Rozdział 18

33 4 0
                                    

Powoli wstałam i ruszyłam w jego stronę. Byłam kilka metrów od niego, gdy usłyszałam strzał...

- Five! - krzyknęłam podbiegając do bruneta.

- W-wszystko okej, zajmij się  złodziejem... - powiedział

- Teleportuj się do Academii, mama Ci pomoże

- Nie mogę, nie dam rady... Idź, szybko zanim ucieknie.

- Nie, nie mogę cię tak zostawić!

- Dam sobie radę, idź. Szybko!

Pokiwałam głową i pobiegłam za mężczyzną. Szybko go dogoniłam i rozprawiłam się z nim. Nie miałam czasu na szarpanie się więc bez zastanowienia rzuciłam się na niego.

Wróciłam do Five. Widziałam jak zestresowani zakładnicy próbują udzielić mu pomocy.

- Wszystko z nim dobrze? - zapytałam

- Stracił przytomność. Trzeba wezwać karetkę. - powiedziała wysoka blondynka.

- Luther! - zaczęłam wołać brata.

- Co się stało? - mruknął blondyn wchodząc przez drzwi.

- Jeden ze złodzieji postrzelił Five w brzuch gdy nie widzieliśmy. Zajmowałam się zakladnikami a on się rozglądał. Nie mógł się teleportować i-

- Sophia, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Zaraz zabierzemy go do Academii. - powiedział Luther uciskając ranę kawałkiem materiału.

- Co ty robisz? Nie możesz go stąd zabrać?

- Musimy poczekać aż Allison, Diego i reszta załatwią wszystkich złodzieji. Dobrze by było gdybyś im pomogła.

Pokiwałam głową i pobiegłam pomóc rodzeństwu. Publicznie nie mogłam pokazywać że jestem wilkołakiem. Mogłam używać mocy ale nie zagryzać ludzi na śmierć. Poszło nieco wolniej ale i tak dość szybko.

Gdy skończyłyśmy pobiegłam do Luthera i Five.

- Szybko! Możesz już wychodzić! - krzyknęłam na co blondyn wybiegł przed bank.

Przed budynkiem było już wiele dziennikarzy. Ojciec już przygotowywał się do powiedzenia swojej historii o wspaniałych dzieciach z niezwykłymi mocami. Jednak gdy zobaczył, że jedno z jego dzieci jest ranne bez zastanowienia kazał nam wszystkim wsiąść do auta i odrazu pójść do swoich pokoi. Natomiast on poszedł z Five w zupełnie inną stronę. Tam czekało jego auto, którym kierował jego prywatny kierowca. Nam także załatwił takiego kierowcę.
Biegliśmy do auta odganiając paparazzi.
Byłam strasznie zestresowana, a po moich policzkach spływały łzy.

- Co się stało z Five? - zapytała Allison.

- Został postrzelony... - powiedział Luther.

Allison przytuliła się do mnie. Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się.

Gdy dojechaliśmy do Academii pobiegłam do drzwi i otworzyłam je. W kuchni czekał Pogo.

- Pogo! Co z nim?! - zapytałam

- Dzieci, idzcie do swoich pokoi, natychmiast. - rozkazał

- Nie powiesz nam nawet co się z nim dzieje? To nasz brat! - krzyknął Diego.

- Dowiecie się w swoim czasie. - odpowiedział

Pobiegłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Odrazu zalałam się łzami.
Po chwili poczułam jak obok mnie siada Vanya.

- Sophia... nic mu nie będzie, spokojnie. Jest silny. - wyszeptała

- Nie mogę go stracić. Straciłam brata a teraz jego? Dopiero się pogodziliśmy, a teraz co? - mruknełam

- Obiecuję, że wszystko dobrze się skończy. Reginald odpowiednio się nim zajmie. Jest w dobrych rękach.

- Możesz zostawić mnie samą? Proszę...

- Oh, tak. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to mów.

- Mhm...

- Chce być sama, dajmy jej chwilę... - usłyszałam głos brunetki mówiącej najprawdopodobniej do reszty rodzeństwa.

Po jakimś czasie zasnęłam. Nawet nie wiedziałam kiedy.
Gdy się obudziłam zobaczyłam kanapki na szafce nocnej. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po jedną z nich. Chwyciłam telefon i sprawdziłam godzinę.

- Spałam prawie 4 godziny?! - krzyknęłam sama do siebie.

Szybko zbiegłam na dół. Przy stole siedział ojciec, Pogo oraz Grace.

- Sophia, tak nam przykro... - zaczął Pogo

- To silny chłopak, obudzi się za niedługo... - dokończyła mama

- O czym wy mówicie? - zapytałam ze łzami w oczach.

- Five jest w śpiączce. - odpowiedział zimno Reginald udając się na schody.

Jak najszybciej pobiegłam do sali operacyjnej. Naprawdę był w śpiączce...

- Five! Nie żartuj sobie! Dopiero się pogodziliśmy... Nie możesz mi tego zrobić! Proszę, obudź się!

(Kilka dni później)

Minęły już cztery dni odkąd mój chłopak jest w śpiączce. Od temtej pory nie opuszczam jego pokoju. Cały czas jest podłączony do kroplówki i jakiegoś urządzenia. Leży nieruchomo na łóżku a ja codziennie spędzam z nim kilkanaście godzin czekając aż się obudzi.

- Five, ty draniu. Budź się bo nie mam z kim ćwiczyć na treningach. Nie dość, że z tobą nie mogę, to z Sophią też bo całe dni przesiaduje tutaj. - zaśmiał się Diego siedzący obok mnie.

- Ojciec dużo narzekał na mnie, że mimo jego nakazów nie przychodzę na  zajęcia? - zapytałam śmiejąc się.

- Chodzi wściekły jak osa. Dwóch naprawdę dobrych "zawodników" nie przychodzi na zajęcia. Nie załamuje się do końca widząc jak ja i Luther walczymy mimo że wtedy prawie zabijany się na śmierć.

- Oj Diego...

- Nie moja wina, że ten idiota myśli że jest lepszy!

- Jaaaasne...

- Ile to już dni?

- Cztery. Jutro będzie piąty...Boje się, że bedzie tak jak z moim bratem. Najpierw jego stan się polepszy a później... sam wiesz.

- Nie masz się o co martwić... Obiecuję, że wszystko za niedługo wróci do normy. Five zawsze daje radę.

- Czemu nagle jesteś dla niego taki miły?

- Mimo, że za nim nie przepadam to nigdy nie zmienię tego, że wychowujemy się razem od niemowlaka. Chociaż lubię go też dlatego, że nie lubi Luthera.

- Tak, to drugie chyba najbardziej was łączy... Jak myślisz, kiedy się obudzi?

- Nie mam pojęcia. Pewnie za niedługo. Chodźmy już, zaraz obiad.

- Nie chcę dzisiaj jeść. Zjem później.

- Jesteś pewna? Kolejny raz tak mówisz.

- Tak, jestem pewna.

Długo siedziałam przy brunecie. Dopiero około 18.00 wróciłam do pokoju.
Byłam zmęczona więc po kolacji prawię odrazu poszłam spać.

Obudziłam się około 2.00 w nocy. Patrzyłam przez okno. Widziałam ulice którą oświetlały lampy. Raz na jakiś czas przejeżdżało auto. Księżyc świecił dość mocno. Pamiętaj, że jak z bratem wychodziłam na nocne spacery po lesie. Najczęściej podczas pełni.

Weszłam na instagrama i zobaczyłam, że Alice jest aktywna.
Stwierdziłam, że do niej napiszę.

~902 słowa

Eight - Sophia EvansWhere stories live. Discover now