6🏹

776 30 3
                                    

Rozdział poprawiony ;D

Niebo było pokryte ciemnymi chmurami, a zimny wiatr przyprawiał o dreszcze. Kolejne dwie noce podróżni szli, wznosząc się coraz wyżej. Powietrze jeszcze bardziej się oziębiło, a oni musieli iść jeszcze wolniej, ponieważ droga coraz bardziej kluczyła między wzgórzami. W końcu wyrósł przed nimi wysoki, potężny wierzchołek otulony śniegiem. Skaliste urwiska skąpane były w matowym, czerwonym świetle.

- Za nami zima w pełni — Aldianel usłyszała cichy głos Gandalfa, który rozmawiał z Aragornem. Późniejsze słowa czarodzieja obudziły w niej ciekawość. - Daleko na północy wzgórza są teraz znacznie bielsze, śnieg zalega nisko na ich zboczach. Dzisiejszej nocy powinniśmy być już wysoko na ścieżce do Bramy Czerwonego Rogu. Musisz przyznać, że na wąskiej, odsłoniętej ścieżce będzie łatwo nas wyśledzić, a pogoda może okazać się jeszcze większym zagrożeniem. Co teraz sądzisz o wybranej trasie?

Aldianel domyśliła się, że Czarodziej i Aragorn już wcześniej zaczęli tę rozmowę, jej niepokój jeszcze bardziej się nasilił, czyżby Gandalf chciał obrać inną trasę? Jeśli tak to jaką?

- Dobrze wiesz, że od samego początku mam pełno obaw. Niebezpieczeństw, tych znanych i nieznanych będzie coraz więcej, my jednak musimy iść naprzód. Następna przełęcz prowadząca na południe to dopiero Wrota Rohanu, a co do tamtej drogi mam jeszcze mniej zaufania. Nic nam nie da zwlekanie z przekroczeniem gór. Nie wiadomo komu, służą władcy koni.

- To prawda! - zgodził się z nim Gandalf — jednak jest inna droga, o której już rozmawialiśmy. Jest ciemna i dyskretna, jednak nie wiedzie przez przełęcz Karadhrasu.

- Nie mów nic, o tej drodze, dopóki nie stanie się oczywiste że nie mamy innego wyjścia.

- Musimy podjąć decyzję, zanim ruszymy dalej — upierał się czarodziej.

- Więc dobrze, rozwiążemy wszystko dokładnie, gdy inni będą odpoczywali — rzekł w końcu Aragorn.

Aldianel przełknęła głośno ślinę i zwolniła kroku, by znaleźć się na samym końcu grupy. Dziewczyna czuła się coraz gorzej. Ręce jej się delikatnie trzęsły i nie była pewna czy bardziej z zimna, czy ze zdenerwowania. Głowa bolała ją od natłoku myśli i czuła że zaraz eksploduje, jeśli z nikim nie porozmawia. Nie pamiętała, kiedy ostatnio mogła porozmawiać o swoich zmartwieniach i męczącym ją niepokoju. Kiedyś miała Aragorna, jednak ona sama się od niego odcięła, podobnie jak od wszystkich innych, a teraz? Ciężko było jej z nim rozmawiać. W końcu sama nie chciała z nikim rozmawiać i teraz właśnie mogła obserwować konsekwencje swoich wyborów.

Późnym popołudniem podróżni kończyli posiłek, a Gandalf i Aragorn odeszli na bok. Aldianel przez chwilę przyglądała się im, aż w końcu odpuściła i skupiła swój wzrok na jedzeniu. Kiedy wrócili do towarzyszy, Aldianel mogła odetchnąć z ulgą, ponieważ ze słów czarodzieja dało się wywnioskować, że wybór padł na walkę z pogodą i przełęczą. Jeśli podejrzenia dziewczyny, co do drugiej drogi były słuszne, to śmiało mogła powiedzieć, że prawie każda inna opcja jest od niej lepsza.

- Zaobserwowane przez nas znaki wskazują na to że Brama Czerwonego Rogu jest obserwowana, ja obawiam się tak, że pogorszenia pogody. Z północy może nadciągnąć śnieg. Musimy iść najszybciej, jak potrafimy, jednak i tak w najlepszym wypadku na grań przełęczy dostaniemy się w dwóch etapach. Dzisiaj zmrok zapadnie wcześnie, musimy wtedy być gotowi do drogi.

