38🏹

378 22 4
                                    

— Chodź — mruknął cicho, wyciągając dłoń w jej kierunku. Aldianel bez wahania chwyciła ją, wciąż uśmiechając się radośnie. Legolas przyciągnął ją delikatnie do siebie, obejmując ją i zamykając w uścisku, który elfka niemal od razu odwzajemniła. Przez chwile stali tak w ciszy, ich oddechy owiewały ich skórę, a po ich ciałach rozlewało się ciepło, wywołane bliskością drugiej osoby. W tamtej chwili nie liczyło się nic, ponieważ w swoich objęciach znajdowali wszystko, czego potrzebowali. Ponieważ było spokój i bezpieczeństwo, ponieważ byli oni.

Aldianel odsunęła się odrobinę, wciąż jednak pozostawali blisko siebie, ich ciała niemal się stykały, a oddechy owiewały skórę. Elfka uniosła głowę, odrywając wzrok od podłoża. Ich spojrzenia zderzyły się ze sobą, oceaniczny błękit zderzył się z chłodną stalą oczu Legolasa, które jednak wypełniało ciepło, gdy spoglądał na nią. I wtedy świat mógł się skończyć, a oni nie zwróciliby na to uwagi, ponieważ w tamtej chwili było dobrze, nawet lepiej, było wspaniale mimo wszystko.

Aldianel przeniosła swoje dłonie na tył jego głowy, zbliżając do siebie ich twarze, a on objął ją, ponownie przyciągając ją do siebie i już nie zwracając uwagi na nic, złączył ich usta w pełnym emocji pocałunku, w którym jednak nie zabrakło czułości.

Jednak była to tylko chwila, która prysła niczym bańka mydlana. Nie, nie było dobrze, a ona była zła na samą siebie, że choćby przez chwile tak myślała. Czuła się źle, miała wyrzuty sumienia, że pozwoliła sobie zapomnieć. Te okropne myśli zawładnęły jej umysłem i nie chciały go opuścić, mimo że tak naprawdę się z nimi nie zgadzała.

Oderwali się od siebie, a elfka odsunęła się, odchodząc od Legolasa i zatrzymała się kilka kroków dalej, zawieszając spojrzenie w przestrzeni przed sobą. Jednak nie skupiając się na tym, co widziała.

— Co się dzieje? — zapytał cicho Legolas, podchodząc do niej i delikatnie dotykając jej ramienia. Przez chwilę elfka nic nie odpowiadała, jakby sama nie była pewna, jak brzmi ta odpowiedź.

— Martwię się — powiedziała w końcu cicho.
— Martwię się, co będzie z Frodem i Samem, Merrym, Pippinem, z nami. Gimli Aragorn my wszyscy. Nie ma już nadziei.

Po jej policzku spłynęła samotna łza, zostawiając po sobie wilgotną ścieżkę. Legolas obrócił ją przodem do siebie i delikatnie starł łzę z jej policzka.

— Shh, nie płacz księżniczko — szepnął cicho, gładząc jej policzek w uspakajającym geście, a ona poczuła, jak przebiega ją dreszcz. Odetchnęła ciężko, zbierając się w sobie, by mówić dalej. Czuła się słaba, jakby odebrano jej wszelką siłę, a każde kolejne wypowiadane przez nią słowo jeszcze bardziej ją osłabiało.

— Co, jeśli Frodo nie da rady, co jeśli my zawiedziemy? — zapytała, a jej głos drżał lekko, gdy wypowiadała kolejne słowa. Nie wątpiła w nich, jednak nie potrafiła odgonić niepewności, która z wolna owładała jej serce.

Legolas z początku nic nie odpowiedział, jedynie uważnie się jej przyglądając, jakby chciał wyczytać wszystkie myśli z jej twarzy.
Nie bała się o siebie, lecz o wszystkich innych, martwiła się, a te wszystkie emocje zżerały ją od środka. Jeszcze chwile temu wszystko było w porządku, jednak teraz nie było dobrze, zdecydowanie nie, widział to w jej przepełnionych bólem oczach.

— Nie myśl teraz o tym. To, że będziesz się tym teraz martwić, nie sprawi, że będzie lepiej. Może masz rację i nie ma już nadziei, jednak nie ma nic złego w odrobinie radości, a ty nie możesz obwiniać się o to, że byłaś przez chwilę szczęśliwa — na krótką chwilę zamilkł, jedynie spoglądając na nią.

— Cieszę się, że jesteś przy mnie. Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie — powiedział, a Aldainel poczuła, jak ciepło rozlewa się po jej ciele, gdy spoglądała na niego zaszklonymi oczami, nie mogąc uwierzyć, jak wspaniały był.

Enemy or friend | LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz