciła się i wolnym krokiem odeszła w kierunku śpiących nie odwracając głowy. Położyła się na zimnym podłożu i owinęła się kocem. Przymknęła oczy, próbując nie myśleć o wydarzeniu sprzed kilku chwil, jednak jej myśli wirowały jak szalone. Elfka miała ochotę krzyczeć z frustracji. Nie rozumiała tego, co się z nią działo. Otworzyła gwałtownie oczy i przeskanowała otoczenie. Legolas wciąż stał w tym samym miejscu, teraz odwrócony plecami i pogrążony w swoich myślach. Aldianel odwróciła wzrok, spoglądając teraz w niebo. W jej oczach odbijał się blask gwiazd.

Aldianel podążyła dłońmi do szyi i ściągnęła z niej naszyjnik. Przyjrzała się lekko mieniącej się powierzchni kryształu i obróciła go kilka razy w palcach. Zacisnęła na nim dłoń i przycisnęła ją do siebie, zaciskając powieki. Dlaczego wszystko musiało być takie trudne? Pomyślała. Wciąż nie była w stanie przyswoić tego wszystkiego do siebie. I chyba elfka wolała nie rozumieć tego uczucia, które ją ogarniało, ponieważ teraz przerażało ją ono dwa razy bardziej.

Jeszcze przez dłuższą chwilę elfka leżała w ciszy, zmagając się z tymi wszystkimi uczuciami. W końcu otworzyła oczy. Jej naszyjnik ponownie znalazł się na jej szyi, a ona podniosła się i powiodła wzrokiem dookoła.

Na wschodzie dzień się już rozpoczynał, a ognista kula słońca pomału wspinała się po nieboskłonie.

Na zachodnim krańcu szczytu widziała Legolasa, który niczym samotne drzewo stał wyprostowany na tle szarzejącego nieba.

Był piękny. Jego długie włosy rozwiewał wiatr, a on stał tam nieporuszony. Było w nim coś niesamowitego. Jednak nie to było w nim najwspanialsze. Legolas był niezwykłą osobą. Aldianel uwielbiała irytować go, uwielbiała spędzać z nim czas, rozmawiać i po prostu być z nim. Przez chwilę przyglądała się jego postaci. I właśnie w tamtym momencie zrozumiała. Zrozumiała, że naprawdę zakochała się w nim, choć jeszcze niedawno nie potrafiła znieść jego osoby. I wtedy już wiedziała, że nie uda jej się z tego wydostać. Może wcale nie chciała?

Aldianel odwróciła się gwałtownie. Przed nią niebo barwiło się czerwienion wschodu. Zaczęła biec, a jej włosy powiewały za nią. Wsoczyła na niewielką skałę, zatrzymując się. Znajdowała się na samym skraju szczytu. Wyprostowała się i odetchnęła świeżym powietrzem, gdy zimny, silny wiatr rozwiał jej włosy. Przed sobą widziała słońce wyłaniające się zza horyzontu. Jasne światło zalewało świat, a szczyty gór mieniły się w złotym blasku.

Legolas przyglądał się jej z oddali. Przed sobą miał ciemną postać na tle wschodzącego słońca, a wydawało się, jakby otoczona była przez rozmyte płomienie ognia.

*

Tego dnia Adianel i Legolas nie musieli budzić towarzyszy. Aragorn i Gimli zerwali się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Aldianel szybko wróciła do pozostałych, a cała czwórka zatrzymała się na północno-zachodnim skraju, spoglądając w kierunku drogi, którą mieli podążyć. Czekał ich kolejny dzień podróży, a oni nie wiedzieli jeszcze, co on przyniesie. Zarówno Aldianel, jak i Legolas zdawali się nie myślec o sytuacji, która wydarzyła się wcześniej. Zachowywali się całkowicie normalnie, a jednak nie dawało im to spokoju.

Przed nimi odległa o siedem mil czerniała gęstwina Fangornu. Od ściany lasu wypływała im na spotkanie wartka wstążka Entyny, której koryto biegło wieloma zakrętami, opadając stromo.

Aldianel nie zwracała już uwagi na swoich towarzyszy. Stała wyprostowana przysłaniając oczy dłonią i skupiając swój wzrok w dali. Oczy jej i Legolasa dostrzegały sylwetki wielu jeźdźców, które szybko przemieszczały się, zmierzając ku nim. Srebrne groty włóczni pozyskiwały w słońcu, a jasne włosy jeźdźców mieniły się w słońcu. Nad nimi unosiły się wstęgi czarnego dymu. Aldianel odwróciła wzrok a spojrzenie jej i Legolasa się spotkały. Oboje dostrzegli to samo i żadne z nich nie było pewne, czy to, co zobaczyli jest dobrym znakiem i zdecydowanie ich to nie uspokajało.

— Jeźdźcy! — zawołał Aragorn, który kilka chwil wcześniej przywarł do ziemi i teraz zerwał się gwałtownie. — Duża grupa jeźdźców zbliża się szybko w naszym kierunku.

— Tak — potwierdził Legolas — mają jasne włosy i uzbrojeni są we włócznie.

— Jest ich stu pięciu, a trzy siodła są puste — dodała Aldianel, jak to miała w zwyczaju, przerywając elfowi.

— Są raptem trzy mile stąd — powiedział Legolas, a Aldianel słyszała w jego głosie nutkę irytacji.

— Nie ważne jak daleko są i tak nie uda nam się im umknąć — rzekł Gimli. — Idziemy naprzód czy poczekamy na nich tutaj?

— Nasz pościg okazał się nieudany, a jeźdźcy zmierzają w przeciwnym kierunku niż orkowie i może dowiemy się czegoś od nich. Poczekajmy na nich tutaj — oświadczył Aragorn.

Północny stromym stokiem zeszli do podnóża wzgórza.

A więc...
Do następnego!

Ps. Dziękuje za dwieście gwiazdek!🧝🏻‍♀️ Ten rozdział miał być wcześniej, jednak nie wszystko poszło po mojej myśli.

Enemy or friend | LegolasWhere stories live. Discover now