Dziewczyna jakby przez mgłę słyszała dalszą część rozmowy. Była strasznie zmęczona, od dawna nie zaznała prawdziwego odpoczynku. Umysł elfa odpoczywa, błądząc po dziwnych ścieżkach marzeń, a niepokój, który męczył dziewczynę, skutecznie uniemożliwiał ten odpoczynek. Ilość zmartwień gnieżdżących się w jej głowie trzymało jej umysł z dala od wypoczynku.

*

Na początku szli szybko, jednak droga stawała się coraz bardziej stroma i trudna. Noc była ciemna, bez najmniejszego blasku gwiazd. Kręta ścieżka często znikała przegrodzona zwałami skalnymi. O północy dotarli do miejsca, gdzie wyrastała przed nimi skalna ściana, Nad którą niewyraźnie majaczyły urwiska Karadhrasu. Mozolnie wdrapali się od boku na szczyt płyty i na chwilę przystanęli. Aldianel rozejrzała się, jednak nawet jej oczy nie wiele potrafiły dostrzec w otaczającym ich mroku. Uniosła głowę w górę, a na jej nos opadł drobny płatek śniegu.

Ruszyli w dalszą drogę, jednak gęsty śnieg sypał w oczy i utrudniał widoczność. Gandalf przystanął, a Aldianel, która szła z opuszczoną głową, prawie wpadła na idącego przed nią Sama. Uniosła wzrok na czarodzieja, którego kaptur i ramiona okrywała gruba warstwa śniegu, który sięgał już powyżej kostek.

- Tego się obawiałem — rzekł. — Co teraz powiesz Aragornie?

- Ja, tak że obawiałem się śniegu — odparł — Jednak nie takk bardzo jak innych utrudnień. Rzadko zdarzają się tutaj zamiecie jak już, wysoko w górach. My natomiast jesteśmy dość nisko, tutaj najczęściej przejścia pozostają wolne przez całą zimę.

- Zastanawia mnie czy nie jest to, aby podstęp wroga — odezwał się Boromir. — W mojej ojczyźnie mówią że są mu podwładne burze w Górach Cienistych. Ma ogromną moc i potężnych pomocników.

- Bardzo daleko sięga jego ramię, skoro północnym śniegiem potrafi nas nękać w odległym o dwieście mil miejscu — powiedział Gimli.

Podczas ich postoju wiatr stopniowo zelżał, a śnieg niemal zupełnie ustał. Ruszyli w dalszą drogę, jednak niemal od razu zamieć powróciła z dawną siłą. Teraz nawet Boromir z najwyższym trudem posuwał się naprzód. Hobbici chronili się za wyższymi towarzyszami, z trudem wyciągając nogi z zasp. Jak na niemą komendę cała grupa się zatrzymała. W otaczającej ich ciemności rozlegały się niepokojące odgłosy, tak jak by wiatr poświstywał głośno w szczelinach skalnych, im wydawało się jednak że słyszą przenikliwe wrzaski i dziki rechot. Nagle ze zbocza zaczęły spadać na nich kamienie, przelatując ze świstem nad ich głowami i lądując po drugiej stronie ścieżki. Co chwilę rozbrzmiewał głuchy huk i kolejne głazy staczały się z góry.

- Nie powinniśmy iść dalej — rzekł stanowczo Boromir — mówcie, co chcecie, ale ja słyszę czyjeś dzikie głosy i widzę ciskane w nas kamienie.

- Ja natomiast sądzę że ten wiatr nie jest niczym innym tylko wiatrem, nie przeczy to jednak twoim podejrzeniom. Na świecie jest wiele nieprzyjaznych istotom sił, które wcale nie muszą współpracować z Sauronem i mogą działać z własnej woli.

- Karadhras nie bez powodu ma przydomek okrutny, zła sława owiewa go od dawnych czasów, za których nikt nie słyszał jeszcze o Sauronie. - dodał Gimli.

- Niestety nie ma znaczenia, kto jest naszym przeciwnikiem, gdy nie da się odeprzeć ataku — mruknął Gandalf. — Musimy stanąć albo zawrócić. Kawałek dalej rozpościera się szeroka półka leżąca u podnóża stromego stoku. Nie znajdziemy tam żadnej ochrony przed śniegiem i skałami czy innymi zagrożeniami.

