9🏹

623 25 0
                                    


Podróżni doszli do miejsca w którym droga ostro zakręcała. Teraz droga, która prowadziła wcześniej na południe biegnąc między krawędzią strumienia, a ścianą zbocza po lewej, skręcała na wschód. Gdy minęli załom skalny wyrosła przed nimi niewysoka skalna ściana o poszarpanych krawędziach. Ze skały wąskim strumieniem spływała woda.

— Wszystko się tu zmieniło — powiedział Gandalf. — jednak jestem pewien gdzie jesteśmy. Ten strumień jest wszystkim co pozostało z Wodospadu Schodów. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi z boku w skale wykute są stopnie a droga z lewej prowadzi spiralami aż na sam próg kaskady. Później płaską doliną podchodziło się do ścian Morii. Zobaczmy jak  teraz to wygląda.

Z łatwością udało im się znaleźć schody, a Gimli pognał ku nim mając za sobą Gandalfa i Froda.

Aldianel pomału ruszyła za pozostałymi przepełniona sprzecznymi emocjami. Jednocześnie chciała iść do przodu, wiedziała że nie ma innego wyjścia i muszą obrać tą drogę jednak strach powstrzymywał ją przed zrobieniem kolejnego kroku. Nie, nie mogła dać się obezwładnić strachowi. Starała się znaleźć jakiekolwiek pozytywy zaistniałej sytuacji co niestety nie było łatwe. Skupiła się na tym co dawało jej radość, pomyślała o dobrych chwilach. Będzie w porządku. Nie jest sama. Ruszyła już  pewniej za resztą czując się odrobine lepiej.

Weszli na sam szczyt. Niebo ponad nimi było zabarwione złotem i czerwienią blasku słońca, chylącego się ku zachodowi. Teraz mogli dostrzec dlaczego wysechł Potok Spod Bramy, a tak że jasne stało się że muszą odnaleźć inną drogę. Stali na szczycie schodów, a przed nimi rozpościerała się tafla jeziora. Jego powierzchnia była czarna i nie odbijała promieni słońca które czerwonym blaskiem oświetlało skały. Strumień Sirannonu został przegrodzony a wody rzeki rozlały się dookoła wypełniając całą dolinę.  Na przeciwległym brzegu jeziora rozciągały się kamienne ściany, które skąpane były w blasku słońca, niczym zatopione w wodach czerwonego światła.

— Oto ściany Morii — rzekł Gandalf. — To tam niegdyś znajdowało się wejście do Morii, Elfowa Brama, która była zakończeniem drogi prowadzącej  z Hollinu, która teraz jest zablokowana. Jestem pewny, że żadne z nas nie ma ochoty wieczorem przeprawiać się przez jezioro, wypełnione odpychającą wodą.

Aldianel przyjrzała się wodzie wypełniającej dolinę, coś było w tym jeziorze co napawało ją lękiem, może była to nieprzenikniona, ciemna toń wód, a może czarna tafla w której nie odbijał się ani jeden promień zachodzącego słońca.

— Musimy obejść północny brzeg jeziora —stwierdził Gimli. — Powinniśmy iść dalej drogą i zobaczyć gdzie nas zaprowadzi.

Na granatowo aksamitnym niebie zamigotały pierwsze gwiazdy. Podróżni byli zmęczeni i zdyszani gdy dotarli nad brzeg jeziora. Pomiędzy otaczającymi dolinę wypełnioną ciemną wodą, skalnymi urwiskami, a brzegiem jeziora rozciągał się dość szeroki pas gruntu pokryty z lekka zżółkniętą trawą i licznymi kamieniami. Szybkim tempem ruszyli w kierunku wskazanego przez Gandalfa miejsca od którego dzieliło ich jeszcze prawie pół mili. Na najdalej wysuniętym na północ skraju jeziora drogę przegradzała im nieruchoma i wąska struga o zielonkawym kolorze, wyciągnięta w kierunku gór niczym ramie jakiegoś wodnego potwora z głębin. Gimli śmiało, bez wahania ruszył na przód i po chwili mógł stwierdzić że woda nie sięgała powyżej kostek. Pozostali ruszyli za nim ostrożnie stawiając kroki na oślizłych kamieniach znajdujących się pod powierzchnią brudnej, szlamowatej wody.

Gdy idący na końcu Sam prowadzący Billa znalazł się na drugim brzegu, z odmętów jeziora dobiegł ich dziwny plusk. Wszyscy prawie równocześnie odwrócili się, a od środka jeziora kręgami rozchodziły się spienione, zielonoczarne fale. Gandalf szedł teraz szybko stawiając wielkie kroki, a pozostali starali się za nim nadążyć. Podróżni szli trzymając się jak najbliżej kamiennej ściany unikając kontaktu ze złowieszczą wodą. Pokonali już około osiem staji w kierunku południowym, a ich oczą ukazały się ostrokrzewy. Na płyciźnie widzieli zbutwiałe pniaki i gałęzie wydające się być resztkami jakiegoś płotu czy żywopłotu, który zapewne niegdyś oddzielał drogę od teraz zalanej doliny. Przy ścianie pięły się w górę dwa nadnaturalnej wielkości ostrokrzewy. Wcześniej patrząc na nie ze szczytu schodów wydawały się być niewielkimi krzaczkami. Teraz jednak piętrzyły się wysoko, a ich korzenie ciągnęły się od ściany aż do wody przypominając oślizłe węże. Wysokie, ciemne i milczące ostrokrzewy przywodziły na myśl wieże obronne strzegące wejścia do fortu.

Enemy or friend | LegolasWhere stories live. Discover now