W końcu stwierdzili że należy się zatrzymać. Przesunęli się jak najbliżej skalnej ściany. Kawałek nad ścieżką skała się wybrzuszała, więc mięli nadzieję, że choć odrobinę osłoni ich ona przed głazami i wiatrem. Śnieg sypał coraz gęstszy, a mroźny wiatr owiewał ich od każdej strony. Gdyby nie wyższe osoby zapewne hobbici zniknęliby w zaspach.

- Gandalfie, niziołki tego nie przetrwają, nie możemy stać tutaj i czekać aż śnieg nas zasypie. - odezwał się stłumionym przez huk wiatru głosem Boromir.

- Niech każdy, od hobbitów zaczynając, weźmie po łyku. Niezwykły to napój, miruvor, kordiał Imladrisu, dostałem go Elronda.

Gdy bukłak dotarł do Aldianel, dziewczyna wzięła mały łyk i poczuła, jak nowe siły wypełniają jej serce. Jej zmęczenie zelżało, od dawna nie wypełniały ją takie siły, a głosy jej zmartwień stały się jakby cichsze i mniej męczące.

- A co powiesz o ognisku, Gandalfie? - zapytał nagle Boromir. - Wydaje się że właśnie teraz stajemy przed wyborem śmierci i ogniska. Jestem pewny że nie dostrzegą nas żadne nieprzyjazne oczy.

- Skoro potrafisz, to rozpal ognisko — odparł mu czarodziej — jeśli ktoś, komu niestraszna taka zawierucha, nas obserwuje, ogień, ani mu nie pomoże, ani nie przeszkodzi.

Aldianel nie widziała najmniejszego sensu w próbie rozpalenia ogniska, bo, chociaż poszli za radą Boromira i wzięli ze sobą drewno, to rozpalenie ogniska przy takiej wichurze przekraczało możliwości zarówno elfa, jak i krasnoluda. Wreszcie, bardzo niechętnie, zainterweniował Gandalf. Przez chwilę przytrzymywał wiązkę chrustu, a kiedy wysunął w jej stronę różdżkę ze słowami: Naur an edraith ammen! Zajęła się ogniem. Wszyscy z zachwytem wpatrywali się w zielono niebieski płomień. Drewno radośnie trzaskało. Z płomieni sypały się iskry, a śnieg pod ich stopami zmieniał się w stopioną breję. Z radością grzali dłonie nad żarem, który oświetlał ich strapione twarze chwiejnym blaskiem.
Wrzucili w płomienie ostatnią wiązkę chrustu, a płomień pomału przygasał.

- Noc zbliża się do końca. Niedługo będzie świtać — Powiedział Aragorn.

- O ile światło przebije się przez te chmurzyska — mruknął Gimli.

Boromir postawił kilka kroków w ciemności.

- Śnieg zaczyna rzednąć, a wiatr jest spokojniejszy — powiedział. Aldianel też się rozejrzała, faktycznie, wiatr odrobinę ucichł, a płatki śniegu stały się większe i rzadsze. Zbliżał się szary świt, a śnieg wreszcie ustał. Robiło się coraz jaśniej, a przed ich oczami odsłonił się pogrążony w bieli świat. Ich ścieżka całkowicie zniknęła pod grubą warstwą śniegu, a szczyty gór chowały się w puchatych, szarych chmurach.

- Karadhras nam nie wybaczył, jeśli ruszymy dalej, będzie miał dość śniegu w zapasie. Im szybciej znajdziemy się na dole, tym lepiej — rzekł Gimli, spoglądając w górę.

Wszyscy się z nim zgodzili. Powrót jednak wcale nie był łatwy. Śnieg sięgał hobbitom ponad głowy nawet w pobliżu resztek wypalonego ogniska.

- Gdyby Gandalf poszedł przodem z ognistym płomieniem, wytopiłby nam drogę — odezwał się Legolas, który wyglądał na najmniej przejętego ze wszystkich i w przeciwieństwie do Aldianel, która miała ponurą minę, jako jedyny zachował dobry humor.

- Gdyby elfowie potrafili przelecieć nad górą, mogliby sprowadzić słońce, żeby pomogło wyjść nam z opresji — mruknął czarodziej. — Nawet ja muszę mieć jakiś surowiec, aby rozpalić ogień, nie potrafię rozpalić śniegu.

- Jak to powiadają u nas — rzekł Boromir — kto nie ma w głowie ten ma w nogach. Dlatego najsilniejsi niech torują drogę. Ścieżka, którą przyszliśmy, prowadzi przez tamto żebro w dole, gdzie zaczął zasypywać nas śnieg. Możliwe że dalej droga będzie znacznie prostsza.

- Więc chodźmy razem, przodem — powiedział do niego Aragorn. Dundan był z nich wszystkich najwyższy, a Boromir tylko odrobinę od niego niższy i bardziej barczysty oraz masywny. Tak więc Boromir ruszył przodem, a Aragorn podążył za nim. Poruszali się powoli, z wielkim trudem. Miejscami warstwa śniegu sięgała im niemal do piersi.

- Słyszeliście: najsilniejsi niech torują drogę. — odezwał się wesoło Legolas — ja natomiast dodałbym: niech oracz, orze, pływanie zostawmy wydrze, natomiast jeśli chodzi o pomykanie po liściach, trawie czy śniegu.

- To najlepsze będą elfy — powiedziała Aldianel, wcinając się Legolasowi w słowo i uśmiechając się z lekka złośliwie. Dziewczyna postanowiła, choć na chwilę odciągnąć swoje myśli od męczących ją zmartwień i z tymi słowami wskoczyła na wierzch białej zaspy i zwinnie przemknęła, obok zmagających się ze śniegiem Aragornem i Boromirem. Legolas poszedł w ślady dziewczyny i tak że wskoczył na zaspę, jednak zanim pobiegł za nią, zwrócił się do Gandalfa.

- Bywajcie! — zawołał — idziemy poszukać słońca!

I po chwili tak jak wcześniej Aldianel zniknął za załomem skalnym.

Legolas szybko dogonił dziewczynę, idąc kilka kroków za nią. Panowała całkowita cisza, nie licząc cichego skrzypienia śniegu pod ich stopami. Aldianel jak zwykle pogrążona była w swoich myślach, z których wyrwało ją uderzenie w głowę, któremu towarzyszyło nieprzyjemne zimno. Odwróciła się do elfa idącego za nią, piorunując go wzrokiem i jednocześnie strzepując śnieg z włosów. Chłopak uśmiechał się niewinnie, podczas gdy jasnowłosa mordowała go wzrokiem.

- Skoro tak bardzo zależało ci na tej wyprawie, to mogłabyś, chociaż nie roztaczać ponurej atmosfery — powiedział ni stąd, ni z owąd i wyminął dziewczynę.

Aldianel uśmiechnęła się złośliwie i zebrała z ziemi odrobinę śniegu.

- Legolas! - zawołała, a gdy chłopak się odwrócił, w ułamku sekundy dziewczyna się zamachnęła, trafiając go śnieżką prosto w twarz.

- I kto się teraz śmieje? - zapytała dumna z siebie i ponownie wyminęła elfa.

Dziewczyna po raz kolejny zatopiła się w swoich myślach, zastanawiając się, nad tym co powiedział chłopak.

Legolas miał rację, dziewczynie zawsze tak bardzo zależało na podróżach, a jednak teraz nie potrafiła się z niej cieszyć. Aldianel pozwoliła niepokojowi i zmartwieniom zdusić jej optymistyczną naturę. Nadszedł czas, by dziewczyna ponownie stała się tą pełną pozytywnej energii, optymistyczną, umiejącą cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy elfką, którą zawsze była. Ponieważ nawet, a właściwie przede wszystkim w najciemniejszych chwilach była potrzebny jasny promyk światła i iskierka radości. Wiedziała że całkowicie nie pozbędzie się zmartwień, jednak nie chodziło o to, aby ich do siebie nie dopuszczać, a aby nie dać im przejąć kontroli nad emocjami. I mimo że dziewczyna nadal pałała niechęcią do tego elfa i wciąż nie zapomniała mu tego, jak pochopnie ją ocenił, była mu wdzięczna za to że otworzył jej oczy, ponieważ zbyt długo pozwalała, aby złe myśli brały górę.

Enemy or friend | LegolasWhere stories live. Discover now